Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1521
BLOG

Czy premier Kopacz wie, czym jest zbrodnia urzędnicza?

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 33

      Dziś w „Warszawskiej Gazecie” ukazuje się mój cotygodniowy felieton i pewnie wypadało by mu dać parę dni na oddech, ponieważ jednak sprawy nas gonią i już za chwilę nastrój nam pewnie minie, zrobię wyjątek i powiem to, co już zresztą kiedyś mówiłem, a co mam wciąż do powiedzenia, również tutaj już dziś. A, jak sami widzimy, gadać jest o czym.

 
      Kiedy cała Polska żyje dziś największym życiowym sukcesem lekarki ze Skaryszewa, Ewy Kopacz, mnie akurat przypomina się rok 2010, kiedy coś, co nosi nazwę Kapituły Nagrody im. św. brata Alberta, uhonorowało swoim orderem czy medalem tę samą Ewę Kopacz, tyle że wtedy dopiero zaledwie minister zdrowia. Ponieważ owa Kapituła chwali się autorytetem Kościoła, jej przewodniczącym jest nie kto inny jak Wacław Oszajca SJ, a owa nagroda została jej przyznana za „serce i wsparcie okazane w Moskwie rodzinom tragicznie zmarłych w katastrofie smoleńskiej, w duchu miłosierdzia św. Brata Alberta”, kiedy dziś gratulujemy Kopacz jej sukcesu, myślę, że warto pamiętać o tamtym szczególnym dla naszej historii roku.
         I ja machnąłby ręką zarówno na tego Oszajcę, jak i nawet na tę nieszczęsną Kopacz, bo ani ona ani on nie mają dziś już nic do gadania, siedząc w kieszeniach „innych już szatanów”, gdyby nie jeszcze coś.
      O co chodzi? Otóż ja wciąż pamiętam rok 2008, kiedy to późną wiosną Polskę obiegła wieść, że gdzieś pod Lublinem pewna 14-letnia Agata zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem, chłopak stracił dla niej zainteresowanie, a jej mama zażyczyła sobie by ona ciążę usunęła. Ponieważ z jakichś nieistotnych dla nas akurat względów, żaden szpital do którego matka oboje dzieci prowadziła, nie chciał zabiegu przeprowadzić, natychmiast podniosła się medialna wrzawa, sprawą zainteresowali się wszelkiej maści dzieciobójcy i wszyscy oni zaczęli z całych sił swych czarnych serc walczyć o śmierć dla tego dziecka.
       Szczególnie ciekawe w tym wszystkim natomiast bardzo było to, że obok najróżniejszych organizacji pro-life, najbardziej nieprzejednaną postawą wykazali się lekarze, którzy jeden po drugim odmawiali przeprowadzenia zabiegu uśmiercenia tej ciąży. No i właśnie wtedy na scenie pojawiła się, wówczas minister zdrowia, a dziś najwyższy premier, Ewa Kopacz i wyznaczyła klinikę, którą jednocześnie zobowiązała do przeprowadzenia zabiegu i od tego momentu wszystko poszło już z górki. Dzieci te zostały zawiezione na miejsce i tam już, z dala od kamer i mikrofonów, jedno z nich zostało zamordowane.
       Co do minister Ewy Kopacz, a więc de facto głównego organizatora owej egzekucji, zapytana przez któregoś z dziennikarzy, oświadczyła, że ona osobiście czuje się świetnie, bo postąpiła zgodnie z przepisami, jak porządny urzędnik.
       A więc dziś, kiedy ona obejmuje owo zaszczytne stanowisko polskiego premiera, ja o niej już tylko myślę, jako o solidnym urzędniku państwowym, jednym z tych, których znamy z tak zwanych czasów pogardy, a o których swego czasu tak celnie napisał Herbert: „Oni wygrają”. A skoro tak, to ja też wiem, że na początku drogi, z której już nie uda się jej uciec, ona znalazła się już wtedy.
      Dla mnie więc ona dziś jest już jedynie bakterią w laboratorium TegoKtóryNieOpuszczaŻadnejOkazji. I tam już zostanie. A my powinniśmy tylko uważać, żeby się od niej nie zarazić.
 
Wszystkich tych, którym spodobał się powyższy tekst, zapraszam do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie wciąż jeszcze można kupować mój pierwszy wybór felietonów pod tytułem „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”. To jest już końcówka nakładu, a przy promocyjnej cenie 15 złotych, naprawdę nie ma się co zastanawiać.
 
 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka