W czasie 3-godzinnego spotu reklamowego Andrzeja Dudy w Radiu Maryja mieliśmy do czynienia z najbardziej humorystycznym momentem kampanii wyborczej.
Możliwe, że to najdroższy spot reklamowy kandydata Jarosława Kaczyńskiego, bo prezes płaci ojcu dyrektorowi miejscami na listach wyborczych. Można sobie obliczyć, ile Polska i Bruksela tracą na apanażach takich „polityków”, jak Anna Sobecka i innych. Jest to kilkadziesiąt milionów zł.
Mniejsza. W czasie trwania kampanii prezydenckiej Duda, jak jego poprzednik Piotr Gliński, zasłużył na używanie swego pochodzenia przy nazwisku. Tak się ma pisowska szlachta.
Gliński był z Tabletu, Duda jest z Promptera, jak Zbyszko z Bogdańca.
Do Dudy z Promptera przebywającego w RM przedzwonił jego elektorat.
Jarosław z Warszawy poinformował, że Duda „jest katolikiem i to intensywnym”.
Jak taką intensywność się bada? Jak poziom cukru we krwi? Można kupić taki glukometr katolicki i niebieska pisowska krew określi poziom cukru katolickiego we krwi.
Jarosław z Warszawy przebadał Dudę z Promptera i wyszedł poziom „intensywnego katolika”.
Ciekawa była wypowiedź innego elektoratu, Tadeusza z Torunia. Mianowicie ten ostatni o Bronisławie z Belwederu powiedział, że „nie słucha nawet głosu Episkopatu!”.
Skąd ten Episkopat jest? Z Watykanu? A może Bronisław powinien słuchać Polaków Stąd, Ewy Kopacz z Kancelarii Premiera, Rozumu z Nauki, Nowoczesności z Teraźniejszości i Przyszłości? Hę?
Po trzech godzinach spotu w Radiu Maryja, jak można przewidzieć, Duda powrócił do swego rodzinnego Promptera. Nie powinen go opuszczać, bo Polacy chodzą do Kabaretu, ale dla rozrywki, a nie dla swego rozwoju, dla przyszłości.
Kabaret nie jest przyszłością.