MartaBronk MartaBronk
674
BLOG

Antypolski MSZ III RP

MartaBronk MartaBronk Polityka Obserwuj notkę 6

Krzysztof Baliński, MSZ polski czy antypolski?Warszawa 2013

„W polityce zagranicznej III RP interes narodowy się nie liczy, nie został nawet wyraźnie określony. Miast niego wcielana jest w życie kosmopolityczna doktryna, serwilizm wobec zagranicy, nieudolność i defensywność. Po 1989 r. przejęto sposób działania i myślenia PRL-owskich poprzedników. W praktyce dyplomatycznej popełniono wiele karygodnych błędów, poczynając od złego traktatu z Niemcami, poprzez złe traktowanie mniejszości polskiej na Wschodzie, aż do złego modelu integracji z UE. MSZ i jego działalność jest fragmentem większej całości i ilustracją kondycji Rzeczypospolitej. W sensie politycznym jest emanacją braku rozliczenia komunistycznej nomenklatury, wpływu grubej kreski na losy Polski i spisku lewicowej opozycji z komunistami przy okrągłym stole. Na jego przykładzie dobrze widać demontaż naszego państwa, brak promocji interesów czysto polskich, kierowanie się interesem wąskiej grupy rządzących’ (s.17).  

Duża część odpowiedzialności za ten stan rzeczy wiąże się z Bronisławem Geremkiem. To on został głównym dozorcą resortu polskiej polityki zagranicznej w 1989 r., a w latach 1993-1997, kiedy rządziło SLD, nadal kierował sejmową Komisją Spraw Zagranicznych mając niekwestionowany przez nikogo wpływ na politykę zagraniczną i dysponując nieograniczonym poparciem ze strony A. Kwaśniewskiego i środowisk związanych z gen. W. Jaruzelskim. Pełnię władzy realnej zagarnął wraz z możliwością kierowania MSZ w 1997.

To o B. Geremku i o R. Sikorskim jest ta książka.

Geremek wychodził z założenia, że interesy polskie na Zachodzie najlepiej reprezentują byli komunistyczni agenci spenetrowani przez sowieckie KGB, którzy w PRL zajmowali się szpiegowaniem państw NATO lub jawnie deklarowali swoją wrogość dla idei pełnej niepodległości Polski (s.32), wiernie strzegąc wpojonych im zasad przyjaźni polsko-radzieckiej (s.42). Cały garnitur tych politycznych kreatur został nie tylko nienaruszony, ale i dopchnięty jeszcze nowymi nabytkami tej samej proweniencji przez Z. Siemiątkowskiego na pięć minut przed oddaniem władzy przez SLD i A. Kwaśniewskiego  w 2005 r.

Przejęcie MSZ przez Annę Fotygę niewiele mogło zmienić w tak krótkim czasie , w jakim rządziła koalicja PiS (2005-2007). Nie tylko, że A. Fotyga nie mogła wykonać zbyt wielu ruchów kadrowych, ale każda taka próba i decyzja przeprowadzenia w tym resorcie niezbędnych czystek narażała ją na zmasowaną krytykę dawnych aparatczyków PZPR i pozwoliła na przyklejenie jej na stałe czarnego image'u.

Większość jej decyzji i tak anulował R. Sikorski, który ściągnął do MSZ w 2007 swoich protegowanych z MON, gdzie dominowała formacja ludzi umysłowo zabetonowanych w epoce PRL, zapewniając temu resortowi zastrzeżoną dla niego przez komunistów w 1989 ciągłość ideologiczną. Kierowanie resortem przez Sikorskiego na zasadzie relacji kadrowych obowiązujących w wojsku i cechujących stosunki dowódcy z podległymi mu adiutantami, nasyciło dodatkowo MSZ po 2007 r. ludźmi miernymi intelektualnie, a „lingwistyczny” jedynie patriotyzm szefa resortu nie wytyczał nigdy busoli narodowej jego podwładnym.

W niczym jednak nie przerósł swego poprzednika.

B. Geremek stał się niedościgłym mistrzem dla swoich ideowych następców także w metodach działania. Miał np. zwyczaj cynicznego kwitowania ostrych uwag krytycznych kierowanych pod jego adresem mniej wicej w taki sposób: „Oponenci to niewielka, zacofana, krzykliwa mniejszość, która nie rozumie potrzeby historycznego kompromisu, a ich argumenty to odwetowy jazgot” (s.43). Gdyby zestawić z jego wypowiedziami najbardziej znane strofy Sikorskiego, czy W. Bartoszewskiego, to niezależnie od różnicy w tonacji i w dosadności pewnych określeń, można powiedzieć, że MSZ wypracował sobie po 1989 pełną ciągłość nonszalancji, cynizmu i buty w oficjalnym ignorowaniu polskiego interesu narodowego.

Już w dekadzie lat 90. było co krytykować: to Geremek obsadzał swoimi ludźmi główne struktury przygotowujące wejście Polski do NATO i UE i budował je w taki sposób, by powrót do struktur dawnego Układu Warszawskiego możliwy był w każdej chwili. Podstawą tej szatańskiej układanki były właśnie sprawdzone wcześniej kadry, zapewniające wierność zewnętrznym mocodawcom.

Trudno więc nie przyznać racji Autorowi, kiedy pisze, że: „Najbardziej uderzającym zjawiskiem w MSZ jest recydywa kadrowa ludzi związanych rodzinnie z twórcami PRL. Obecna [2013] elita resortu to drugie pokolenie, [to] dzieci działaczy o stalinowskim rodowodzie sięgającym Komunistycznej Partii Polski, synowie wysokich urzędników i bonzów gmachu na Szucha, głównie żydowskiego pochodzenia, zmuszonych w 1968 r. do opuszczenia stanowisk w wyniku wewnątrzpartyjnych rozgrywek. W 1989 r. pod rządami Mazowieckiego, z inspiracji Geremka i z błogosławieństwem Wałęsy przejęli ster dyplomacji i do dziś kontynuują dzieło rewolucji” (s. 55). Zapewniali zresztą w 1968, że na pewno tu powrócą!

Powrócili i konsekwentnie prowadzili własną politykę kadrową, która w ocierała się już o jawną selekcję narodowościową. Jej wariant w formie anegdotycznej też został w książce przywołany: „Gdy w 2001 r. Geremek na stanowisko ambasadorskie w Szwajcarii mianował przedstawiciela mniejszości cygańskiej, stara poczciwa MSZ-owska woźna Gienia J. ze zgrozą wyszeptała” *Każden jeden, byle nie Polak!* I to memento jest do dzisiaj aktualne.(…)

Aby zrobić karierę w polskiej dyplomacji, zdobywać zaszczytne tytuły i stanowiska - pisze już całkiem na serio Autor - trzeba, jak wskazuje doświadczenie, spełniać jeden z trzech parametrów: żydowskie pochodzenie, esbeckie przeszkolenie i rekomendacja partyjna Michnika (a ten daje ją tylko tym dwóm pierwszym). Często owe „trzy zalety” chodzą razem. Ideałem jest ich połączenie. Takich „trzygwiazdkowych” dyplomatów jest w MSZ całkiem sporo” (s. 85).

Warto poczytać o nominacjach kadrowych zapewniających kontynuację koterii żydowsko-ubeckich i przyjrzeć się biogramom poszczególnych osób (indeks osobowy jest na samym początku książki), w tym np. Ryszarda Schnepfa (s. 359-367), czy A. Olechowskiego (s. 270-277), będącego symbolem prestiżowego dna i krańcowego juz upadku wizerunku dyplomaty III RP. (W niczym mu to oczywiście nie przeszkadza brylować w reżymowych mediach, głównie w TNV24, i nadal odgrywać roli "zatroskanego o losy Polski prawdziwego patrioty".)

Roli WSI i rosyjskiej sieci agenturalnej poświęcony jest cały rozdział VIII: „Przez agentów, z agentami, dla agentów”. Znakomity!

MartaBronk
O mnie MartaBronk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka