coryllus coryllus
3912
BLOG

Ewolucja narracji patriotycznych i jej konsekwencje

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 50

 Jak już pisałem mam w domu kilka książek Andrzeja Nowickiego. On są, wszystkie naraz i każda z osobna niesamowite. Jest książka o bankowości watykańskiej, jest o Giordano Bruno, jest o inkwizycji i Vaninim. Jest też o tych nauczycielach, którzy Nowickiego ukształtowali i uczynili go wartościowym człowiekiem.

W czasach kiedy Andrzej Nowicki zdobywał najwyższe laury państwowej nauki, kiedy pisał, publikował i pokazywał się publicznie, trwała cały czas w państwie ludowym uporczywa praca nad wychowaniem nowego człowieka. Wychowaniem w duchu patriotycznym rzecz oczywista. Pisano broszury, ulotki, instrukcje o tym jak powinien zachowywać się prawy obywatel wolnego i szczęśliwego kraju. Zagrożonego co prawda wojną atomową, ale przez postawę jego mieszkańców nie tak łatwego przecież do zawojowania. Cała ta, nie waham się użyć tego słowa, praca u podstaw, sprzęgnięta była z dziełem Andrzeja Nowickiego i dziełem innych wychowawców narodu w trudzie i znoju wykuwających wizję państwa i wiernych mu obywateli. Tak wyglądała narracja patriotyczna lat powojennych, sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych.

Wszyscy się z niej śmialiśmy i wszyscy wiedzieliśmy, że nie o to chodzi, o czym nam gadają, ale o pieniądze, które biorą bokiem za to gadanie. Każdy był świadom sytuacji, od dróżnika na kolei do ministra transportu. Nikt nie wierzył w przyjaźń ze Związkiem Radzieckim ani w inne przyjaźnie, w coś jednak wierzyliśmy. W co? Większość wierzyła w Zachód. W naszym mieście wiara w Boga była na drugim miejscu. Wierzyliśmy w Zachód, w zachodnie samochody, w zachodnie rakiety i inne zachodnie rzeczy, które ładnie pachniały, jak mydło „zielone jabłuszko” dla przykładu. Z wiarą w Boga był kłopot, bo musiała być ona okupiona jakimiś wyrzeczeniami, a mało kto z nas był skłonny do jakichkolwiek poświęceń, no chyba, że pod przymusem. I tak to jakoś szło. Patriotyzm pompowano nam do głów bez przerwy i był on rzecz jasna kojarzony z wojskiem. Nie wiem jak gdzie indziej, ale w naszym mieście nie mogło być inaczej. Patriotami byli żołnierze. I właściwie tylko oni. Reszta miała ich podziwiać i klaskać. Po wojsku, na drugim miejscu szła w tej narracji patriotycznej partia, a potem Związek Radziecki, albo na odwrót, nie ważne. W tej narracji, jak w każdej innej występował oczywiście wróg. Byli nim imperialiści, Amerykanie oraz Kościół. Kiedy ja byłem dzieckiem, z tym Kościołem było już trochę łagodniej. No i zaraz wybrali papieża Polaka, więc wrogość wobec Kościoła została zepchnięta gdzieś na dalszy plan.

W latach panowania Gierka narracja patriotyczna zmieniła się nieco i do głównych bóstw wielbionych przez tłumy partyjnego aparatu dokooptowano jeszcze jedno – festyn. I tak to się ciągnęło do strajków i Wałęsy i stanu wojennego. Wtedy jak pamiętamy zmieniło się wszystko i to co do tej pory podawane było jako święte, poleciało na łeb z cokołu. Na nim zaś stanął Wałęsa Lech z taflą styropianu w rękach i powiedział - „Terasz my”. Narracja patriotyczna zmieniła się dramatycznie, wszyscy, albo prawie wszyscy słuchali zdartych kaset z piosenkami tych różnych bardów, których nazwisk nie chce mi się nawet wymieniać. Synowie i córki sekretarzy partyjnych nosili w wielkich miastach ulotki schowane pod paltem i rozglądali się nerwowo czy ich czasem ktoś nie śledzi. Posadzono kilkanaście osób, a ci, którzy nie mieli znajomości w wojsku, milicji czy partii dostali porządnie po tyłku. Kilka osób zabito, ale głównie księży. Bo oni mieli najmniejsze pole manewru jeśli idzie o patriotyzm. Mogli gadać tylko o tradycji albo Matce Bożej, a tę chwilowo zawłaszczył Wałęsa, więc księża nie byli aż tak bardzo potrzebni.

Był to właśnie ten moment kiedy patriotyzm połączono z wiarą, ale głównym jej kapłanem nie został Jerzy Popiełuszko, a Wałęsa Lech. To ważny szczegół, bo mówi nam on o tym jak się wzmacnia przekaz patriotyczny, nie zmieniając jednocześnie jego istotnej funkcji. Robi się to za pomocą symboli wypreparowanych z właściwego im otoczenia i wetkniętych w klapę jakiegoś buca. W tym samym czasie co Matka Boża w klapie, na odpustach pojawiły się breloczki z papieżem na jednej stronie i gołą Samantą Fox na drugiej. Myślę, że obydwie te zagrywki korespondowały ze sobą silnie. Pamiętam też to ogłupienie, które kazało ludziom bronić Matki Bożej w klapie Wałęsy jak niepodległości. Tak właśnie, jak niepodległości. I każdy kto wyrażał na ten temat jakieś krytyczne uwagi był czerwonym pająkiem i zdrajcą, a do tego wielbicielem spawacza. Ja byłem mały więc się nie odzywałem kiedy starsi rozmawiali.

Ów sojusz Kościoła z tymi drugimi, przeciwko komunistom, przetrwał chyba tylko do trzeciej wizyty papieża w Polsce. Potem narracje patriotyczne się rozjechały i szły od tego momentu już dwutorowo. Jedni byli zwolennikami tak zwanej tolerancji czyli rozwijali twórczo patriotyzm Gierka minus przyjaźń ze Związkiem Radzieckim, która zastąpiona została filosemityzmem, a drudzy próbowali przytulić się do Kościoła, choć ten nadal stawiał jakieś tam wymagania, nie tak wysokie, jak w czasach kiedy byłem dzieckiem, ale jakieś jednak stawiał. W tym drugim obszarze wykształciły się dwa nurty patriotyczne, jeden związany z tradycją II RP, a drugi uniwersalny, który za Polaka uważa każdego kto tu mieszka, nie zachowuje się w sposób skrajnie idiotyczny, zachowuje przykazania i chodzi do Kościoła. Nurt związany z II RP, kultywowany przez ludzi, którzy II RP na oczy nie widzieli, a jej historię znali i znają w sposób dalece powierzchowny, był w istocie wzbogaconym o inne nieco gadżety patriotyzmem komunistów powojennych, którzy domagali się bezwzględnej lojalności oraz składania hołdów tym swoim bożkom w mundurach. I tym pozostał do dziś. Nie ma żadnego przymusu jeśli chodzi o uprawianie tego kultu, ale zestaw paramentów doń potrzebnych zawsze jest pod ręką. Mamy więc zardzewiałą szablę pradziadka, podzwaniającą uzdę siwego wałacha o imieniu Lord (co za idiota wpadł na pomysł, żeby wałacha nazwać Lord), mamy też kultową narrację czyli zwroty takie jak „chorzy na Polskę” i podobne. Oczywiście nigdzie w całej tej upiornej mszy nie pojawia się słowo własność, bo też i ono jest kluczem to rozszyfrowania tego przekazu. O ile komunistom chodziło o to, byśmy poszli gdzieś tam umierać za ideały internacjonalistyczne skuszeni wizjami patriotycznymi, on tyle ci dzisiejsi komunistyczni patrioci chcą nas pochować na miejscu, (jedna korzyść, że nie trzeba będzie nigdzie chodzić), a jak mogiłka porośnie to teren zniwelować i sprzedać pod „Biedronkę”. W tym nurcie bardziej uniwersalnym pojawili się u samego jego zarania tak zwani konserwatyści, ludzie spokoju, namysłu i głębokich refleksji. Byli oni wszyscy jak jeden wychowankami Henryka Krzeczkowskiego, komunistycznego gangstera i pederasty, który w latach siedemdziesiątych przygotował dobry grunt pod kolejne zawłaszczenia symboli religijnych i religijnych znaczeń. Tak to bowiem było z tymi narracjami patriotycznymi, że on się zgrywały niesłychanie szybko, albowiem ich fałsz demaskowany był przez ludzi w praktyce dnia codziennego, poprzez stosunek do własności i do Kościoła. Czerwoni macherzy od PR, tacy jak wspomniany Krzeczkowski, czy też Nowicki, czy uczniowie wymienionych latami całymi budowali tak zwane środowiska. One zaś miały potem, idąc jak torpeda na cel burzyć coś w naszych głowach lub wywoływać tam wizje fałszywe. I wyobraźcie sobie nie nic nie mogę wytłumaczyć ludziom, nawet inteligentnym, że jak się weźmie kubek wody z szamba i ją zagotuje to ona się nie zmieni od tego w „Muszyniankę”. Dalej będzie wodą z szamba tyle, że gorącą. Nie można bazując na tekstach i przemyśleniach uczniów Krzeczkowskiego budować sobie wizji kraju, narodu czy czegoś tam, a już na pewno nie można na tej podstawie osądzać (dobrze czy źle) Kościoła. No i wypowiadać się o własności rzecz jasna. Byłoby to możliwe, ale dopiero po wcześniejszym odcięciu się od tegoż Krzeczkowskiego i wywaleniu go na śmietnik, razem z jego przemyśleniami, książkami i starymi zdjęciami w mundurze.

Jak się w to wszystko wpisuje premier Tusk z tą swoją nominacją. A to się dopiero okaże. Nie wiemy dlaczego on został na to stanowisko powołany, ale doświadczenie podpowiada nam, że trzeba było kogoś wrobić, bo idą ciężkie czasy. Pytanie w co wrobić? Czy w podział Ukrainy, czy może w wyprowadzania Brytyjczyków z Unii, czy w jakiś inny projekt, a w grę może wchodzić wszystko łącznie z zamknięciem tej całej budy z napisem UE i uroczyste przyłączenie Polski do cesarstwa, co odbędzie się oczywiście w Gnieźnie, w którym Komorowski odegra Bolesława Chrobrego, Tusk, któregoś z biskupów, Merkel będzie cesarze Ottonem. Gdzie wówczas będą księża spytacie? Już Wam mówię – w więzieniu. Za to supermarketów przybędzie z pewnością.

 

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl jeszcze tylko dziś mamy wielką sierpniową promocję Baśni, dwa tomy w cenie jednego.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka