Serafinsky Serafinsky
443
BLOG

Akademia Humoru : Gdy pytają mnie o dzieciuki

Serafinsky Serafinsky Kultura Obserwuj notkę 23

 Udostępniam tę ramkę swojemu bezterninowo zwiniętemu chłopu - Adamowi Kadmonowi. Niech ma. Po starej znajomości ; w końcu wszystko zostaje w rodzinie.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          ........................                     .............................                  ...........................

 

 

                                                 GDY PYTAJĄ MNIE O DZIECIUKI

                                                         by  Adam Kadmon

 

Kiedy tak pytają, odpowiadam, jak na spowiedzi , ale i po uważaniu.     Dzieciuków u mnie  troje :  chłopaki dwa - 44 lata i 36 lat,  dziewuszka jeszcze mołodycia, jej  lat 23, studia kończywszy.

Starszy chłopak, dobry chłopiec , wykształcony ,że nie powiesz- wsiuk . Inżynier elektryk , no niepraktykujący. Biuro za to ma,  zajmujące się nadzorem. Jedzie po ludziach, i odbiera, co  porobione nowego po chałupach mają. Dobre jest z tego groszy , nie powiem.  Baby ma dwie : przeszłą i terażniejszą. Ta druga, całkiem dorzeczna i dobra jest, bo pierwsza - straszna ona pańcia była. Zawdy nos zadarłwszy , że bez kija nie podchodz. No i   Pan Bóg temu stadłu nie pobłogosławił ; dzieciuków oni nie mieli , dopiero teraz,  kiedy ta druga nastała , dziewczynki jest  dwie. Nie powiem - nu prosto aniołki takie.

Średni syn też w mieście, nauczycielem , pisze się doktorem przy nazwisku, ale jaki   z niego doktór, jak  on ludzi nie leczy, a piniędzy ma, bo  w dwóch, może i więcej szkołach pracuje.  Ot, zaganiany on taki, że czasem tylko śpi, gdy nie pracuje. a gdy nie śpi i nie pracuje , to z nosem w kopmuterach siedzi , a czego on tam szuka, mnie nie wiedzieć, musi nie szczęścia,  albowiem babe fajną ma, że i nie grzech oko zawiesić !  Jedynak u niego ; nie dziwota, że tylko tyle, boć kiedy on ma czas na zamiarunek drugiego ?  Dobre jest u mnie chłopaki. Nie powiem.

Dziewczyna u mnie jak jedynaczka. Mołodycia jeszcze, pilnie ucząca się ; na studiach architektury zieleni. Kiedy ja pierwszy raz o tych studiach posłyszał i ze zdumiewania sie, wyjść nie potrafił, to mnie i babe zaraz oświeciła : - Mamo, tato , czasy jest takie, że ludzie niemożebnie bogacące sie są . Oni bogate, ale nie kumate ; domiszcza- wille postroili, a obejść i gumna  postroić nie potrafią, bo tylko  bogate są , wszystkie muszą mieć piękniej, czem sąsiad jeden, drugi.  I na tym ja pieniądz  robić  chcę, jak sobie wyrobię ,co ? Aha,  renomę.  Będzie dochód - powiada  - ze snopizmu nowobogackich.    I  zrozumiał ja, i zrozumiała matka, że snopy  są po to , co by z nich dobrze żyć.  A ja swoje wiem : człek ze wsi wychodzi, ale nie zawsze każdemu słoma z butów nie wystająca. Przeważnie jednak tak. Co innego  dzieci moje !  Dobrze wychowane przez matkę ,a i ja sam nie wstydzący sie .

Mus dodać mnie  co o sobie : ja prosty mużyk jestem. Po ojcach  -   z oszmiańskiego powiatu. Gdy  przyszłi  sowiety  i ich porządki durniate , i ich papiery do  zapisania się , do nowej rodiny, to cała wioska poszła , w eszelon  posiadła, ze wszystkim, co kto miał ,            i na  ziemie odzyskane od  Szwabów przyszli my.  I zostali my.                    A tamtejsze autochtony też . Zaliż mieli tatkowie po wielkiej wojnie ,   z Niemcami żyć jak  brat z bratem ? T o nie to było, co dziś. Uradzili ojce, co i jak, a UB pomogło. Wioska nasza jednorodna stawszy się - nawet do dziś, chociaż co i rusz, jakieś nowe  gęby  pokazywują sie. Za - niby - daczami.   U mnie samego lat 66; już ja nigdy nie dokaże tego, co kiedyś. A jak młody był - dokazywał.  Szkoły omijał , ledwie podstawówke  skończył i rolnicze kursy , kwalifikowane , i zaraz w armiu mnie  zabrali, a  w niej, ustatkował sie ja, żone swoją poznał    i ożenił  sie na nią, i te dobre dzieci miał. Co one dumą i chlubom są.

Żonka moja, mać   tych trojga. Po prawdzie,  czworo było ich, albowiem córczka u nas  bliżniacza była . Jedna  została sie, Bóg tak zamiarował. Ech, żal - po latach nawet -  boli serce moje  i dusza.        Z  kobietą tą przeżyli my wszystko dobre, wszystko złe.  I to, że ja na stare lata pijanicą nie został - jej zasługa  jedyna. Bo po prawdzie , co  robić  na wiosce ? Była poczta, nie ma. Była knajpa, nie ma. Była kasa bankowa, poszła  w zapomnienie. Był dom kulturalny ; jakoś sam z siebie podupadł, gmina zamknęła , palić przestała. Na koniec kupił jego przyjezdny, ale jak  chciał zrobić tam  dom kurwów, to my nie dopuścili - no, baby nasze i teraz jest w nim dom dziecka. Niby - rodzinny.  Ale jaki on rodzinny, kiedy dzieciska po wsiach okolicznych  latają , rozrabiają, kradną, milicja, tfu - policja co rusz  ich z grandy przywozi. Takie życie ,panie szanowny, taki los , takie straty z nowych porządków nastali nam.   Szkoła była, duża, klas osiem.  Poszła, k'jebini matieri.  Może i  to jaki kupi żyd z miasta ? Co robić na wiosce, pytam sie ja ?  Jest sklepy dwa, w nich mebli od  gorzałki uginające .   Tylko dwa razy w miesiąc do dziecisków, do miasta jechać nam , za dobrym słowem, poszanowaniem , wdzięcznością. No i bywa , jedziem.

Najstarszy  synek, już nas  wita rozpostartemi  rękami, na parkingu, przed apartamentowcem. Ja tylko co przejechali my przez szyldwacha i zaporę.

- Tatku - mówi syn - Tatku, tu nie stawiaj swojego autka. -

-  A  to czemu ? - pytam sie ja.

 A  temu : popatrz tylko na okna.  Wielkie , panoramiczne , a za nim, jeden na drugim, gostek z kasą. I każden jeden tatkowi zabytkowego auta szczerze zadroszczący. Zaczną z kwater wychodzić, napraszać się : a sprzedaj, a potarguj.  Na mnie się odbije, a po co ? Schowaj staruszka jak najbliżej szczytu, niech zawistników oczu nie kłuje.           Posłuchał ja tylko raz dobrego synka ;  mądrej głowie dość dwie słowie,   a dzieciuku -  spokój.

 Posiedzieli my z matką, herbatki wypili i już synowa nas na dół prosi.  Na obiad niedzielny, w restaurancie.

-  A na co to, poco  to,  na choleru takie wydatki - dziwili my sie.

- Tatku, my w  niedziele zawsze chodzim  do lokalu na obiad. Niech kobieta ma wolne od kuchni; dzień święty trza święcić. - 

No i zgodzili sie my,  bo to po bożemu i z szacunkiem dla starych.  Poszli, krok za krokiem , synu wiezie  za miasto ; pisze - zajazd. Dobrze, dla zajezdników. Zamykają nas w kanciapie ,  na  tyli kuchni.

- Synok, a czemu my tu ? -

-Tatku, a po co każden jeden khuy, albo rura, mają wam w zęby zaglądać , zawartość statków cenić ?

- No i zgodzili się my z dzieciukiem, że co  PRIVATE , to PRIVATE. A kiedy pojedli, popili, krajobraza napatrzywszy sie, zaraz pojechali-wzięli, na ichnią daczę.  Leży ziemia 30 na 20 metrów i nic  nie robi. Chałupinka fikuśna na niej, dwie huśtawki kolebią się na wietrze, jakieś oczko z wodą , jakiś wysoki wieszak z dziurawym koszem i  zielony trawnik, bez jednego chwastu, bez  krzaka z owocem , bez jabłoni, czy wiśni. Bez niczego.

- Synku - prawie ja. - Tyla ziemi odłogiem leży i jeszcze do tego drogą wodę żeś dociurkał ? A ile by tu było mogło warzyw być, owoców rosnąć , a na zdrowie cebuli i czosnku ? -

- Tatku - on na to. - Jechałeś jako pasażer, oglądałeś okolicę tych działek. Widziałeś takie, o których myślisz ? -

- Nie - powiadam - Nie widziałem. Wszystkie na jedno kopyto, wszystkie, jak z szablona.

- A widzisz ! - uradował się najstarszy dzieciuk. - Bo to , co widzisz, jest skrojone na  miarę postępu i egalitaryzmu . Nic nikogo w oczy nie kole , jak w knajpie. -

Zgodzili my się ze słowami chłopaka, bo na sam chłopski rozum - z racjami  dyskutować trudno ; trudno i na co komu. Przecież nam z matką  nie ubywa, gdy podsyłamy co należy - z naszego  ogrodu, do ich malutkich piwniczek. Zdrowe i na naturalnym nawozie , nie na żadnym  gownie z fabryki.

     Córciu nasza, tyś oczkiem w głowie mamy i tatki ! Tak śliczna, taka ułożona, jakże  roztropna, oj !

Gdy tylko przed samym dyplomem  ( licencjatem, czy jakoś )  pojechali my do niej na nową w mieście kwaterę , otworzyła drzwi nam  dziewczynka z czerwoną czuprynką    i  makijażem ostrym, jak  na filmach w dużym telewizorze.

- A ty kto ? - od progu naparła matka. - T o moja sublokatorka jest - powiedziało dziecko. - Dzięki właśnie niej, mniej musicie mi dokładać do wynajmu. -  No, jak nie gadać, że mądry dzieciuk ? Rozsiedli my się w pokoiczku  jak dla lalek, a one już biegną, już ciastka z cukierni podają, już  kawę w dziwnym, metalowym , graniastym kubełku parzą  i  w tyciuńkich naparsteczkach podają ,      a po tej kawusi - serducho jak młot. Pneumatyczny ! A matka nic, tylko za tą krasnopiórą oczami wodzi. I tymi swoimi przenikliwościami, jak nie jedną, to drugą ściga. Niebawem - mruczeć zaczyna. Nie słyszę, ucha nadstawiam - coś burczy ,ale co ? Raptem  patrze  ja : matka na głowinie szukać zaczyna tej chusty, którą precz  wyp... już będzie ze 30 lat temu. Oooooooo ! Gdy nazad idziem, po schodach w dół, dociera do mnie żonina gadka  - Z tej mąki chleba nie będzie ! Ło Jezu, Jezu ! - W domu baba siedzi  niedzieli trzy na ganku, kolebiąc się w tył i przód. Nareszcie powiada do mnie :                              - Stary, zaprzęgaj ! -                                                                                                                Ide ja,  merasia-starowinkę z garażu  wyciągam.                                                                   - Do młodej ! - kmenderuji.                                                                                                        Siadamy w tym mikropokoiczku, a moja gada dzieciukowi tak :                                         -  Nazbierali my ze starym  trochę grosza na czarną godzine, no - może nawet trochy dwie. Pomyślała ja, że nie po to  ty nam sie uczyła, co być niepraktycznym teoretykiem ( skąd ta gadka u starszej wożniej ze szkoły, której już nie ma ? ) , więc kupimy ci opodal nas  niewielką gospodareczkę, z arealikiem, iżbyś mogła swoje pomysły wykonywać poglądowo, naocznie i z zyskiem. Co ty na to, dzieciuku ?-                          A dziewucha jej tak :  - Dobra, czemu  nie ! Ale tylko z nią ! - i pokazuje  na krasnopióre.

 

Kiedy my znów o jeden dzień  skrócili wizytacje u córki, następnego  dnia po kościele, dopadam ja plebana i jemu powiadam tak :                                                                        - Księże proboszczu , na intencje ja chciawszy dać już !-                                                   - Na jaką intencję ?- pyta sie on .                                                                                              - Na intencje ,żeby w intencji samego Pana Boga - Jegomości było.                                  Mógł On  doświadczyć nas dzieciukami : złodziejami, bandytami, oszustami, krwiopijcami, defrau-dantami , a nawet- o zgrozo moja - członkami P O.  A dał , co miał.  Wiekuistemu niech będą dzięki.  

Jego  stworzenia to własne , jej Bohu , dzieciuki moje kochane ! Ot !

 

 

 

 

 

 

 

                             

 

 

Serafinsky
O mnie Serafinsky

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura