adam kadmon adam kadmon
336
BLOG

Witryna Poetów nr 23

adam kadmon adam kadmon Rozmaitości Obserwuj notkę 21

Hej , serwus, witajcie wszyscy mili Admiratorzy Poezji.  Witajcie jeszcze latem , ale już u progu jesieni. A jesień, jak wiadomo , jest dla poetów  szczególną porą roku. Rzekłbym - pobudzającą wenę , jak żadna inna.

              Dziś , tradycyjne z początku pojawia się Ludmiła Janusewicz.  Moja Przyjacółka.                 Trzy z czterech wierszy pobrałem z jej poetyckiego bloga. Pozdrawiam współredaktorkę WITRYNY.

Dalej prezentuje się  VITELLO , bloger w portalu Salon 24 , wytrawny smakosz , znakomity komentator , ktoś o kim nie wiedziałem dotąd, że jest także poetą , autorem tekstów songów i kompozytorem.Także człowiekiem , którego w sposób szczególny dotknąło fatum. Najszczerej mu życzę : zdrowiej  Krzysztofie - jesteś potrzebny. Bardzo.

JASMINA , prowadząca blog poetycki w S-24 , już tutaj gościła.  Mam wielką radość z obserwacji tego , co w Salonie prezentuje i jak. A  musisz wiedzieć , że portal ten jest poezji umiarkowanie życzliwy. Mniej-więcej.

Nogi JASMINY wywołują zachwyt , o tym także należy tu wspomnieć.

   Na samym  , jak zwykle końcu - DESER.   Poświatowska , której talent zapisał się wbrew śmierci , na kartach historii naszej polskiej poezji. Na wieczną rzeczy pamiątkę . Proszę młodych rozpoetyzowanych : jest gdzie i u kogo czerpać wzorce.  Inspiracja pojawi się sama.  I zagra , zapewniam.

                                                                 A. Kadmon

 

 

                                                      *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                 LUDMIŁA  JANUSEWICZ

 

 

Słowa nie są w stanie oddać
                               rzeczywistości
                               więc tniemy ją tworząc pojęcia
                               na własny użytek
                               a one są zawsze zamarznięte
                               gdy tymczasem rzeczywistość 
                               płynna

                               Gdy chcemy wejść w jej środek
                               trzeba wykroczyć poza
                               lingwistykę i wiedzę

 

                                             *  *  *  *  *  *  *   *


                                                  Cierpię na konieczność nieustannego
                              nazywania rzeczy po imieniu
                              Słowa choć bezszelestne
                              nie opuszczają mnie nigdy
                              
                              Potrafią żyć nawet nie poczęte
                              w zdaniach
                              Nadymać jak balony i unosić
                              jak latawce spuszczone ze smyczy
                              W niewygodnej pozie czekać
                              na swój czas

                              Nawet gdy ścieram sen z twarzy
                              one mnie budzą

                                    

                                         *  *  *  *  *  *  * *  *

 

 Czas przez swój upływ
                             wypierając z rzeczywistości
                             dzianie się
                             nie musi nas naruszać
                             jeśli tego nie chcemy

                             Bo ludzie są zawsze tacy sami
                             choć ciągle odchodzą
                             Ale na ich miejsce przychodzą 
                             nowi

                             Więc świat jest wciąż taki sam
                             w swojej stałości
                             i ciągle nowy z nowością
                             każdego wieku 

 

                               *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                             Jeleń na rykowisku - opowieść mołojca

                          ___________________________________

 

 

 

Nie byłaś brzydka

,
nie byłaś głupia,

 
nawet nie byłaś ładna.

 

Ja coś mówiłem,


ty nie słuchałaś,


rozmowa była żadna.

 

Chcesz mnie? - spytałaś,


skinąłem głową,


co miałem ci powiedzieć?

 

Dla ciebie kiciu


brylanty skradłem


i poszłem do pierdla


siedzieć!

 

 

To jest opowiastka o tym, jak się czasami objawia miłość 


w sposób materialny.

 

   

                                  *  *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                         VITELLO

 



                                                   KONTRABASISTA


W niewielkim pokoiku
Tuż pod Monachium, w Ambach
Żył człowiek – tak samotny
Jak ja...

Bo w Ambach czy w Krakowie
Samotność jest podobna
Zbyt szybko stygnie kawa
W jedynej filiżance
Zbyt wolno milkną głosy
Rozpędzonego miasta
Stary jak świat kontrabas
Czeka, aż tumult zgaśnie
By grać...

Taki kontrabas to rzecz
Zupełnie wyjątkowa
Tam, w podalpejskim Ambach
Gdzie tylko wiejskie dzwony
Głosem drżącym wołają
Spóźnioną ciszę ... 
W tej ciszy jego głos słyszę
On gra dla pięknej Sary
A może dla Lorelai?

Czarne perły nawleka
Na cztery srebrne struny
Jak krople gorącej lawy
Zagubionych wulkanów
I w iskrach flażoletów
Raz anioły fruwają
Raz diabły
A ja jestem ciekawy
Czy gra dla swojej Sary?
Czy może dla Lorelai?

Tam w jego pokoiku
Rosną zdyszane westchnienia
Rytm serca gubi metronom
Odmierza teraz żądz echa
A on je odgarnia z mozołem
Szczupłą, wychudłą ręką
Dźwięk po dźwięku...
Dźwięk po dźwięku
I gra dla swojej Sary
A może dla Lorelai?

A mój kontrabas milczy
Gdzieś są w nim takie dźwięki
Którymi chciałbym wzruszyć
I siebie i was
Jednak tamten potrafi
Zagrać o mnie więcej
Niż ja sam
Przepraszam, wybaczcie...
Na mnie czas...

 

                                            *  *  *  *  *  *  *  *

 

 


                                                             TANGO BEZ ZAMIARU


 Mroku zimny dotyk, w barach alkoholu mgła
 Samotna gitara nocą nieszczęśliwa łka
 Chwiejny blask latarni cienie kładzie w tle
 Coś się musi zdarzyć! Ale co? Kto wie ...?
 
 Nie bójcie się, to jest tylko historia
 W której się może zdarzyć coś lub nie!
 
Tam w ciasnej uliczce nagle zobaczyłam go
 Serce me zamarło, w gardle mi za...schło!
 Kurtkę miał z ćwiekami – jak Pazury brat
 Na prawym policzku od kastetu ślad
 
 Nie martwcie się to jest nocna przygoda
 A przecież w nocy nic nie kończy się źle!

 Szłam wolno przed siebie, ciałem wstrząsał
 dreszcz
 W końcu go ... minęłam – nie poruszył
 się!
 I nie spojrzał na mnie nawet jeden raz
 Co ja mu zrobiłam? Błysk nadziei zgasł!

 Nie przejmuj się, to jest nocna przygoda
 A w nocy czasem ktoś przeoczy cię! 

 Zawróciłam wtedy, w oczach miałam łzy
 W gębę go strzeliłam raz, dwa, może ...trzy
 Nagle ciemność nocy przeciął lśniący
nóż
 Kiedy go chowałam – nie oddychał już!

 To miała być zwykła nocna przygoda
 Ale jednak chyba skończy się źle!

 Leżał spokojniutko ...jakoś tak na wznak
 W głowie mi się tłukło: a dobrze ci tak!
 Muszę tutaj wyznać: nie lubię wa...łów
 Co się w nocy włóczą bez złych
 za...mia...rów! 

 

                                          *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                                            JASMINA

 

 

                     MYŚLIWI

 

 

 

 

mężczyźni Nie muszą już

polować jak

kiedyś

mają Pełne półki w

marketach

 

ale Atawizm każe im

czyhać na ambonie

przy lesie

 

Zaopatrzeni w szybką broń

lunety

i rzeźnika co w nocy

odbiera do Przerobienia

łup

godzinami wypatrują

Ofiary

 

potem zdobycz Oddadzą żonie

lub kochance

Zadowoleni z siebie zjedzą

obiad u swojej

kobiety

 

może popiją setką wódki

by wznieść toast za

Udane polowanie

 

                                     *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

 

                                                          JULIA

 

 

bo proszę pana ja Nie


jestem


normalna inaczej


Mam dwie ręce


dwie nogi


dwoje oczu

i tylko ten Bałagan


w głowie


gdzie Rosną mi chabry


maki a chmury układają się


w moje Tęsknoty

 

tam Leżę sobie na


brzuchu


gryzę źdźbło trawy


liczę Nenufary

 

w stawie

 

i tak Błąkam się na


obrzeżach snów


w moich Iluzyjnych


obrazach


zastanawiając się czy


Nie jestem może Julią


co ma


Pięćset lat

 

bo proszę pana


ja


tylko Chcę dośnić to


co


niedośnione

 

i poszeptać w


pana Snach

 

                                         *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                                    ADAM  KADMON

 

 

                                  PRZYWÓDCA

 

 

Szczęśliwy to  naród , gdy sobie obrał 

takiego prezydenta !

On młodością krzepki , on  mocny rozumem

-  wykształcony doktor , ach jak babki piszczą

gdy do nich podchodzi !

Symbolem on Polski innej , totemem  odnowy ,

ale licho nie śpi.

Czuwają demony śliniące oblicza ,

kły szczerząc w swojej zapiekłości. Nie ma

więc pomiłuj :

kto zasypie rowy , transzeje , okopy

zwali mury , stop powie  mowie nienawiści ,

jeżeli nie prezydent ?

 

Nie od dziś wiadomo : Opatrzność

gdy doświadczyć kogoś pragnie dla dobrej

nauki , temu rozum , godność , moc wewnętrzną

na poczekaniu odbiera , rzecząc Polska ?

Polska właśnie dziś aż taka ?

O wykładnię  pytaj dysponentów Boga ,

bo Ten w rozgardiaszu tworzenia ,

być może się mylił , ale oni nigdy.

 

Chce wierszopis widzieć  w prezydencie

niepłonną nadzieję. 

 

                              *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                            ODPRAWA

 

 

         kochanie nie będę tobą poniewierał

chociaż na mą głowę raczyłaś

wylać SWOJE własne pomyje To nie w moim

stylu wiesz o tym. Niechaj ci starczą

zasłony milczenia opuszczone

na to kim doprawdy jesteś

Niczego nie chcę owszem zależało

na szacunku osoby lecz osoby

nie ma  Jest jeno kreacja równie

wiarygodna co zeszłoroczny

śnieg po którym błoto i pieski

świat przylepiony do buta

bez wielkiej atencji kolokwialnie

 mówiąc

 

Nie będzie właściwszej cenzury

z pojawieniem  odsłony

wierszopisa w grudniu Tam

tak rzecz jak i wyraz podzięki

Bowiem gdy trwała pogoń twoja

za nigdy niezaznaną miłością

 dałbym  tobie  na konto słowa empatii

lub jak wolisz współczucia

ale nie w miejscu w którym

sam on diabeł  zamieszał

przybrawszy twą za logo

postać

 

                                      *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                     DYSFUNKCJA

 

W tej łodzi nie pobędę zbyt długo,

chociaż dno i pokład suchy.

Niby płynie , toczona prze fale.

lecz nie posuwa się wcale.

Wiatr zaklęciom załogantów 

                            głuchy .

To jest życie , a nie pila ludo. *

 

 

  * łac. - gra w piłkę.

 

                                           *  *  *  *  *  *  *  *

 

 

                                            HALINA  POŚWIATOWSKA

 

              Polska poetka. 9.05.1935 - 11.10. 1967 r.   Krytyk , który ją pierwszy wydobył na światło dzienne , nawet nie domyślał się , z jaką perłą ma zaszczyt.  Ot, zwrócił uwagę na postać  lecz już znacznie mniej na talent.

 

Będąc reprezentantką pokolenia " WSPÓŁCZESNOŚCI "  nie  napisała zbyt wiele.  Choroba pozyskana w okupacji , nigdy nie pozwalała o sobie zapomnieć  i w rezultacie doprowadziła do jakże przedwczesnej śmierci. Umarła piękna, młoda, cierpiąca.  Wdowa po zaledwie dwóch latach małżeństwa.

           Przeszła do historii  polskiej poezji XX wieku jako autorka dzieł :

- " Hymn bałwochwalczy " 

-  " Dzień dzisiejszy "

-  " Oda do rąk "

 

-  " Opowieść dla przyjaciela "  ( autobiograficzna )

-  " Jeszcze jedno wspomnienie "  ( wyd. pośmiertne - 1968 )

oraz paru innych rzeczy prozatorskich, nawet bajek dla dzieci i dramatów, pomieszczonych w " DZIEŁACH "  (  Wydawnictwo Literackie , 1997 r )

 

                   Zapamiętałem z lat 70-tych jej piękny , nieretuszowany portret.

 

 

 

                          Szczęście

 

mam szczęście!
krzyczą dzieci
chwytając piłkę
z nurtów wody

a ono - na niebie świeci
roześmaine złotem - młode

wyciagnij rękę - zamknij
płonacy krążek w pięści
i głośno - głośno krzyknij
- mam szczęście -

 

                           *  *  *  *  *  *  *  *

 

  

Pytanie w pustkę

 

co powiesz nam
porzuconym żonom
żółta Nefretete
w łóżku faraonów
gięłaś się posłuszna
władczym uściskom
a gdy odchodził
krokiem głuchym
kładłaś drobne pięści w usta
gryzłaś
złota
co powiesz nam
bezdomnym
odartym z wszystkich pragnień
ty - z pałacu
ty - z tronu
nad smutną kolebką
martwego dziecka
zadumana pochmurnie
co powiesz nam
wiecznie mijającym
wieczna?

 

                                  *  *  *  *  *  *  *  *

 

             Wieczny finał

 

 

obiecywałam niebo
ale to nieprawda
bo ja cię w piekło powiodę
w czerwień - ból

nie będziemy obchodzić rajskich ogrodów
ani zaglądać przez szpary
jak kwitnie georginia i hiacynt
my - położymy się na ziemi
przed brama czarciego pałacu

zaszeleścimy anielsko
skrzydłami o pociemniałych zgłoskach
zaśpiewamy piosenkę
o ludzkiej prostej miłości

w promyku latarni
świecącej stamtąd
pocałujemy się w usta
szepniemy sobie - dobranoc
zaśniemy

 

                                  *  *  *  *  *  *  *  *

 

Czym jest miłość

 

Płomieniem który posiadł drewnianą chatę - pijanym 
pocałunkiem wgryzł się w głąb strzechy. 
Piorunem - który kocha wysokie drzewa - wodą 
uwięzioną płasko - wyzwalaną przez niesyty wolności wiatr. 
Włosami sosny - gładzonymi jego ręką - włosami 
rozśpiewanymi w szaloną wdzięczną pieśń. 
Ciemną głową topielicy - która palce rozsnuła 
w poprzek fali - a uśmiech dała nieżywemu słońcu.
Wyciągnięta na brzeg - płakała długo i nie wyschła
aż dotąd póki smutni ludzie nie zakopali jej w ziemi. 
Płomieniem.

 

                            *  *  *  *  *  *  *  *

 

              świat jest ładny

 

to bezsilność uszminkowała świat 
do fotografii 
śnieg upudrowal kiełki konwalii 
i drzewa mają wygięte rzęsy 
prześwietlone okrągłym księżycem 
- świat jest taki ładny - 
na ulicy 
długi cień latarni 
wplątał się w deski płotu 
milczącego podłużnie 
w bramie - na przekór 
skrzypiącym krokom 
kwitną pocałunki 
słyszysz - dzwonią 
jak drzemiące główki konwalii 
- świat jest taki ładny - 
po drugiej stronie 
zamkniętych okien

 

 

 

 

 

 

 

                               

                                                             

adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości