Jutro zmieniamy czas na zimowy.No to zrobiłam rachunek sumienia i wyszło, że chyba jestem przygotowana. Jeszcze huśtawka smętnie wisi w ogrodzie, ale ciągle zapominam kogoś przymusić do pomocy. A dzisiaj była okazja! No, ale reszta już chyba w porządku - drewno pocięte, wysuszone w stodole, kartofle w piwnicy, pomidory zebrane dojrzewają w letniej kuchni, wszystkie marchewki dawno wykopane, czosnek na następny rok posadzony, soki z jabłek wycisnięte, w zamrażarce już niewiele miejsca na zapasy...To jest prawdziwa energia odnawialna! Skoro taka sierota jak ja, która pamięta tylko - zielonym do góry - potrafiła zebrać solidne plony to co dopiero mówić o prawdziwych ogrodnikach? I jaka przyjemność patrzeć w jakiejś Stokrotce - tego nie muszę, to mam...Bo nie wszystko moje - na wsi w najlepsze rozkwita barter, a więc kwitnie wymiana.
Oczywiście nie samymi korzonkami człowiek żyje, więc jakieś ryby ze stawu, jakiś smalczyk własnej roboty, a wszystko zgodne z najnowszymi wskazówkami dietetycznymi - jak najkrótsza droga do konsumenta.
No więc miastowi - przestawiajcie sobie co chcecie, ja na szczęście nie muszę. Wiem, wredna jestem.