Zamieszczam poniższy tekst z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że (o ile wiem) nigdzie w Internecie go jeszcze w całości nie zamieszczono, a ze względu na pozycję autora i jego wkład w historię i wpływ na ludzkie losy należy to, w moim mniemaniu, nareszcie zrobić. Druga przyczyna jest taka, że coraz częściej pojawiają się głosy osób o zbliżonym punkcie widzenia - postanowiłem im zatem przypomnieć, że nigdy nie byli osamotnieni, a postawa, którą prezentują, może prowadzić do objęcia najwyższych stanowisk w państwie:
Piotr Jaroszewicz, przedmowa do: "Osiem dni na lewym brzegu", Henryk Baczko, GZWP, Warszawa 1946:
PRZEDMOWA
W lasach rosyjskich nad Oką, wśród pól Ukrainy i Białorusi brzmiała tęskna piosenka żołnierza I Armii o Warszawie. Gdziekolwiek biliśmy się z faszyzmem hitlerowskim - pod Lenino, nad Bugiem, pod Puławami — serca i myśli żołnierskie ulatywały ku Warszawie. Nasi radzieccy nauczyciele i towarzysze broni w pamiętny ranek październikowy pod Lenino szli w pierwszych szeregach atakujących z okrzykiem—„Za swobodnuju Polszu, za Warszawu!".
Po wkroczeniu na ziemię polską, gdyśmy zajęli pozycje nad Pilicą, gdyśmy toczyli boje o przyczółek pod Warką, wizja wyzwolonej Warszawy była już dla nas zupełnie uchwytna. Walka oddziałów radzieckich i I Armii o utworzenie przyczółków na lewym brzegu Wisły, pod Sandomierzem, u ujścia, Pilicy, była walką o zdobycie punktów wyjściowych dla ofensywy, która miała wyzwolić Warszawę. I tam właśnie, w czasie walk nad Pilicą, dotarły do nas pierwsze wieści o wybuchu powstania warszawskiego.
Dziś sprawa odpowiedzialności za powstanie i zbrodniczych motywów, które kierowały sprawami powstania, jest już dla nas jasna. Przyszłość przyniesie jeszcze zapewne wyjaśnienie tych lub innych szczegółów zaprzaństwa i zdrady reakcyjnych przywódców AK - ale będzie to tylko dodatkowy rys w i tak już dostatecznie jasnym obrazie.
Wywołanie powstania warszawskiego wynikało konsekwentnie z całej polityki przywódców reakcyjnego, londyńskiego podziemia podczas okupacji. Powstanie, pomyślane jako ostatni etap osławionego planu — „Burza", miało być imprezą polityczną, w rezultacie której chcieli oni oddać w ręce Borów, Andersów i ich imperialistycznych mocodawców władzę w kraju, wyzwalanym krwią żołnierza radzieckiego i żołnierza I Armii. Procesy sądowe, a w szczególności proces Doboszyńskiego, odsłoniły całą ohydę tej niesłychanej prowokacji, której koszty miała płacić i zapłaciła Warszawa i jej ludność. Plan powstania został uzgodniony z wywiadem hitlerowskim. Pertraktowali z nim konkretnie w tej sprawie przedstawiciele Komendy Głównej AK, korzystając z kontaktu, który z gestapo i wywiadem niemieckim stale utrzymywał Bór-Komorowski i jego otoczenie, Hitlerowcy, licząc się w obliczu ofensywy radzieckiej z możliwością ewakuacji Warszawy, zgodzili się na oddanie miasta w ręce swoich reakcyjnych kontrahentów, uzyskując w zamian za to zobowiązanie nieatakowania wojsk niemieckich i umożliwienie im wyjścia z Warszawy.
Polscy reakcjoniści lojalnie wypełnili swe zobowiązania wobec hitlerowców. Wystarczy zapoznać się z planem powstania, który nie przewidywał zajęcia mostów na Wiśle i arterii przelotowych prowadzących na zachód, aby pojąć, że Komenda Główna AK chciała pozostawić hitlerowcom drogę do swobodnego wycofania swych wojsk. Hitlerowcy jednak, którzy początkowo liczyli się z koniecznością ewakuacji Warszawy, korzystając z tego, że wojska radzieckie przebyły w nieustannym marszu 700 km, otrzymawszy posiłki postanowili bronić za wszelką cenę linii Wisły — ostatnie, poza Odrą, przegrody wodnej na drodze do Berlina. Zmiana sytuacji wojskowej popłynęła oczywiście również i na stosunek do powstania. W dodatku już w pierwszym dniu powstania było rzeczą jasną, ludność Warszawy nie ma bynajmniej zamiaru stosować się do potajemnych paktów dowództwa AK z gestapo— i wypuścić hitlerowców bezkarnie z Warszawy. Ludność Warszawy widziała w powstaniu realną pomoc dla nadchodzącej ze wschodu Armii Radzieckiej; jasne było dla niej, że tylko Armia Radziecka może wyzwolić Stolicę, i była ona głęboko przekonana, że plan powstania jest uzgodniony s dowództwem radzieckim.
W nowej sytuacji hitlerowcy przystąpili do tłumienia powstania. Wiemy, że od pierwszych niemal dni powstania Bór-Komorowski prowadził pertraktacje z hitlerowcami, wówczas gdy krwawiła ludność Warszawy. Komenda Główna AK szła świadomie na zniszczenie Warszawy, na śmierć dziesiątków i setek tysięcy ludzi — mając przy tym dla siebie zapewniony gestapowski glejt bezpieczeństwa - aby wykorzystać mękę, krew i łzy stolicy dla prowokacji przeciwko Związkowi Radzieckiemu i polskiemu Rządowi Ludowemu.
Potwierdzają to dziesiątki faktów, potwierdzają to przede wszystkim fakty odmawiania ze strony Komendy Głównej AK wszelkiej współpracy z nadciągającą ze wschodu Armią Radziecką i I Armią Wojska Polskiego.
Armia Radziecka po ofensywie, która zaczęła się aż pod Bobrujskiem, zbliżała się do Warszawy. I Front Białoruski pod dowództwem Marszałka Rokossowskiego, po przebyciu 700-kilometrowej drogi, wśród ciężkich walk zbliżał się do Wisły. Dowództwo Radzieckie, planując dalsze operacje i wyzwolenie Warszawy, tworzyło przyczółki na lewym, brzegu Wisły, pod Sandomierzem, jako bazy wypadowe dla przyszłej operacji. Jasne bowiem było nawet dla laika,, że w warunkach współczesnej wojny nie może być mowy o braniu od czoła Warszawy, przekształconej przez hitlerowców w twierdzę. Los Warszawy decydował się pod Sandomierzem — rozumieli to doskonale sami hitlerowcy, którzy przeciwko żołnierzom broniącym przyczółka sandomierskiego rzucali wciąż nowe siły. W tej sytuacji — znajdując się o kilkadziesiąt kilometrów od Pragi, posiadając wyczerpane długim marszem wojska i rozciągnięte tyły — dowództwo radzieckie dowiedziało się o powstaniu. Mimo niesłychanie trudnych warunków Marszałek Rokossowski dokonał przegrupowania sił frontu, odwołał jednostki polskie znad Pilicy i uderzył na Pragę. 14 września żołnierze radzieccy i polscy zdobyli Pragę.
Na drugim, lewym brzegu Wisły, toczyła beznadziejną walkę sprzedana przez reakcyjnych wodzirejów Warszawa. Wszelkie próby nawiązania kontaktu z reakcyjnym dowództwem AK w Warszawie zawodzą. Komenda Główna AK nie tylko nie chce sama - poprzez swą radiostację uzgodnić działania z Marszalkiem Rokossowskim lub dowództwem I Armii, ale nie pozwala nawet skorzystać z radiostacji AL-owcom. Po wielu nieudanych próbach w połowie września przedostają się wpław dwie łączniczki AL-owskie, aby przenieść na prawy brzeg Marszalkowi Rokossowskiemu wiadomości o sytuacji w Warszawie. Tej samej nocy, po uzyskaniu pierwszych danych, zaczęły krążyć nad Warszawę pamiętne „kukuruźniki" zaopatrując powstańców w broń, żywność i amunicję.
Nikt może lepiej od Marszałka Rokossowskiego — człowieka, który forsował już niejedną rzekę i który tak dobrze znał Wisłę i jej lewy brzeg — nie wiedział, jak trudnym i niemal niewykonalnym zadaniem była wszelka próba forsowania Wisły na wprost, na odcinku samej Warszawy. 1 mimo wszystko Marszalek Rokossowski zdecydował się zaryzykować, iść za wszelką cenę na pomoc płonącemu miastu, w którym się urodził i którego nigdy nie zapomniał. Działał jako żołnierz Armii Radzieckiej, armii wyzwolenia narodów, i jako Polak gorąco kochający swe miasto rodzinne — stolicę kraju.
W Warszawie krążyły legendy o Polaku, który dowodzi Armią Radziecką idącą na pomoc miastu. Warszawa, lud warszawski wierzył, ufał Armii Radzieckiej, z nadzieją spoglądał na wschód. Prowokatorzy polityczni z Komendy Głównej AK starali się zgodnie ze swoimi intencjami politycznymi, zrzucić z siebie odpowiedzialność za mękę i ból Warszawy na tych, którzy nie szczędząc swej krwi szli Warszawie na pomoc — na Armię Radziecką i Wojsko Polskie. Prowokacje te szyte grubymi nićmi nie mogły jednak przesłonić prawdy o odpowiedzialności, którą ponoszą reakcyjni dowódcy AK, nie mogły przesłonić bohaterstwa żołnierzy radzieckich i polskich, którzy wykonujące rozkaz Marszalka Rokossowskiego rozpoczęli 15 września forsowanie Wisły tworząc przyczółki na lewym brzegu, w okolicy Żoliborza, na Czerniakowie j w okolicy mostu Poniatowskiego.
Książka ppłk. Baczko poświęcona jest walkom jednego z tych przyczółków — przyczółka Czerniakowskiego. Nie jest to utwór literacki, lecz wspomnienie czynnego uczestnika walk
9 pp 3 DP na przyczółku Czerniakowskim. Ppłk Baczko był na przyczółku od pierwszej chwili do ostatniego niemal momentu (ranny, zgodnie z rozkazem dowództwa, przedostał się wplata na prawy brzeg Wisły w przeddzień wycofania się).
Dlatego wspomnienia jego są ważnym dokumentem, obrazującym niedostatecznie dotąd znaną kartę walk żołnierzy, którzy nie żałowali krwi i życia, by nieść pomoc powstańcom Warszawy.
Równocześnie z tych wspomnień bije prawda o zdradzie dowództwa AK, które w ciągu 10 dni utrzymywania się przyczółka nie nawiązało z nim łączności, które nakazało podległym sobie oddziałom opuścić oddziały I Armii walczące na Czerniakowie. Zdradzieckiej klice agentów i sługusów imperialistycznych przeciwstawiła bohaterska Warszawa męstwo i patriotyzm najlepszych swych synów. Pomoc walczącemu ludowi warszawskiemu niósł żołnierz radziecki i żołnierz 1 Armii, dokładając nadludzkich niemal starań i przejawiając bezprzykładne bohaterstwo.
Nie poszła na marne krew tych, którzy polegli na lewym, brzegu.
Naród polski — pod przewodnictwem klasy robotniczej i jej Partii buduje nową Polskę — wolną na zawsze od zmory burżuazyjno-obszarniczej przeszłości i prób jej restauracji.
Naród polski we wdzięcznej pamięci zachowuje bohaterstwo żołnierzy radzieckich i polskich, którzy walczyli o przyczółek, naród polski we wdzięcznej pamięci zachowuje piękną kartę walki o Warszawę, związaną z imieniem Marszałka Polski Konstantego Rokossowskiego.
Na pobojowiskach warszawskich zroszonych obficie krwią ofiarnych synów Polski Ludowej i żołnierzy bratniej Armii Radzieckiej rosną nowe dzielnice pięknej Warszawy — wspaniały pomnik i wdzięczność dla tych, co polegli „na lewym brzegu Wisły".
PIOTR JAROSZEWICZ
gen. bryg.