coryllus coryllus
5431
BLOG

Dlaczego polskie biblioteki muszą płonąć?

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 52

 

 

Mieliśmy tu wczoraj mały kłopot z wyciągnięciem kilku papierów zdigitalizowanych w Rzeszowskiej Bibliotece Cyfrowej, czy w jakimś innym miejscu o podobnej nazwie. Chodziło o dokumenty Komisji Edukacji Narodowej, gdzie czarno na białym napisane było kto i ile wziął ze zrabowanego jezuitom majątku. Ponieważ ta cała komisja, której nazwy nawet przy najszczerszych chęciach nie potrafię napisać wielką literą, jest jednym z polskich fetyszy państwowych, trzeba się zastanowić dlaczego dotyczące jej dokumenty są ukrywane. Kolega boson zalogował się wczoraj, niejako dodatkowo, w jednej z krakowskich bibliotek i chciał stamtąd te same papiery wydobyć, ale maszyna powiedziała mu, że „nie lzia”, nie trzeba bosonie miły czytać tych dokumentów, bo może być nieprzyjemnościunia, jak się to kiedyś mówiło na głębokiej Pradze.

Mamy więc z jednej strony armię pracowników naukowych wiszących jak pijawki na grantach, budżetach i dotacjach, a z drugiej strony to kamienne milczenie maszyn obsługujących zdigitalizowane zbiory. Pisałem już o tym wiele razy, ale nigdy chyba nie dość tego pisania. Ilość popularnej literatury dotyczącej historii Wielkiej Brytanii jest przerażająca. Nie tylko ogromem, ale także jakością. Nie wierzę, że to wszystko piszą agenci MI6. Takich rzeczy nie można przeprowadzić. Piszą to ludzie zainteresowani przeszłością, wśród nich są oczywiście agenci i propagandyści, ale jest ich mniejszość. We Francji przeszłością zajmują się jacyś podejrzani dziennikarze, którzy piszą głównie o tym, jaki zły jest Kościół. W Rosji zaś cały ten segment to po prostu tajniacy. Dlatego właśnie nic nie wiemy o Kompanii Moskiewskiej.

Jak wygląda sytuacja u nas? Z pobieżnego oglądu spraw wychodzi na to, że nasi pracownicy naukowi są jakąś agendą, jakąś emanacją wydziałów propagandy niemieckiej albo brytyjskiej, czy też jak kto woli amerykańskiej. W Ruskich można póki co walić jak w bęben, nic się nie będzie z tego powodu działo. Nasi są jak te barany zapędzane z kąta w kąt i wabione marchewką na kiju, a straszone samym kijem. Wydzielono dla nich zony, gdzie nikt poza ich pasterzami i niektórymi, zwanymi nie wiadomo dlaczego „najzdolniejszymi”, studentami, nikt nie zagląda. Ci studenci zaś to całkowicie oderwani od realiów frustraci, którzy wierzą, że uniwersytet zapewni im byt i da satysfakcję. Tak z pewnością będzie, ale prócz przebywania w odpowiedniej zonie, trzeba się jeszcze podłączyć do jakiegoś środowiska, do ludzi którzy realizują którąś z dozwolonych opcji propagandowych. To zaś nie będzie udziałem wszystkich, a jedynie tych starannie wyselekcjonowanych. Ostatnią rzeczą, o jakiej mogliby w takiej sytuacji myśleć humaniści z uniwersytetów jest upublicznienie i poddanie dyskusji źródeł, opracowań dziewiętnastowiecznych, a także ich własnych artykułów, które dawno zatraciły swoją istotną funkcję i są po prostu jakimś teatrem kabuki dla coraz bardziej ogłupiałych studentów. Dyskusja jeśli już ma się toczyć, to wokół dylematów: bić się czy nie bić, albo czy święty Stanisław był zdrajcą, ewentualnie jak przekonać młodzież, że historia Polski jest fajna. Cyrk ten daje regularne występy, mamy bowiem też w tym wszystkim jeszcze jakieś pozory, że rozwiązywania spraw na poważnie, mamy jakiś strach przed tym co będzie jak tych studentów zabraknie, jak oni wszyscy się nagle zorientują co jest grane i zamiast studiować historię nauczą się reperować pralki albo robić meble. I co wtedy? Co zrobią ich biedni nauczyciele? Gdzie pójdą? Wszyscy się na propagandowej łódce wystruganej w Berlinie czy jakiejś innej stolicy nie zmieszczą, a jak się mecenasi zorientują, że tak naprawdę nie trzeba ich już utrzymywać, zwalą wszystkich do wody bez mrugnięcia okiem. Oni to wiedzą i dlatego najważniejsze dla nich jest utrzymywanie fikcji wybraństwa. Dlatego właśnie nie można wyciągnąć z bibliotek niektórych papierów, bo wtedy mogłoby się okazać, że sposób ich interpretacji dokonywany przez ostatnie 150 lat nie ma nic wspólnego z rzetelnością i prawdą, a ma wiele wspólnego z propagandą. Jak choćby w przypadku tej całej komisji edukacji narodowej. Jeśli tak postawimy sprawę, a nawet osoby najbardziej nieprzytomne muszą przyznać, że jeśli przesadzam ze swoją oceną to doprawdy niewiele, wtedy okaże się, że najlepszym sojusznikiem polskich historyków byli hitlerowcy z miotaczami ognia. Likwidowali oni bowiem ostatecznie dowody kompromitacji polskiej nauki i dali pole do popisu wszystkim współczesnym interpretatorom dziejów najnowszych i trochę starszych. Spalili, rozkradli i teraz można już wszystko, przynajmniej w Warszawie. W Krakowie jest trochę gorze, ale tam działa Sowiniec i on załatwia omawiane tu kwestie równie skutecznie co chłopcy z miotaczami w czterdziestym czwartym. Orzeka kto jest a kto nie jest wybrańcem i kto ma prawo zabierać głos, a kto powinien milczeć. My się tu oczywiście Sowińcem nie stresujemy, ale nie zmienia to faktu, że boson nie mógł skorzystać z zasobów krakowskiej biblioteki, w zakresie najbardziej podstawowym. Chciał dotrzeć do papierów komisji edukacji narodowej, z której wzorów i dokonań czerpie cała współczesna polska edukacja. To tak, jakby w Moskwie chcieć skorzystać z dokumentów dotyczących zamachu na Lenina. Jak myślicie udałoby się to? Tak na odległość, przez internet? Szydzę oczywiście, bo przecież nasza komisja to nie zamach na Lenina, to coś dużo gorszego i bardziej ponurego, to zamach na potężny budżet utrzymujący dużą i sprawną organizację, to zamach na całe pokolenia, które porzucono bez żadnej nadziei, to wstęp do rozbiorów, a potem motor propagandy w odrodzonej ojczyźnie, której się zdawało, że centralne zarządzanie edukacją przez urzędników wychowanych w kłamstwie prowadzi do sukcesu.

Teraz zaś nie ma już nawet wiary w sukces, jest tylko juma i strach. Strach, żeby nie okazało się jak było naprawdę, juma zaś dotyczy naszych kieszeni, gdzie tkwią pieniądze na podręczniki dla dzieci. Nic więcej tam nie ma, jeśli oczywiście nie liczyć rozmaitych socjologicznych projektów, których celem jesteśmy my sami, projektów powiększających listę publikacji dostępnych, z których można korzystać bez przeszkód. Otworzyłem sobie dziś rano portal WP i tam przeczytałem, że profesor Jadwiga Staniszkis znowu się zastanawia nad tym kto z polityków porwie polską młodzież i przekona ją, że nie żyją w kraju banalnym, ale ciekawym. Nic nie zmyślam, sami sprawdźcie. Końca temu nie widać. Nie wiem jak odpowiedzieć pani profesor, chyba tylko w ten sposób, że póki nie będzie można jasno i głośno powiedzieć, kto kradł dawnymi czasy i kto ową złodziejską tradycję dziedziczy, mowy nie ma o tym by tak lubiana przez panią profesor młodzież zainteresowała się Polską. No, a jak o tym opowiedzieć? Jak porwać się na państwowe nauczanie? Nie lzia przecież, nie można, bo cała piramida się rozsypie...

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl gdzie do końca sierpnia jedynie trwa wielka promocja Baśni jak niedźwiedź. Dwa tomy w cenie jednego.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości