Relacje świadków są wstrząsające. Szaleniec przejechał samochodem po Monte Casino, potem przejechał do końca sopockie molo. Następnie wrócił na deptak Monte Casino. Tam z premedytacją uderzał swoim samochodem w ludzi spacerujących lub siedzących w ogródkach licznych tam restauracji i kawiarni.
Było tuż po godzinie 23- na Monciaku był tłum. Wśród spacerowiczów była moja przybrana (dzięki determinacji mojego syna) córka. Nie uciekła z linii uderzenia ponieważ szaleniec zmieniał kierunek jazdy, uderzając po drodze w siedzących w ogródkach ludzi. Została uderzona centralnie co spowodowało przekoziołkowanie przez dach hondy. Na szczęście skończyło się na potłuczeniach. Była jedną z pierwszych ofiar szaleńca. Znajdowała się na drodze do wejścia na molo. Prawdopodobnie życie uratowała jej konieczność zwolnienia przed staranowaniem budek przy wejściu na molo. Wróciła nad ranem ze szpitala do domu- ma zapewnioną na szczęście dobrą opiekę lekarską na miejscu.
Chwilę po tym kierowca wylądował na drzewie. Próbował uciekać, ale uniemożliwili mu to przechodnie. Przed linczem tłumu uchroniło go natychmiastowe pojawienie się patrolu policji.
Wg oficjalnych informacji kierowca był trzeźwy. Z relacji rodziny, która pojechała do synowej do szpitala (a tam policja zawiozła kierowcę na badania) i wiem, że jego wygląd budził mocne podejrzenia o zamroczenie narkotykowe. Kierowca był zarośnięty, sprawiał wrażenie otumanionego.
To, że obyło się bez ofiar śmiertelnych można przypisać jedynie wyjątkowemu szczęściu w nieszczęściu. Bądź woli jakiegoś „dyżurnego, monciakowego Anioła Stróża. Czy miał to być rajd świadomego mordercy (brak ofiar to naprawdę szczęśliwy przypadek?) czy też rajd naćpanego przestępcy wykaże policyjne dochodzenie.
http://fakty.interia.pl/news-szaleniec-wjechal-rozpedzonym-samochodem-na-molo-w-sopocie,nId,1471790#iwa_item=1&iwa_img=1&iwa_hash=22005&iwa_block=newsOfTheDay
