Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca
3139
BLOG

Gafy i anegdoty w autobiografii B. Komorowskiego

Zbyszko z Bogdańca Zbyszko z Bogdańca Polityka Obserwuj notkę 13

Kilka dni temu zamieściłem na swoim blogu parę ciekawostek z biografii prezydenta Bronisława Komorowskiego, opartych na książce Wiktora Świetlika „Bronisław Komorowski. Pierwsza niezależna biografia”: http://zbyszkozbogdanca.salon24.pl/277249,ciekawostki-z-biografii-bronislawa-komorowskiego Najwięcej kontrowersji wywołała informacja o tym, że ojciec prezydenta, profesor afrykanistyki tak naprawdę nie miał nawet matury. Dostał się na studia na podstawie sfałszowanego świadectwa maturalnego. Ktoś nawet napisał, że ta biografia to plotki i bzdury napisane przez pisowskiego dziennikarza. Jako że w Bogdańcu nie mamy księgarni, postanowiłem zamówić sobie przez internet autobiografię prezydenta pt. „Prawą stroną”, wydaną w 2005 r. Wszak gdzie jak nie tam mam szukać prawdy? Tej chyba wielbiciele prezydenta nie zakwestionują.

Książka napisana bardzo żywym, ciekawym językiem, obfitującym w kwieciste anegdoty i wiele przejawów specyficznego poczucia humoru autora. Komorowski daje popis doskonałego oratorskiego i gawędziarskiego talentu. Książka jest czymś w rodzaju dokumentu, opisującego losy jednostki wplecionej w koło historii. Oto chłopak z biednej rodziny, ani zbyt ambitny, ani zbyt bystry, związał się z antykomunistyczną opozycją i ze względu na niebywały zbieg okoliczności staje się bliskim współpracownikiem premiera, potem posłem, ministrem, aż wreszcie jak się niedawno okazało prezydentem Polski. Ciekawa pozycja dla każdego, kto interesuje się historią najnowszą naszego kraju.

***

Wróćmy jednak do wątku ojca prezydenta prof. Zygmunta Komorowskiego. Komorowski syn pisze o nim tak (w kolorze niebieskim cytaty z książki):

Nigdy jednak nie zrobił matury, poszedł do partyzantki, a po wojnie z fałszywymi dokumentami na Uniwersytet Poznański. Był profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, a nie miał matury.

Ciekaw jestem po co w ogóle to napisał i dlaczego jest z tego dumny. Co sobie pomyślą studenci profesora? Nie jest to trochę dyskredytacja ojca w środowisku? Mało tego, wygląda na to, pan profesor Komorowski w ogóle nie miał zamiłowania do nauki:

Ojciec wyrabiał w nas, swoich dzieciach przekonanie, że absolutnie nie należy iść do żadnej dobrej szkoły. Jak twierdził, najmniej ważna w procesie wychowawczym jest nauka, która jest pochodną inteligencji. A inteligencję to wy macie – mawiał – uwarunkowaną genetycznie. W związku z nastawieniem mojego taty, rodzice nie posłali mnie do żadnej elitarnej warszawskiej szkoły. Odwrotnie, trafiłem do najgorszej jaką można sobie wyobrazić. Biedaczka, nie miała nawet żadnego patrona.

Czy z takim podejściem do nauki i arystokratycznym pochodzeniem można było zrobić w PRL karierę naukową? Najwyraźniej tak. PRL to był specyficzny ustrój. Wydaje się jednak, że fałszowanie świadectw maturalnych w rodzinie prezydenta to jakaś niemal rodzinna tradycja:

Kiedyś wpadł mi w ręce numer „Morza” z tamtych lat, pisma poświęconego problematyce morskiej. Na okładce, na tle „Daru Pomorza”, żagli i lin znajduje się zdjęcie Stryja, opatrzone podpisem: Marynarz Antoni Komorowski, syn robotnika z Radomia, zostanie oficerem Marynarki Wojennej dzięki możliwości awansu społecznego. Przechowuję ten numer morskiego pisma jako rodzinną ciekawostkę, bo, oczywiście, stryj dostał się do szkoły oficerskiej z fałszywymi papierami, co przez całą karierę skrzętnie ukrywał.

No „oczywiście”, że z fałszywymi, bo z prawdziwymi by się przecież nie dostał. Skoro ten fakt ukrywał, to jeśli żyje, pewnie jest zadowolony, że bratanek zdradził tajemnicę. A jeśli nie żyje, to chyba bratanek napluł na jego nagrobek. Przyzwoity człowiek, nawet jeśli wie o wstydliwych faktach w swojej rodzinie to nie mówi o tym publicznie (jak Tusk o swoim dziadku), a już na pewno nie pisze tego w książce.

Komorowski w swojej autobiografii rozjaśnia nieco okoliczności, w jakich jego ojciec, będąc profesorem afrykanistyki dostał stanowisko ambasadora w Rumunii, w czasie kiedy on blisko współpracował z premierem:

Ojciec umarł jako ambasador Rzeczpospolitej Polskiej w Rumunii. Dobrze mówił po francusku i znał świat arabski, zwłaszcza Maghreb, dlatego ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych, Krzysztofowi Skubiszewskiemu, wydawało się, że byłoby najlepiej, gdyby pojechał do któregoś z krajów arabskich. Ale ojciec był człowiekiem zaangażowanym ideowo w sprawy Europy Środkowo-Wschodniej, a jedynym krajem, w którym francuski jest w powszechnym użyciu była Rumunia. Pojechał więc do najgorszej ambasady, bo wówczas w Rumunii panował jeszcze Ceausescu, a kraj był dosyć marginalny. Niestety, w Bukareszcie zachorował na raka.

Z wyżej przytoczonego fragmentu wynika, że Skubiszewski mógł dostać polecenie znalezienia Zygmuntowi Komorowskiemu zagranicznej placówki, którą mógłby objąć. Dowodzi tego fakt, że to prof. Komorowski odrzucał propozycje ministra, a następnie sam wybrał sobie placówkę. Ciekawy wątek dotyczy języka francuskiego, który jakoby był w powszechnym użytku w Rumunii. Rumunia nie ma żadnych związków z Francją, nigdy nie była od niej zależna, nie ma tam francuskiej mniejszości, nie mówiąc już o tym, że oddalona jest od niej tysiące kilometrów. Być może przyszłemu prezydentowi romanistyka (filologia francuska) skojarzyła się z Romami, a tych jest w Rumunii najwięcej. Uznał więc, że w Rumunii muszą mówić po francusku. W ten dziwny sposób Bronisław Komorowski usprawiedliwia fakt wyboru przez ojca placówki w tym kraju, z którym nie miał nic wspólnego w sensie naukowym. A prawda jest pewnie taka, że stamtąd bliżej było do Polski niż z Afryki. Ale najciekawsze jest stwierdzenie, że kiedy jego ojciec w 1991 roku jechał na placówkę do Rumunii, rządził tam Ceausescu. Chyba raczej jego duch, bo dyktator ten został obalony i rozstrzelany dwa lata wcześniej, w wyniku rumuńskiej rewolucji. Wychodzi na to, że Bronisław Komorowski jest ignorantem także w swojej dziedzinie – historii najnowszej. Czy więc może znać szczegóły z życia swoich przodków i licznych domniemanych kuzynów i ciotek, żyjących dziesiątki i setki lat temu? Pisze m.in., że ma sentyment do Rumunii, bo jego daleka ciotka była damą dworu króla Rumunii przed I wojną światową. Z książki dowiadujemy się ponadto, że we krwi prezydenta „są domieszki krwi niemieckiej, hiszpańskiej i włoskiej. Jest też sporo krwi tatarskiej i rosyjskiej oraz cała masa litewskiej”. Czy tego typu twierdzenia, których w książce jest wiele, są wiarygodne?

***

Książka obfituje w wiele wzruszających obrazów z przeszłości prezydenta i zabawnych anegdot, które potem długo zapadają w pamięć. Autor pisze na przykład:

Moi rodzice z problemem biedy świetnie sobie radzili. Potrafili wyczarować lepszy świat. Tata gotował nam kartoflankę na jakiejś kuchence. My czekaliśmy na tę zupę, a ojciec w cudowny sposób opowiadał o … najlepszej zupie świata, którą jadł jako partyzant na Wileńszczyźnie. Tam właśnie gospodyni robiła taką kartoflankę, że kartofel był ładnie pokrojony i marchewka też. Do tamtej zupy była dodawana śmietana, które my nie mamy, więc wleję trochę mleka – mówił. To była najlepsza zupa świata.

A wiesz, jak się je chleb z kiełbasą, jak jest jej bardzo mało? Bo tata potrafił zamienić jedzenie w zabawę i jakieś takie wspólne pozytywne przeżycie. Każde z nas dostawało po plasterku kiełbasy i pajdę chleba. Trzeba było nosem tę kiełbasę popychać, a ojciec opowiadał, jaki będzie smak tego ostatniego kęsa – już z tą kiełbasą.

Najbardziej podobała mi się anegdota dotycząca jego dziadka Juliusza Komorowskiego, który siedział w więzieniu w … Smoleńsku:

W więzieniu smoleńskim do stałych zabaw hazardowych należała gra, która polegała na tym, że każdy po kolei wsadzał sobie rękę pod pachę, zgarniał wszy, a potem wspólnie je liczono. Wygrywał ten, kto miał ich najwięcej.

Pewnie zwycięzca zabierał wszystkie:)

***

O porozumieniu Okrągłego Stołu pisze:

Na znak protestu przeciwko kompromisowi z komunistami nie uczestniczyłem w wyborach 4 czerwca 1989 r. Dzisiaj się tego wstydzę jako przejaw zacietrzewienia. Ale tak było, byłem radykałem nie akceptującym ewolucyjnej drogi przemiany Polski. Oni – Mazowiecki, Hall i inni – mieli rację. Warto było zawrzeć polityczny kompromis z politycznymi przeciwnikami.

O dekomunizacji i lustracji:

Uważam, że dekomunizację można przeprowadzić w sposób przyzwoity. Dla mnie powinna ona być likwidowaniem mechanizmów państwa niedemokratycznego. Nie zgadzam się natomiast z próbą sprowadzenia tej kwestii do rozliczeń z ludźmi, do rozgrywek personalnych.

Lustracja powinna też dotyczyć rektorów wyższych uczelni publicznych ze względu na kształtowanie postaw następnych pokoleń polskiej inteligencji. Powinniśmy mieć ten komfort, że nasze dzieci wychowują i kształtują ludzie z czystymi życiorysami.

Jaki wpływ na kształtowanie postaw ma rektor wyższej uczelni ja nie wiem. Ale z pewnością zadaniem rektora nie jest wychowywanie cudzych dzieci.

O WSI:

Fakt jest faktem: wojskowe służby specjalne nie przeszły weryfikacji. Ponadto ostatnio były kierowane przez człowieka o zdeklarowanej orientacji politycznej. Bo jak można inaczej traktować nominację Marka Dukaczewskiego z Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego.

Dlaczego więc bronił, jako jedyny poseł PO, Wojskowych Służb Informacyjnych przed rozwiązaniem?

O układach:

Nikt tak ochoczo nie budował kapitalizmu dla siebie jak przedstawiciele dawnej komunistycznej nomenklatury. Układy nomenklaturowe przetrwały i okazały się niesłychanie skuteczne. W czasie pierwszej opozycji demokratycznej można było zobaczyć, jak ludzie związani ze starym reżimem przejmowali majątki, inwestowali, a także udawali nową szlachtę czy burżuazję.

***

Oczywiście Bronisław Komorowski nie byłby sobą, gdyby nawet w swojej książce nie zaliczył kilku gaf. Poza wspomnianym wcześniej Ceausescu, który rzekomo panował w Rumunii w 1991 r. Bronisław Komorowski rozszyfrował skrót KOR jako Komitet Ochrony Robotników, podczas gdy był to Komitet Obrony Robotników. Ponadto pomylił się co do … daty śmierci swojego ojca. Raz pisze, że ojciec był ambasadorem w latach 1991-1992 i zmarł jako ambasador, innym razem natomiast, że zmarł w 1993 r. Dostrzegam pewną sprzeczność. Skoro ambasadorem był do 1992 r., a zmarł w 1993 to nie mógł umrzeć jako ambasador. A skoro umarł jako ambasador, to nie mógł umrzeć w 1993 r., chyba ze ambasadorem był do 1993 r. a nie do 1992. Zresztą z innych źródeł wynika, w tym z Wikipedii, że Zygmunt Komorowski zmarł w 1992 r. Czyż to możliwe, że syn nie wie, w którym roku zmarł jego ojciec?

***

W swojej książce Komorowski ani jednym słowem nie wspomina swojego hrabiowskiego pochodzenia. Jakby temat nie istniał. Natomiast już wtedy publicznie się z tym afiszował, np. nosząc odpowiedni sygnet. O sobie pisze:Nie jestem chory na ambicje i konieczność robienia kariery, ale czuję przewagę nad wieloma moimi kolegami i konkurentami z tytułu posiadania bagażu rewolucjonisty pierwszej godziny i doświadczenia praktycznej polityki odpowiedzialności za państwo.

***

 

Dlaczego Bronisław Komorowski ma tyle dzieci? Bo wpadka to jego specjalność.

 

Zapraszam do dyskusji na poruszane tematy. Zastrzegam sobie prawo do usuwania obraźliwych komentarzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka