WITAJ MAJOWA JUTRZENKO
Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Która w całej Polsce słynie.
Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.
Witaj dniu trzeciego maja,
który wolność nam zwiastujesz.
Pierzchła już ciemiężców zgraja.
Polsko, dzisiaj tryumfujesz!
Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.
Nierząd braci naszych cisnął,
Gnuśność w ręku króla spała,
A wtem trzeci maj zabłysnął -
I nasza Polska powstała.
Witaj maj, piękny maj,
Wiwat wielki Kołłątaj!
Ale chytrości gadzina
Młot swój na nas gotowała,
Z piekła rodem Katarzyna
Moskalami nas zalała.
Chociaż kwitł piękny maj,
Rozszarpano biedny kraj.
Wtenczas Polak z łzą na oku
Smutkiem powlókł blade lice
Trzeciego maja co roku
Wspominał lubą rocznicę.
I wzdychał: Boże daj,
By zabłysnął trzeci maj!
Na ustroniu jest ruina,
W której Polak pamięć chował,
Tam za czasów Konstantyna
Szpieg na nasze łzy czatował.[1]
I gdy wszedł trzeci maj
Kajdanami brzęczał kraj.
W piersiach rozpacz uwięziona
W listopadzie wstrząsła serce,
Wstaje Polska z grobów łona,
Pierzchają dumni morderce.
Błysnął znów trzeci maj
I już wolny błogi kraj!
Próżno, próżno, Mikołaju
Z paszcz ognistych w piersi godzisz,
Próżno rząd wolnego kraju
Nową przysięgą uwodzisz.
To nasz śpiew: wiwat maj!
Niech przepadnie Mikołaj!
O zorzo trzeciego maja!
My z twoimi promieniami
Przez armaty Mikołaja
Idziem w Litwę z bagnetami.
Wrogu, precz! Witaj maj
Polski i litewski kraj!
tekst - Rajnold Suchodolski , uczestnik Powstania Listopadowego
____________________________________________________________________________________________________________________________________________
KRYSTYNA MAZUR
Prawa autorskie - Krystyna Mazur (Szczecinek)
I/ Z cyklu KOTY :
IMPREZA
I pomimo chmur i przenikliwego zimna duży ruch dzisiaj w niebie. Przed chwilą z klucza przeleciały żurawie. Gęsie przemknęły gęsiego na innej wysokości. Nie potrąciły latającego w kółko gołębnika. Białe i czarne plamy migają bez zrozumienia gdzie wrony, gdzie rybitwy i inna drobnica niebieska. Kot za oknem stroszy sierść. Czai się. Szczęka zębami na rybitwy, które zboczyły z drogi, zatoczyły koło. Pikują. Jeszcze tylko zaskrzeczą i zmieniają kierunek. Odlatują, wracają, odlatują, wracają. Oj kocie, w niebie jest boska zabawa.
WIOSNA
Ciepło otrząsa się z uwięzi.
Słońce przeczesuje balkon.
Przesuwa cienie. Rozgrzewa fotel.
Udeptuję najjaśniejszy punkt, jednocząc
zapach, dźwięk, ciepło i miękkość
dla Burej, co pod balkonem
łasi się kocim alikwotem.
Spacer po rozgrzanej balustradzie
płoszy czarne anioły. Skrzeczą,
że i tak sfrunę w łapy Burej.
Niebo kryje się
w kociej miętce
rosnącej pod balkonem.
PRZENIKANIE
Kuchnia roznosi zapach soku malinowego.
Jest palnik, garnek i cukier. Są maliny.
Wystarczy. W rozgrzanej przestrzeni kot
zmierzwił sierść. Łapie muchę.
Nic nie wie o słońcach obrastających chruśniaki.
Aromat lasu łasi się do wieczoru,
zmienia schronisko w bezwonną masę,
która coraz ciszej miauczy.
Z cyklu : oniryczne
WYBÓR
Niewielki domek
na ośnieżonym stoku
odświeża,
uspokaja.
Nie zapraszałam mężczyzny
z narzędziami
do szycia butów.
Rozłożył się
na stole kuchennym.
Szyje.
Dobre buty w górach
odświeżają,
uspokajają.
Mężczyzna rozkładający się
na stole kuchennym
nie odświeża,
nie uspokaja
a chce zostać
na stałe.
* * * * * *
RENA STARSKA - Szkocja
LUSTRO
przeniesiony w czas odległy
nie wiadomo przeszły czy przyszły
wszystko bowiem zatarte doskonale
odróżnić można ledwie dłonie prawą od
lewa także wydaje się być dobra
tylko częstotliwość ogranicza
rozróżnianie zło dobro zło
przekroczyłeś barierę
czujesz wolność
lustro ramą
nadaje wyraz
odraza niewidoczna
uśpiona czujność okalecza
immunologia w stanie nieważkości
znów nie potrafisz zdiagnozować czasu
wczoraj podobne do sceny z filmu grozy
dzisiaj wbiło wzrok w kryształ lustra
twarzy nie rozpoznajesz
śmieje się nad nią
maska clowna
nie zwariował jeszcze
pomyślałeś chwytając w dłonie światło
zatrzymał się czas pomiędzy
rzeczywistość w ogniu szczepień
zdrętwiałe antidotum ugrzęzło w lustrze
brak dostępu wyświetlił źrenic spustoszenie
clowna rechot w głośnikach rozsadził niedoskonałość
fragmenty westchnień kawałkami szkieł
wbitymi w czarną dziurę
(C) Rena Starska, 2/04/2016
Plakaty
nieposłuszne serce
błąkało się osamotnione
wśród nagłówków plakatów
myśli
fontanną rozproszone
nabierały specyficznego kolorytu
wrzeszcząca czcionka
słowa
pogoda znów sprzyjała sępom
głodnym nie wystarczały
hasła z plakatów
fontanna wrzeszcząc wyrzucała litery
błąkały się później osamotnione
nieposłuszne myśli walczyły
nie stanowiąc zagrożenia
a sępy szykowały
sztućce by
odkroić ostatni
smaczny
kęs
© Rena Starska, 02/03/2016
* * * * * *
JAROSŁAW BAPRAWSKI
New Jersey , USA
RZUTEM NA TAŚMĘ
zobacz
za oknem
deszcz szlocha
zobacz
może warto
morzem spróbować
bezpowrotnie
minąć noce
z nadzieją
na doku
za bulajem
szalona miłość
tylko wyjrzyj
może warto
wyskoczyć
w nie koniec
poczuć niebo
we włosach
wziąć ją za rękę
usta zbliżyć
i tańczyć
choć nie grają
marsylianki
to parapet
jak parkiet
zawiruje
radośniej
tylko daj
sobie szansę
otwórz okno
i krzyknij z radością
Pierdol Się
smutku
NA SZCZUDŁACH BEZNADZIEI
na lastrykowych parapetach
pozostałości kurzu byłych żon
niedotleniony betonowy pająk
zaplata sieci bo ma w tym cel
przeżyć bez gazu
i sztucznych świateł
w mojej pierdolonej poezji
lubię swoje brudne okna
karnisze dzwigające tony nikotyny
budziki które stanęły w ubiegłym stuleciu
no i ten swąd przypalonej słoniny
w widoku egipskich piramid
układanych z pudełek
po jajkach
cierpliwie czekam
na mojżesza z naprzeciwka
za chwilę wyjdziemy do baru
po kolejne wiersze
woskresień
na pewno zrobi rozróbę
i przejdziemy przez morze
tylko dlaczego
z tamtej strony
na tę
bez manny
błogosławieństw
w trzydniowym kacu
ADAM KADMON
JEŻELI
Jeśli już umrzeć , to odejść
bez zgiełku , bez bagażu pamięci :
tego co było , nie da się już obejść -
ta myśl nie podnieca lecz zwyczajnie nęci.
Tak czy siak - wszyscyśmy w beton przeklęci.
Koniec wieńczy dzieło ,
zanim gnilec-odwilec ;
nim ciało spoczęło
ZMIERZCH
Dla wszystkich poranek ; nieprzetarte niebo ,
kwitnienie ogrodów. Śpiewy naprzemienne
za oknem. I chwasty też rosną. Taka
kolej rzeczy ?
Zachwaszczone dusze , wiodące dialog
z sobą i pomiędzy ; beznadziejny rozhowor.
Tyleż absurdalny, co wyzbyty sensu.
Wszelkiego. Ileż można samych siebie
przekonywać do racji głoszonych od dawna ,
odmieniając przez wszystkie przypadki
i konfiguracje ?
Dla mnie zmierzch. Czy teraz dopiero
kończy się mentalnie wiek dwudziesty ?
SCHIZĄ ?
Szałem wolności od wszystkiego
dobrego . Po to są zasady , by były
odstępstwa od reguł. Bez przesady ?
Jeden w kolumnadzie usunięty kapitel ,
to upadek konstrukcji , tradycji , kultury.
Dla mnie zmierzch .W rytm tarabanów ,
pod zielonym sztandarem dzicz wyje
niedaleko , za najbliższym płotem.
Pod innym, imperialnym - patrz także.
Zobacz ,
nie ignoruj , a strumienie jak płynęły ,
płyną.
NA POŻEGNANIE
Odchodzącym błogosławieństwo ,
dobre słowo na ich nową drogę.
Czy usiedli na chwilę , ufając
ramieniu nim unieśli tobołek ?
Raz powziętych wyborów odkręcić
się nie da.
Niech ruszają , gdzie gna ich
nowy blask oczu , przecież
porwani nie za aż tak młodu.
Świat nie kończy się ani tu ,
ani też tym bardziej , tym mniej
teraz.
Ż A R T O B L I W I E
LUDMIŁA JANUSEWICZ - KOSZALIN
TEORIA ZŁOTÓWKI
Oto list, który otrzymałam od nieznanego mi zwolennika.
Droga Pani.
To jest druga wersja tego samego listu do pani, pierwszą
skasował mi pies córki, którego przyprowadziła, żebym
się nim zaopiekował - położył się on był w moich nogach,
zahaczył o wtyczkę i wyłączył prąd.
Nawet mu nie nagadałem. Miałem się narażać na brak
zrozumienia?
Dzisiaj i tak mam lepszy humor i inaczej patrzę na świat,
można powiedzieć, że kocham świat za dobre słowo.
A co do meritum, to zgadzam się z panią w całej
rozciągłości, że jak coś idzie dobrze, to za chwilę może
to szlag trafić.
Mam na ten temat własną teorię, pewnie taką samą, jak
pani i nazywam ją "teorią złotówki".
Zjawiskami, które wydają się nam niezrozumiałe zajmowali
się i nadal zajmują astronomowie, ale i matematycy.
Matematyka to nauka, która bada prawdopodobieństwo
zdarzeń losowych, ujmę to tak: rzucając złotówkę oczekuję,
że wyrzucę reszkę albo orła, szansę więc mam pół na pół,
w matematyce nazywa się to wartością oczekiwaną albo,
zawsze mnie to zadziwia nadzieją matematyczną, ładna
nazwa, prawda?.
Słyszałem kiedyś koszmarną egzemplifikację powyższego:
człowiek, który ma krótszą nogę powinien się cieszyć, że
druga noga jest dłuższa, można powiedzieć - zasada
ekwiwalentności.
Słyszałem nawet takie powiedzenie, które mówi "coś za
coś", mogłoby być jedenastym przykazaniem!
Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłem, bo wiem, że jak
coś idzie dobrze, to za chwilę to się odwróci, można
powiedzieć, że szczęście człowieka jest wartością
constans, czyli stałą.
Jedyne, co burzy teorię złotówki i przeczy zdrowemu
rozsądkowi jest stwierdzenie Szwejka, że czasami jeden
człowiek może być kupą idiotów.
Szwejk miał własną teorię szczęścia o wiele bardziej
piętrową kochana pani Milerowo.
Z tego krótkiego listu wynika, że po tych fatalistycznych
nastrojach, o których pisała pani jakiś czas temu, czeka
panią teraz seria zdarzeń szczęśliwych.
Pani zwolennik .
DESEROWO - GROCHOWIAK ( 1934 - 1976 )
Delikatność miłości
Stanisław Grochowiak
Delikatność miłości
Którą mi dała —
Cytryny plasterek
Nabrzmiały po brzeg
To tak jakbym po ostrzach złotych brzytew szedł
Tak mnie przywabiał cienki głos jej ciała
Lecz nagle głową
Z wysokości spadła
W czerwony otwór
Moich chłonnych ust
To tak jakbym z nagła wbił brutalny gwóźdź
W środek na balu białego zwierciadła
Do Pani
Stanisław Grochowiak
Lubię z blachy twego kubka
Pić herbatę gorzką, pani —
Lubię głaskać twego szczura,
Gdy się do mych nóg przyczołga —
Albo gadam z pogrzebaczem,
Albo łajam karbidówkę:
Ordynarna to jest dama,
Nie zdobiąca twego dworu.
A wszak piękne masz niechlujstwo
Z astronomią złych pająków
Z ciemną kaźnią twej piwnicy,
Kędy boczki mrą na hakach.
O feudalna moja pani,
Chwalę sobie twe domostwo
Wieczny lennik na twych włosach,
Trwały wasal twego żebra...
Dwunasty listopad
Stanisław Grochowiak
Teraz ją trzeba rozbierać z rozwagą;
Znać, gdzie się kryją czułe klęski ciała,
Tak by współskryta, przecież naga stała,
Nie obrażona, aby była nagą.
Źródłem pożądań będzie nagość czoła,
Źródłem bezwstydu powiek obnażenie;
A źródłem światła zestrzelone cienie
W jej kruchych dłoniach jak w sennych wądołach
*
Widziałeś pożar — ? Dziś spoglądasz w płomień
Lampy wysokiej. W gwiazdę ponad sosną.
Wzywałeś gwiazdę — ? Dzisiaj masz radosną
Lampę krążącą w okna nieboskłonie.
Ty byłeś inny — ? Inna jest też klęska,
Mniej może wielka, może bardziej wzniosła.
Ponad wodami cicha mgła narosła,
Duch ponad mgłami, litość jest zwycięska...
*
Litość ? Bądź czujny. Bądź ostrożny z ową,
Która już czeka za progiem twej twarzy:
Ta Ruda Wdowa, co w paluszkach waży
W garstkę wyplute, twarde DOBRE SŁOWO.
Inną mieć będziesz. Nie damulkę z miasta,
Co na wieś jedzie, dziecko do chrztu trzyma —
Lecz między starca i psimi oczyma
Przeciwny Bogu most, który narasta.
*
Jakże wzgardliwi byliście oboje.
Ty — dla twej dumy. Ona — że na wietrze
Kładła profile swe od liści bledsze,
A tyś je łowił, chronił w książki swoje.
Myślałeś: tutaj, między tymi strony
Przetrwa jej profil jak w zegarze dusza;
Przecież dziś wiecie, że twarze zasusza
Czas przesypany i dąb przewrócony.
*
Teraz ją trzeba rozbierać z powagą,
Lub może lepiej czekać za jej progiem,
By sama z siebie zdjęła czas i trwogę;
By nagą będąc, nie była już nagą.
Poczekaj! Ona. Tak, to tylko ona
Spłoszoną wiarą może was ocalić.
Bądźcie szczęśliwi. Dobrej nocy. Alić
Ta rzecz się skończy choć jest nieskończona.
__________________________
Dedykacja: Żonie
Model
Stanisław Grochowiak
Miłość dorosła — zawsze jak kupiona;
Tak ją obracasz na zziębniętych palcach,
Jak chłop obraca przed dobiciem targu
Banknot nasiąkły zapachem siennika,
Tak ty obracasz: główkę z porcelany,
Piersi stojące na baczność z grzeczności.
Miłość dorosła — między tobą: całym,
A szczegółami damskiej garderoby;
Romeo klipsa, Kawaler Podwiązki"
Teraz dopiero potrafiłbyś kochać —
Kroplę na wardze, cień bzu na policzku,
Zapach bijący z porannej pościeli.
Spójrz, jaki żebrak: w smokingu zaledwie
Z ramion fryzjera czułych wypuszczony,
Jakby niesyty tej słodkiej miłości
Rękę wyciąga —
Płonąca żyrafa
To jest coś
Biedna konstrukcja człowieczego lęku
Żyrafa kopcąca się pomaleńku
Tak
To jest coś
Coś z tamtej ściany z aspiryny i potu
Ta mordka podobna do roztrzaskanego kulomiotu
Tak
To jest coś
Czemu próchniejecie od brody do skroni
Jaki wam ząbek w pustej czaszce dzwoni
Tak
To jest coś
Coś co nas czeka
Użyteczne i groźne
Jak noga
Jak serce
Jak brzuch i pogrzebacz
Ciemna mogiła człowieczego nieba
Tak
To jest coś
O wiersz ja ten piszę
Sobie a osłom
Dwom zreumatyzowanym
Jednemu z bólem zęba
Oni go pojmą
Tak
To jest coś
Bo życie
Znaczy:
Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso
I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa
A ONO SIĘ PALI
Nie trwa
Nie stygnie
Nie przetrwa i w soli
Opada
I gnije
Odpada
I boli
Tak
To jest coś
Komentarze