Marcin Kędryna Marcin Kędryna
4872
BLOG

Dlaczego uciekłem z polskiej premiery BMW i3

Marcin Kędryna Marcin Kędryna Rozmaitości Obserwuj notkę 47

13. listopada 2013 r., na Foksal w Warszawie miała wybuchnąć elektryczna i elektryzująca rewolucja BMW. Tak przynajmniej napisano z tyłu zaproszenia. Ale po kolei.

 

Firma BMW ma u mnie wielki kredyt zaufania. Wierzę, że skoro decydują się na wypuszczenie elektrycznego i3 na rynek, to musi być naprawdę dobry samochód. Zresztą jego recenzje są całkiem niezłe. Ja tam na razie nie mam przekonania do elektrycznych pojazdów. Jestem w stanie zrozumieć sens ich istnienia, ale niepokoją mnie trzy sprawy: zasięg, trwałość baterii i realny czas ładowania z normalnej sieci – w powszechne stacje szybkiego ładowania wierzę, jak w zyski z zimowej olimpiady w Krakowie. BMW powinno się zajmować rozwianiem tych wątpliwości, zwłaszcza że kolegom, którzy byli w Amsterdamie na pierwszej prezentacji i3 udało się w dość prosty sposób doprowadzić do tego, że pokazywany przez komputer zasięg samochodu spadł szybko z gwarantowanych 130 do 60 km.

Prezentację prowadziła redaktor naczelna „Zwierciadła” skądinąd bardzo sympatyczna pani. Zaczęła od tego, że i3 widziało dotychczas tylko kilkanaście osób. Prawda jest taka, że kilkanaście osób, które widziały już i3 to ja znam osobiście. Samochód premierę miał ze cztery miesiące temu. Więc po co mówić takie rzeczy? Ale to było nic przy panu dyrektorze z marketingu, który mówił o samochodzie „produkt”. O samochodzie BMW! Ostatnio tyle dobrego mówiłem i pisałem o tej firmie, o sposobie prezentowania nowych modeli ich samochodów i o samych ich samochodach, że aż mi się zrobiło przykro. Kiedy rozmawia się z ludźmi z Monachium, zwłaszcza z inżynierami, czuć, że to, czym się zajmują, jest dla nich naprawdę ważne. A oni nie wytwarzają produktów. Oni robią samochody BMW.

Ale najgorsze przyszło później. Na scenę wyszły trzy gracje i Mariusz Przybylski. Kiedy gracje zaczęły mówić, wyszedłem. Konkretnie po słowach: „w miejskiej dżungli nie potrzebuję Tarzana”. Nie wytrzymałem. Poczułem, że ktoś, kto napisał scenariusz tej prezentacji, ma mnie i moich rodaków za idiotów. Zamiast spokojnie wyjaśniać, na czym ma polegać rewolucja i dlaczego ma się powieść, wypuszcza kobietę z brodą (czymże innym są nasi dzisiejsi celebryci?) i każe jej opowiadać jakieś komunały.

Tak się składa, że ostatnio mam sporo do czynienia z dyplomatami. Kogoś, kto wpadł na pomysł, żeby dziewczynę z serialu dla kucharek wsadzoną na chwilę do samochodu stosunkowo luksusowej marki nazywać tej marki „ambasadorką”, chyba Bóg opuścił. Sam, osobiście, honorowo więcej robię dla popularyzowania niektórych marek niż niejedna „ambasadorka”.

Marketing jest przekleństwem naszych czasów. Służy na ogół do oszukiwania klientów, do robienia wrażenia, że „produkt” jest lepszy niż w rzeczywistości. W przypadku BMW jest to o tyle dziwne, że większość „produktów” firmy jest w porządku. Piszę to jako użytkownik ich dwudziestoletniego „produktu”, który mimo wieku wciąż jest w porządku. Gdyby nie był – dawno by już poszedł na żyletki. Dlaczego więc ludzie z BMW nie wierzą w to, że bez marketingowego wsparcia rozpoznamy jakość ich „produktów”? Dlaczego mają nas za idiotów?

Może coś w tym jest.

Chwilę przed rozpoczęciem imprezy opowiadałem mojemu starszemu koledze, red. Pertyńskiemu, o wizycie w Trybunale Konstytucyjnym, w którym byłem kilka godzin wcześniej, by wysłuchać wyroku. Chodziło o ekspertyzy dotyczące OFE, których ujawniania odmówiła Kancelaria Prezydenta. Bardzo ważna sprawa. Bez dostępu do informacji publicznej społeczeństwo obywatelskie nie ma szans. Na sali poza Trybunałem w pełnym składzie, reprezentującym Sejm posłem Dudą i dwoma przedstawicielami Prokuratora Generalnego, było kilka osób, jacyś studenci, paru dziennikarzy. Przyjdę tam jeszcze ze dwa razy, a sędziowie będą mnie poznawać na ulicy.
Co ciekawe, na rozprawę nie pofatygował się nikt z Kancelarii Prezydenta.

Trybunał orzekł, że Prezydent może decydować, jak chce. W jaki sposób to robi, to jego (konstytucyjna) sprawa, ale jeżeli do podejmowania tej decyzji posłuży się jakimiś dokumentami obowiązkiem jego jest udostępnienie ich żądającym wglądu do nich obywatelom. Kolega Pertyński, (podkreślam, że starszy, by oddać mu należny szacunek), z którym prowadzimy stały spór światopoglądowy, co ciekawe – startując z zupełnie różnych pozycji, zadziwiająco często się zgadzamy – zauważył, że w Niemczech, nawet we Francji, choć tam generalnie – jak raczył był zauważyć „się sra na prawo”, decyzja sądu konstytucyjnego to news dnia.
U nas newsem jest to, że „mama Madzi zjadła śniadanie”.

Kolega Pertyński wyszedł, zanim impreza się zaczęła, bo – starszy wiekiem i doświadczeniem w uczuleniu na marketingowe blablanie – najwyraźniej dostrzegł wcześniej niż ja, na co się zanosi. Odjechał audi R8, które zdecydowanie bardziej przyciąga wzrok niż elektryczne auto BMW.

***

BMW uważa, że i3 zrewolucjonizuje rynek, ale zamiast spokojnie nam to wyjaśniać, zaprasza udającą francuski akcent aktoreczkę, która mówiąc, że „recycling jest ważny w jej życiu”, ma nas przekonać do tego, byśmy się tej rewolucji poddali, wyjęli 150 tys. i polecieli do najbliższego dealera po drodze wpadając do Castoramy po naprawdę długi przedłużacz?

 

I kto tu jest idiotą?

 

P.S.

 

Z Twittera się dowiedziałem się, że kilka elementów wnętrza BMW i3 powstaje w Jeleniej Górze.
I to jest ciekawa informacja. Dzięki @3DLuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości