W. Kadmonowa
W. Kadmonowa
adam kadmon adam kadmon
265
BLOG

Jak Herman z Kadmonem sensu życia szukali

adam kadmon adam kadmon Kultura Obserwuj notkę 5

 Poszukiwana jest afirmacja życia w dolinie śmierci , zapomnienia , upadku , jakiejś klęski – nieznanej bliżej kultury. Tak mówi poeta , spectator znajduje się w środku lasu na rozległych polanach, na których śpiew ptaków , taniec cieni ,milknące rozhowory. Teren jest płaski ,suchy , jednorodny. Daleko od drogi , dla grzybiarzy blisko.

Grzybniczka koło Grzybnicy , gmina Bobolice, powiat Koszalin. Morze Mgliste – opodal. Nazwa, sam widzisz – jak znalazł.

Tradycja rzecz święta. A co , gdy jej brak ? Kiedy nie możemy , nie umiemy odpowiadać na najprostsze pytania, tyczące naszych korzeni ? Coś podobnego spotyka się między ludżmi , którym los przypisał powołanie do życia, po tamtej , wielkiej wojnie. Wędrówka ludów zubożyła ich nie tylko o dorobek, sprzęty, zasoby , nade wszystko pochłonęła pamięć i jedność miejsca i czasu z człowiekiem.

Tak powstał człowiek ułomny ,bo nie umiejscowiony w tym domu , w tej okolicy, środowisku , powiecie, krainie. Z dala od tamtej Issy , tamtego jeziora, niepamiętnej połoniny , wieży Gedymina.

Nieliczne treści , zasoby rodzicielskiej pamięci , konfabulacje , szczątki , nadpalone fotki , zwęglone emocje i dziedziczny strach przed ponową , zagórował. Nie ma tamtych miast i cmentarzy. Są inne i te koleją losu , musimy poznać, zrozumieć, wziąć w spis nowego kulturowego inwentarza, by pojąć, po co jeszcze toczy się nasze święte życie.

Bo my , nowe pokolenie kolonistów, które dobrze zdążyło się posunąć w wiosnach , już nie oddychamy sentymentami matki wzlatującej do katedry Św. Kazimierza , na Antokol i ojca powracającego w snach, do technikum ekonomicznego w Stanisławowie i tamtejszych wyemancypowanych Żydówek. I skrzypiec, co je dostał od pewnej hrabiny , i rodu kolejarskiego, z którym zrósł się już w czwartym pokoleniu , i Nowej Wilejki , gdzie dano mu – z dala od Galicji – pierwsze zatrudnienie.

Stoimy w głębi środkowopomorskiej leśnej monokultury , z dystansem spoglądając na krąg za kręgiem, z tym samym dystansem na ułożone w nich głazy. Kompletnie nie znamy ludzi , którzy tu żyli , umierali , walczyli , kochali ,wychowywali kolejne pokolenia, mieli własne sympatie i antypatie, powodowali się awersją , ukrytą wrogością , zazdrością, cementowani jednotą rodu , plemienia, osady. Wojną , pokojem , ambicją, uprawą roli, totemami , toporami, ozdobami , dymem chat ; jak jak i my – powiązani rytmem życia i śmierci. Słońcem i Luną ,którym należało się pokłonić,karmić krwią ofiar , posoką pokonanych w boju.

Wszyscy oni odeszli , nie pozostawiając po sobie inskrypcji i hymnów. Las ich pochłonął, własnym poszyciem, nawarstwioną glebą , mchami , pniami powalonych przez wichury drzew.

Żyliśmy ,żyjąc nadal – w bliskości z tymi umarłymi , bezimiennymi. Nie pociągali nas, bo nasze BYCIE pilniejsze, piękniejsze , my zaś za młodu, musieliśmy się rozpychać łokciami – w kolejce po swoje szczęście.

Tradycyjne muzealnictwo ma w ofercie gabloty i schematyczny wykład , chronologię i nudę relacji. Trzeba wejść do lasu i dotknąć przeszłości. Tajemnej , ukrytej, może grożnej.

Wchodzimy do tej skromnej kniei z Janem Hermanem, w poszukiwaniu sensu życia. Bośmy spostrzegli własną nierzeczywistość, swój fotoplastykon -kadr ,za kadrem. Chcemy upewnić się co do przeczuć : jeden z nas jest racjonalistą od szkiełka i oka , drugi zaś, rozczepiony pomiędzy duchowością , więc Duchem Natury , a przyziemnym bytem. Obaj inni ,różni ; jednoczy ich imperatyw rozpoznania świata. Pewnie też – osobista wrażliwość.

Józef Wolin towarzyszy nam. Geomanta, energoterapeuta, różdżkarz , mag. Znany na Pomorzu Środkowym. Starszy człowiek o oczach dziecka. Komentuje treść informacji rozmieszczonych w rezerwacie. Kręci głową, gdy piszą, że miejsce obfituje w pozytywną energię, że przychodzący tam , mogą wiele osiągnąć w duchowym rozwoju ,a poszukujący równowagi , potrafią się tam wyciszyć, dojść do ładu z wewnętrznymi zakłóceniami.

To nie do końca tak , mówi. Zgromadzona tu energia, posiada różny potencjał ; kumulują się jak w życiu , zło i dobro – bywa ,że wzajemnie znoszą. Istnieje dawna energią ziemi , skał, miejsc kultu. Tu są krąg tingu , największy ,są też kręgi mistrzów, magów, wojowników. Z reguły wypełniały je pochówki znacznych ludzi. Umarli pozostawiali własną energię, są jej ślady. Żywi przychodzą , pozostawiają także swoje energetyczne znamiona. Ludzie niedobrzy , ludzie pozytywni , przybywają sataniści , pseudopoganie , chuligani i zwyczajne, ciekawe nowinek łotry. Wszyscy dokładają swój energetyczny udział. I chociaż ich energia trwa tam przez tylko 12 godzin, to przecież jest ciągłe uzupełniana ; jest to cel pielgrzymek. Bliska już komercja tego miejsca. Budują betonową drogę przez las, parkingi , miejsca biwakowe. Zle to rokuje miejscu. Przy pomocy srebrnego wahadełka demonstruje , jaki zasięg i moc mają zgromadzone , oznaczone obiekty. Pokazuje negatywny wymiar wielu punktów lub na odwrót. Czasami tłumaczy jak dzieciom, świadom własnych braków. .Jest wiarygodny , cierpliwy , spokojny. Przede wszystkim – życzliwy.

Prowadzi Józef do jednego , drugiego , następnego głazu , przy pomocy wahadełka jeszcze raz wskazuje ukrytą energię, jej potencjał liczony w tej samej skali – od 1 do 41. Miarowy ruch wahadłowy ujawnia, czym jest to ,co tam jest. Ten ruch mówi o potencjale dobra , jak i zła. Podchodzimy do niedawno odkrytego , wielkiego kurhanu . Srebrny przedmiot zachowuje się niezdecydowanie. Wpierw rusza w lewo, potem zatrzymany – w prawo. Po chwili zaczyna wirować. Józef mówi ,że to miejsce , nim stało się kurhanem grzebalnym , wpierw było domem wielmoży , w którym przebywało dużo osób.W końcu pokazuje punkt największej pozytywnej aktywności. To nie jest żaden z kręgów, żaden z pojedyńczych głazów. To jedna ….. z ławek dla gości rezerwatu. Wahadełko wiruje… nad powierzchnią 1 x 1.5 m2.

Pytamy o pewne miejsce , na wschód od Lęborka , nad dużym jeziorem – w stronę Gdańska. O stojący tam dom duży z maryjną kapliczką. I osobę z tą posiadłością związaną.

Patrzymy na wirowanie , Józef spogląda na nas koncentruje się , mówi : – 34. Tyle , ile na przykład , katedra w Kolonii.- Potem skupia na osobie ; przy przywołaniu jej , instrument raz porusza się rytmicznie w lewo, raz w prawo i od nowa. Unosi głowę , mówi wyrażnie się ociągając : – 50 na 50. – Wirowania brak.

- Co to znaczy ?-

- Nic. Człowiek rozdarty , człowiek w życiowym rozkroku. Ciągnięty mocno przez światło i mrok. -

- ? ? ? -

- Nie powiem nic więcej. Po co wam , nieupoważnionym wiedzieć ? Po co ? -
I zaraz drepce w kierunku miejsca , przy którym nie był jeszcze, uśmiechając pod nosem.

Docieramy do sensu wyprawy na cmentarzysko sprzed 1600 – 1500 lat. Przy okazji – do sensu życia. Sensu polegającego na tym ,że zawsze warto wiedzieć wiele i pytać wiele. Nie , nie spodziewając się odpowiedzi na każde pytanie. Bo to przecież niewiedza pobudza wyobrażnię , fantazję , potrzebę życia dalej , albowiem jaką wartość miałaby nasza egzystencja , gdybyśmy nareszcie poznali wszystkie odpowiedzi , nawet – na niepostawione jeszcze kwestie.

Kiedy za Józefem zamknęły się drzwi samochodu , Jan Herman mówi : – To nieprzyzwoicie dobry człowiek. Skąd jeszcze TACY się biorą ? -

Po godzinie, dobrze oczyszczeni przez dawne moce, pogłębiamy sens życia w okowicie. Jak porządne chłopy , po naszemu.

adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura