interesariusz interesariusz
1737
BLOG

Wybrakowane samoloty czy eksperci ?

interesariusz interesariusz Polityka Obserwuj notkę 41

Jak należało przypuszczać, opublikowanie raportu MAK rozwiązało języki dobrze poinformowanym. Szczególnie aktywny zrobił się nasz akredytowany do komisji MAK, płk. Edmunt Klich, którego nie zaproszono na uroczyste ogłoszenie raportu, co według pułkownika było celowym zaplanowanym działaniem, a nie zwykłym naruszeniem kurtuazji wobec tego prześwietnego eksperta.

Obecnie pułkownik zdradza wiele dawniej skrywanych szczegółów, nadających swoistego nowego smaczku spóźnionej dyskusji o katastrofie. Na pierwszy plan wybijają się nieznane dotąd rozmówki na wieży kontrolnej lotniska, którymi pułkownik stara się odegrać na Rosjanach: - wytknęliście nam wywieranie presji na pilotów, no, zgoda, może jest w tym trochę racji, tak, tak, i prezydent, i generał, chcieli wylądować, ale przecież prawdziwe naciski to były u was. Kontrolerzy upierali się, aby samolotu nie przyjmować, ba, nawet z nim nie rozmawiać, tymczasem dostali prikaz dopuszczenia do lądowania bez oglądania się na brak warunków, no i masz, nieszczęście gotowe. Pułkownik łudzi się, i nas, że ujawnienie tej pełnej napięcia wymiany zdań zmieni zasadniczo ogląd wydarzenia. To trochę tak, jakby miało jakieś większe znaczenie czy tablica "zakaz kąpieli" stoi na brzegu. Co prawda, może ona trochę uspokajać gospodarza sadzawki, ale przecież każdy topi się na własny rachunek, bez względu na to, czy taka tablica tam stoi, czy nie. No chyba, że w wodzie znajdują się zasieki z drutu kolczastego, których znad wody nie widać. Ale wtedy tablica powinna ostrzegać "uwaga, niebezpieczne zasieki w wodzie", a nie tylko "zakaz kąpieli". Poprzestanie tylko na zakazie kąpieli byłby swoistą pułapką psychologiczną. Tymczasem, kontrolerzy, skoro już musieli naprowadzać tutkę, nie ostrzegli załogi, że nasz mołodiec przed chwilą o mało co się nie rozwalił, uważajcie, warunki są gorsze, niż na to wyglądają. Nie mówiąc już o tym, że z rozmowy ze swoim pilotem pewnie dokładnie wiedzieli, o co chodzi, i mogli to też przekazać. Ale nasz ekspert tego nie podnosi, tylko nieistotne naciski na kontrolerów. Widocznie chce komuś w Rosji dopiec.

Jednak w tej notce chcę się zająć sprawą znacznie ważniejszą. Otóż nasz akredytowany przy MAK nie wie, czy fakt naciśnięcia przycisku odejścia jest zapisywany w rejestratorach. Nie tylko on nie wie, ale i nie wiedzą wszyscy nasi eksperci razem wzięci, bowiem mają podzielone opinie na ten temat. W związku z tym pułkownik chce zrobić eksperyment na drugiej rządowej tutce. Nie, nie chce sięgnąć do instrukcji, chce zrobić eksperyment. Nie interesuje go, jak powinno być w sprawnym samolocie, interesuje go, czy w drugiej tutce się nagra. Czyli tak na dobrą sprawę, to ma być test sprawności drugiej tutki, o nr 102, z którego nic nie będzie wynikać, no bo niezależnie od tego, czy fakt naciśnięcia przycisku odejścia nagra się, czy nie, to i tak nie będzie wiadomo, czy efekt jest zgodny z projektem konstrukcyjnym. Nie będzie więc możliwości wywnioskowania, czy powinien nagrać się również w rozwalonej tutce. No, ale eksperyment zrobić trzeba. Może chodzi o coś całkiem innego, o czym niżej.

Zastanawiająca jest niechęć sięgnięcia do instrukcji. Czyżby jej nie było, albo była niekompletna? Takie problemy to mają zazwyczaj piraci z kradzionym oprogramowaniem, albo wywiady z ukradzionymi urządzeniami przeciwnika. Muszą robić eksperymenty, aby dojść do tego, jak toto działa. No, ale jeśli właściciele samolotu, i to na dodatek samolotu wojskowego, a jeśli jeszcze tego mało, rządowego, przeznaczonego do transportu pierwszej osoby w państwie, muszą się imać takich sposobów, jakby ten samolot gdzieś ukradli ? Przecież zasady bezpieczeństwa państwa stanowią o tym, żeby TYLKO właściciel samolotu wiedział, jak to ustrojstwo działa. Zmniejsza to ryzyko zamachu, czy sabotażu, bo ewentualny zamachowiec się w sprzęcie nie orientuje. A w naszym wypadku o sprzęcie nie ma pojęcia właściciel !!! Państwo po raz kolejny zdało egzamin.

Jest jeszcze jedna sprawa związana z tym przyciskiem. Otóż na swojej konferencji MAK podał, że piloci podchodzili na autopilocie i postanowili odejść w automacie, tymczasem, jako niedouczeni nowicjusze, nie wiedzieli, że w Smoleńsku automat nie będzie działał. Dlaczego? Ano zdaniem MAK, aby zadziałał przycisk odejścia, a zatem, aby można było odejść w automacie, jest niezbędna obecność systemu ILS na lotnisku. Mało tego, samolot musi się znaleźć w ścieżce zejścia i automatyka samolotu musi się z systemem ILS zsynchronizować. Zdanie to podziela pułkownik. Czy rozumiecie państwo coś z tego? Ja nie.

Po co jest przycisk odejścia? Służy on do uruchomienia serii czynności związanych z przerwaniem schodzenia samolotu do lądowania i poderwania go w górę w celu odejścia, zazwyczaj na drugi krąg, tj. powtórzenia próby lądowania. Przydatny jest, ponieważ uruchamia automat, który za pilotów wykonuje szereg czynności w sposób optymalny i szybszy. Oczywiście piloci mogą odejść "ręcznie", sterując i dodając gazu manetkami, ale ta typowa czynność znacznie lepiej wychodzi automatom.

W jakich przypadkach stosuje się manewr odejścia na drugi krąg. Ano zazwyczaj wtedy, gdy lądowanie jest niebezpieczne, np. dlatego, że pilotowi nie udało się trafić w oś pasa, nie ta wysokość nad progiem, czy zawiał nagle boczny wiatr. Manewr odejścia przerywa podchodzenie do lądowania, albo samo lądowanie (przed przyziemieniem). Podejście do lądowania można wtedy powtórzyć, precyzyjniej, albo polecieć gdzie indziej.

Czego ja tu nie kumam? Ano, jeśli do odejścia w automacie jest potrzebna synchronizacja z ILS, to po co w ogóle w takich warunkach odejście wykonywać ? Bo pilot się zreflektuje, że nie na tym lotnisku chciał wylądować ? Przecież ILS bezpiecznie sprowadzi samolot na pas. Co innego na lotniskach bez ILS. Na tych, przy ograniczonej widoczności rzeczywiście mogą istnieć problemy z trafieniem na pas, a zatem potrzeba odejścia na drugi krąg może być rzeczywista. Nie mówiąc już nic o lotniskach polowych.

A więc, czy konstruktorzy samolotów zaniedbali ergonomię? A może po prostu pułkownik się boi, i sam nie wie, jak jest, ostatecznie jest pod presją MAKu. Może po to naprawdę potrzebny jest mu eksperyment z drugą tutką, aby ustalić, czy w ogóle przycisk odejścia działa, a nie, czy zostanie zarejestrowane jego użycie. W takim razie, całe szczęście, że to nie pułkownik szkolił pilotów.

Ja mam propozycję innego eksperymentu. Zamontować na poligonie podobną brzozę i bezzałogowo obciąć ją tutką. Zobaczymy, czy tutka się rozwali i jak. Ostatecznie, i tak wszyscy boją się nią latać, do niczego nie jest potrzebna. Ten eksperyment naprawdę będzie bardzo przydatny, i jest w pełni uzasadniony. Jego wyniku nie da się wyczytać w instrukcji żadnej tutki, w przeciwieństwie do działania przycisku "odejście".

Interesariusz po polsku, a nie po polorykańsku. Co to jest intersariusz ? Co to może być polorykański ? - język współczesnych polaków, którzy jak gęsi, swojego nie mają.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka