adam kadmon adam kadmon
500
BLOG

Witryna Poetów nr 31

adam kadmon adam kadmon Kultura Obserwuj notkę 8

Witryna Poetów nr 31

 

 

 

WITAJ  MAJOWA                                                                                                                 JUTRZENKO

Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Która w całej Polsce słynie.

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Witaj dniu trzeciego maja,
który wolność nam zwiastujesz.
Pierzchła już ciemiężców zgraja.
Polsko, dzisiaj tryumfujesz!

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Nierząd braci naszych cisnął,
Gnuśność w ręku króla spała,
A wtem trzeci maj zabłysnął -
I nasza Polska powstała.

Witaj maj, piękny maj,
Wiwat wielki Kołłątaj!

Ale chytrości gadzina
Młot swój na nas gotowała,
Z piekła rodem Katarzyna
Moskalami nas zalała.

Chociaż kwitł piękny maj,
Rozszarpano biedny kraj.

Wtenczas Polak z łzą na oku
Smutkiem powlókł blade lice
Trzeciego maja co roku
Wspominał lubą rocznicę.

I wzdychał: Boże daj,
By zabłysnął trzeci maj!

Na ustroniu jest ruina,
W której Polak pamięć chował,
Tam za czasów Konstantyna
Szpieg na nasze łzy czatował.[1]

I gdy wszedł trzeci maj
Kajdanami brzęczał kraj.

W piersiach rozpacz uwięziona
W listopadzie wstrząsła serce,
Wstaje Polska z grobów łona,
Pierzchają dumni morderce.

Błysnął znów trzeci maj
I już wolny błogi kraj!

Próżno, próżno, Mikołaju
Z paszcz ognistych w piersi godzisz,
Próżno rząd wolnego kraju
Nową przysięgą uwodzisz.

To nasz śpiew: wiwat maj!
Niech przepadnie Mikołaj!

O zorzo trzeciego maja!
My z twoimi promieniami
Przez armaty Mikołaja
Idziem w Litwę z bagnetami.

Wrogu, precz! Witaj maj
Polski i litewski kraj!

 

tekst - Rajnold Suchodolski , uczestnik Powstania Listopadowego

 

 

____________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

KRYSTYNA  MAZUR

 

 

Witryna Poetów nr 31

 

Prawa autorskie - Krystyna Mazur (Szczecinek)

I/ Z cyklu KOTY :

 

 IMPREZA
                       I

pomimo chmur i przenikliwego zimna duży ruch dzisiaj w niebie.
Przed chwilą z klucza przeleciały żurawie.
Gęsie przemknęły gęsiego na innej wysokości.
Nie potrąciły latającego w kółko gołębnika.
Białe i czarne plamy migają 
bez zrozumienia gdzie wrony, gdzie rybitwy 
i inna drobnica niebieska. 

Kot za oknem stroszy sierść. Czai się. Szczęka zębami
na rybitwy, które zboczyły z drogi, zatoczyły koło. Pikują.
Jeszcze tylko zaskrzeczą i zmieniają kierunek.
Odlatują, wracają, odlatują, wracają.

Oj kocie,
w niebie jest boska zabawa.

 

                                                              WIOSNA

 

Ciepło otrząsa się z uwięzi.

Słońce przeczesuje balkon.

Przesuwa cienie. Rozgrzewa fotel.

Udeptuję najjaśniejszy punkt, jednocząc

zapach, dźwięk, ciepło i miękkość

dla Burej, co pod balkonem

łasi się kocim alikwotem.

 

Spacer po rozgrzanej balustradzie

płoszy czarne anioły. Skrzeczą,

że i tak sfrunę w łapy Burej.

Niebo kryje się

w kociej miętce

rosnącej pod balkonem.

 

 

 

PRZENIKANIE

 

Kuchnia roznosi zapach soku malinowego.

Jest palnik, garnek i cukier. Są maliny.

Wystarczy. W rozgrzanej przestrzeni kot

zmierzwił sierść. Łapie muchę.

Nic nie wie o słońcach obrastających chruśniaki.

Aromat lasu łasi się do wieczoru,

zmienia schronisko w bezwonną masę,

która coraz ciszej miauczy.

 

                                                   Z cyklu : oniryczne

                                                               WYBÓR

 

Niewielki domek

na ośnieżonym stoku

odświeża,

uspokaja.

Nie zapraszałam mężczyzny
z narzędziami

do szycia butów.

Rozłożył się

na stole kuchennym.

Szyje.

Dobre buty w górach

odświeżają,

uspokajają.

Mężczyzna rozkładający się

na stole kuchennym

nie odświeża,

nie uspokaja

 

a chce zostać

na stałe.

 

*   *   *   *   *   *

 

RENA  STARSKA  -  Szkocja

 

LUSTRO

 

 

image

 

przeniesiony w czas odległy
nie wiadomo przeszły czy przyszły
wszystko bowiem zatarte doskonale
odróżnić można ledwie dłonie prawą od
lewa także wydaje się być dobra
tylko częstotliwość ogranicza
rozróżnianie zło dobro zło
przekroczyłeś barierę
czujesz wolność
lustro ramą
nadaje wyraz
odraza niewidoczna
uśpiona czujność okalecza
immunologia w stanie nieważkości
znów nie potrafisz zdiagnozować czasu
wczoraj podobne do sceny z filmu grozy
dzisiaj wbiło wzrok w kryształ lustra
twarzy nie rozpoznajesz
śmieje się nad nią
maska clowna
nie zwariował jeszcze
pomyślałeś chwytając w dłonie światło
zatrzymał się czas pomiędzy
rzeczywistość w ogniu szczepień
zdrętwiałe antidotum ugrzęzło w lustrze
brak dostępu wyświetlił źrenic spustoszenie
clowna rechot w głośnikach rozsadził niedoskonałość
fragmenty westchnień kawałkami szkieł
wbitymi w czarną dziurę

(C) Rena Starska, 2/04/2016

 

 

Plakaty

nieposłuszne serce
błąkało się osamotnione
wśród nagłówków plakatów

myśli
fontanną rozproszone
nabierały specyficznego kolorytu
wrzeszcząca czcionka
słowa

pogoda znów sprzyjała sępom
głodnym nie wystarczały
hasła z plakatów

fontanna wrzeszcząc wyrzucała litery
błąkały się później osamotnione
nieposłuszne myśli walczyły
nie stanowiąc zagrożenia
a sępy szykowały
sztućce by
odkroić ostatni
smaczny
kęs

© Rena Starska, 02/03/2016

 

*   *   *    *   *    *

 

 

 

 

 

Witryna Poetów nr 31

 

 

 

JAROSŁAW BAPRAWSKI

New  Jersey , USA

 

RZUTEM NA TAŚMĘ

 

zobacz
za oknem
deszcz szlocha

zobacz
może warto
morzem spróbować

bezpowrotnie
minąć noce
z nadzieją
na doku

za bulajem
szalona miłość
tylko wyjrzyj
może warto

wyskoczyć
w nie koniec

poczuć niebo
we włosach

wziąć ją za rękę
usta zbliżyć
i tańczyć

choć nie grają
marsylianki

to parapet
jak parkiet
zawiruje
radośniej

tylko daj
sobie szansę

otwórz okno
i krzyknij z radością

Pierdol Się

smutku

 

 

NA SZCZUDŁACH BEZNADZIEI

 

na lastrykowych parapetach
pozostałości kurzu byłych żon

niedotleniony betonowy pająk
zaplata sieci bo ma w tym cel

przeżyć bez gazu
i sztucznych świateł

w mojej pierdolonej poezji
lubię swoje brudne okna

karnisze dzwigające tony nikotyny
budziki które stanęły w ubiegłym stuleciu

no i ten swąd przypalonej słoniny
w widoku egipskich piramid
układanych z pudełek
po jajkach

cierpliwie czekam
na mojżesza z naprzeciwka
za chwilę wyjdziemy do baru
po kolejne wiersze

woskresień

na pewno zrobi rozróbę
i przejdziemy przez morze

tylko dlaczego
z tamtej strony

na tę
bez manny
błogosławieństw

w trzydniowym kacu

 

Witryna Poetów nr 31

 

 

ADAM  KADMON

 

JEŻELI

 

 

Jeśli już umrzeć , to odejść

bez zgiełku , bez bagażu pamięci :

tego co było , nie da się już obejść -

ta myśl nie podnieca lecz zwyczajnie  nęci.

Tak czy siak - wszyscyśmy w beton przeklęci.

Koniec wieńczy dzieło ,

zanim gnilec-odwilec ;

nim ciało spoczęło

 

 

 

ZMIERZCH

 

Dla wszystkich  poranek ; nieprzetarte niebo ,

kwitnienie ogrodów. Śpiewy naprzemienne

za oknem. I chwasty też rosną. Taka

kolej rzeczy ?

Zachwaszczone dusze , wiodące dialog

z sobą i pomiędzy ; beznadziejny rozhowor.

Tyleż absurdalny, co wyzbyty sensu.

Wszelkiego. Ileż można samych siebie

przekonywać do racji głoszonych od dawna ,

odmieniając przez wszystkie przypadki

i konfiguracje ?

Dla mnie zmierzch. Czy teraz dopiero

kończy się mentalnie wiek dwudziesty ?

SCHIZĄ ?

Szałem  wolności od wszystkiego

dobrego . Po to są zasady , by były

odstępstwa od reguł.  Bez przesady ?

Jeden w kolumnadzie usunięty kapitel ,

to upadek konstrukcji , tradycji , kultury.

Dla mnie zmierzch .W rytm tarabanów ,

pod zielonym sztandarem dzicz wyje

niedaleko , za najbliższym płotem.

Pod innym, imperialnym - patrz  także.

Zobacz ,

nie ignoruj , a strumienie jak płynęły ,

płyną.

 

 

 

 

 

                                     NA POŻEGNANIE

 

 

Odchodzącym  błogosławieństwo ,

dobre słowo na ich nową drogę.

Czy usiedli na chwilę , ufając

ramieniu nim unieśli tobołek ?

Raz powziętych wyborów odkręcić

się nie da.

Niech ruszają , gdzie gna ich

nowy blask oczu , przecież

porwani nie za aż tak młodu.

Świat nie kończy się ani tu ,

ani też  tym bardziej , tym mniej

teraz.

 

 

Witryna Poetów nr 31

 

 

Ż A R T O B L I W I E

 

LUDMIŁA  JANUSEWICZ -  KOSZALIN

 

 

TEORIA ZŁOTÓWKI

Oto list, który otrzymałam od nieznanego mi zwolennika.
Droga Pani.
To jest druga wersja tego samego listu do pani, pierwszą
skasował mi pies córki, którego przyprowadziła, żebym
się nim zaopiekował - położył się on był w moich nogach,
zahaczył o wtyczkę i wyłączył prąd.
Nawet mu nie nagadałem. Miałem się narażać na brak
zrozumienia?
Dzisiaj i tak mam lepszy humor i inaczej patrzę na świat,
można powiedzieć, że kocham świat za dobre słowo.
A co do meritum, to zgadzam się z panią w całej
rozciągłości, że jak coś idzie dobrze, to za chwilę może
to szlag trafić.
Mam na ten temat własną teorię, pewnie taką samą, jak
pani i nazywam ją "teorią złotówki".
Zjawiskami, które wydają się nam niezrozumiałe zajmowali
się i nadal zajmują astronomowie, ale i matematycy.
Matematyka to nauka, która bada prawdopodobieństwo
zdarzeń losowych, ujmę to tak: rzucając złotówkę oczekuję,
że wyrzucę reszkę albo orła, szansę więc mam pół na pół,
w matematyce nazywa się to wartością oczekiwaną albo,
zawsze mnie to zadziwia nadzieją matematyczną, ładna
nazwa, prawda?.
Słyszałem kiedyś koszmarną egzemplifikację powyższego:
człowiek, który ma krótszą nogę powinien się cieszyć, że
druga noga jest dłuższa, można powiedzieć - zasada
ekwiwalentności.
Słyszałem nawet takie powiedzenie, które mówi "coś za
coś", mogłoby być jedenastym przykazaniem!
Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłem, bo wiem, że jak
coś idzie dobrze, to za chwilę to się odwróci, można
powiedzieć, że szczęście człowieka jest wartością
constans, czyli stałą.
Jedyne, co burzy teorię złotówki i przeczy zdrowemu
rozsądkowi jest stwierdzenie Szwejka, że czasami jeden
człowiek może być kupą idiotów.
Szwejk miał własną teorię szczęścia o wiele bardziej
piętrową kochana pani Milerowo.
Z tego krótkiego listu wynika, że po tych fatalistycznych
nastrojach, o których pisała pani jakiś czas temu, czeka
panią teraz seria zdarzeń szczęśliwych.
Pani zwolennik .

 

 

 

Witryna Poetów nr 31

Witryna Poetów nr 31

 

 

DESEROWO -  GROCHOWIAK   ( 1934  -  1976 )

 

 

Delikatność miłości

Stanisław Grochowiak

Delikatność miłości

Którą mi dała —

Cytryny plasterek

Nabrzmiały po brzeg

 

To tak jakbym po ostrzach złotych brzytew szedł

Tak mnie przywabiał cienki głos jej ciała

 

Lecz nagle głową

Z wysokości spadła

W czerwony otwór

Moich chłonnych ust

 

To tak jakbym z nagła wbił brutalny gwóźdź

W środek na balu białego zwierciadła

 

 

Do Pani

Stanisław Grochowiak

Lubię z blachy twego kubka

Pić herbatę gorzką, pani —

Lubię głaskać twego szczura,

Gdy się do mych nóg przyczołga —

 

Albo gadam z pogrzebaczem,

Albo łajam karbidówkę:

Ordynarna to jest dama,

Nie zdobiąca twego dworu.

 

A wszak piękne masz niechlujstwo

Z astronomią złych pająków

Z ciemną kaźnią twej piwnicy,

Kędy boczki mrą na hakach.

 

O feudalna moja pani,

Chwalę sobie twe domostwo

Wieczny lennik na twych włosach,

Trwały wasal twego żebra...

 

 

Dwunasty listopad

Stanisław Grochowiak

Teraz ją trzeba rozbierać z rozwagą;

Znać, gdzie się kryją czułe klęski ciała,

Tak by współskryta, przecież naga stała,

Nie obrażona, aby była nagą.

 

Źródłem pożądań będzie nagość czoła,

Źródłem bezwstydu powiek obnażenie;

A źródłem światła zestrzelone cienie

W jej kruchych dłoniach jak w sennych wądołach

 

*

 

Widziałeś pożar — ? Dziś spoglądasz w płomień

Lampy wysokiej. W gwiazdę ponad sosną.

Wzywałeś gwiazdę — ? Dzisiaj masz radosną

Lampę krążącą w okna nieboskłonie.

 

Ty byłeś inny — ? Inna jest też klęska,

Mniej może wielka, może bardziej wzniosła.

Ponad wodami cicha mgła narosła,

Duch ponad mgłami, litość jest zwycięska...

 

*

 

Litość ? Bądź czujny. Bądź ostrożny z ową,

Która już czeka za progiem twej twarzy:

Ta Ruda Wdowa, co w paluszkach waży

W garstkę wyplute, twarde DOBRE SŁOWO.

 

Inną mieć będziesz. Nie damulkę z miasta,

Co na wieś jedzie, dziecko do chrztu trzyma —

Lecz między starca i psimi oczyma

Przeciwny Bogu most, który narasta.

 

*

 

Jakże wzgardliwi byliście oboje.

Ty — dla twej dumy. Ona — że na wietrze

Kładła profile swe od liści bledsze,

A tyś je łowił, chronił w książki swoje.

 

Myślałeś: tutaj, między tymi strony

Przetrwa jej profil jak w zegarze dusza;

Przecież dziś wiecie, że twarze zasusza

Czas przesypany i dąb przewrócony.

 

*

 

Teraz ją trzeba rozbierać z powagą,

Lub może lepiej czekać za jej progiem,

By sama z siebie zdjęła czas i trwogę;

By nagą będąc, nie była już nagą.

 

Poczekaj! Ona. Tak, to tylko ona

Spłoszoną wiarą może was ocalić.

Bądźcie szczęśliwi. Dobrej nocy. Alić

Ta rzecz się skończy choć jest nieskończona.

__________________________

Dedykacja: Żonie

 

 

Model

Stanisław Grochowiak

Miłość dorosła — zawsze jak kupiona;

Tak ją obracasz na zziębniętych palcach,

Jak chłop obraca przed dobiciem targu

Banknot nasiąkły zapachem siennika,

Tak ty obracasz: główkę z porcelany,

Piersi stojące na baczność z grzeczności.

 

Miłość dorosła — między tobą: całym,

A szczegółami damskiej garderoby;

Romeo klipsa, Kawaler Podwiązki"

Teraz dopiero potrafiłbyś kochać —

Kroplę na wardze, cień bzu na policzku,

Zapach bijący z porannej pościeli.

Spójrz, jaki żebrak: w smokingu zaledwie

Z ramion fryzjera czułych wypuszczony,

Jakby niesyty tej słodkiej miłości

Rękę wyciąga —

 

                                                                                   Płonąca żyrafa

 

 
Tak
To jest coś
Biedna konstrukcja człowieczego lęku
Żyrafa kopcąca się pomaleńku
Tak
To jest coś
Coś z tamtej ściany z aspiryny i potu
Ta mordka podobna do roztrzaskanego kulomiotu
Tak
To jest coś
Czemu próchniejecie od brody do skroni
Jaki wam ząbek w pustej czaszce dzwoni
Tak
To jest coś
Coś co nas czeka
Użyteczne i groźne
Jak noga
Jak serce
Jak brzuch i pogrzebacz
Ciemna mogiła człowieczego nieba
Tak
To jest coś
O wiersz ja ten piszę
Sobie a osłom
Dwom zreumatyzowanym
Jednemu z bólem zęba
Oni go pojmą
Tak
To jest coś
Bo życie
Znaczy:
Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso
I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa
A ONO SIĘ PALI
Nie trwa
Nie stygnie
Nie przetrwa i w soli
Opada
I gnije
Odpada
I boli
Tak
To jest coś
adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura