Zbigwie Zbigwie
1695
BLOG

Kościuchnówka - 100 lat temu

Zbigwie Zbigwie Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Bateria w ogniu.

Ranek 4 lipca jeszcze wschód słońca czerwienią oblewał niebo, gdy głos podoficera inspekcyjnego „obsługa do armat!” w mgnieniu oka zebrał nas na stanowiskach.

Artyleria rosyjska już bije. Prócz zwykłych, równomiernie bębniących eksplozji pocisków polowych, co chwila rozlega się głębokie stękanie pocisków wielkiego kalibru, a od tych detonacji drży, zda się, powietrze.

Ogień ten skierowany jest na Polską Górę. Z takiej ilisci różnokalibrowych dział nie bili dotąd Moskale. Więc przypuszczać należy, że jest to przygotowanie do mającego nastąpić szturmu piechoty.

U nas zaczęło się jak zwykle: „Pierwsza Armata!”–„Gotowa!”–„Pal!”. „Druga!”–„Gotowa!”–„Pal!” itd.

Strzelanie przeciąga się ponad zwykła miarę. Dawno minął czas śniadania, słońce podniosło się wysoko i praży niemiłosiernie, a komenda „Pierwsza!”…”Pal!” powtarza się ciągle.

Wreszcie przerwaliśmy strzelanie i szybko jak się da zjedliśmy obiad.

Strzałów karabinowych nie słychać z linii, lecz artyleria rosyjska tłucze bez przerwy.

Gdy rozgrzane lufy armat ostygły, uprzątnięto wystrzelone gilzy i uzupełniono zapas ładunków i znów głos komendy „Pierwsza!”–„Pal!” rozpoczął strzelanie.

Lecz tym razem na krótko, bo ogień rosyjski niebawem ustał i tylko wybuchy ciężkich pocisków rzadko przerywały ciszę

Wkrótce jednak ogień artylerii rosyjskiej rozszalał się na nowo i nie tylko nieszczęsna Polska Góra jest nim zasypywana, ale i stanowiska naszej i innych baterii.

Już i ta strona frontu grzmi bez przerwy, a obustronny ogień doszedł do kulminacyjnego punktu, zlewają się w jeden huragan grzmotów.

I już nie kolejno bija nasze działa, ale raz po raz cała baterią a obok wyskakują w niebo słupy ziemi wyrywane granatami rosyjskimi bez huku eksplozji, zagłuszanego bezustanna naszą kanonadą.

Szybko zmniejszają się stosy skrzynek amunicji, rosną na wysokość chłopa stosy wystrzelonych gilz.

Wtem artyleria rosyjska milknie.

W krótkiej przerwie pomiędzy naszymi salwami słyszę bełkot strzałów karabinowych. – To znak, że piechota nieprzyjaciela ruszyła do szturmu.

„Szrapnelem! Szybki ogień” – krzyczy ochrypłym głosem podający komendę oficer. Działonowi nie podają już zwykłych znaków rękoma, obsługa nie czeka kolejności strzałów, lecz bateria wyrzuca z siebie tyle pocisków, ile zdoła.

Po kilku minutach działonowi machaniem rąk wstrzymują ogień. Szybko podają zmniejszony celownik i bateria znów grzmi. Tam i z powrotem suną na kompresorach lufy jak żywe bestie, połykają po każdym swym ruchu nowy ładunek i jak one tyczą bezustannie.

Ryk ten świdrem wkręca się w uszy, huczy w mózgu nie ustając w przerwach podczas podawania zmniejszonego celownika.

Cofają się nasi!!!

Po przedpolu snuje się sina mgła dymu. Wraz z gęstniejącym mrokiem letniego wieczoru cichną strzały po tej i tamtej stronie frontu, ścichają i karabinowe.

Cofnęli się nasi na drugą linię – do Lasku Polskiego.

Moskale przedarli się przez okopy sąsiadujących z nasza piechotą Węgrów na jej tyły, więc napierana z tyłu przez tłumy sołdatów, mając za sobą drugie ich tłumy, poczęła cofać się, bagnetem torując sobie drogę do odwrotu.

Dzień 5 lipca rozpoczął się usiłowaniem odzyskania Polskiej Góry, lecz kilkakrotnie ponawiane kontrataki rozbijają się o morze moskiewskiego żołdactwa, zabierając liczne, a niepowetowane ofiary.

Artyleria rosyjska bije na Polski Lasek, będący teraz pierwszą naszą linią. Stąd również dolatuje porywisty grzechot ognia karabinowego.

Regularnym ogniem odpowiadać poczęły nasze baterie, lecz tempo strzałów stopniowo wzrasta i około południa rozgorzała walka o wczorajszym napięciu. Działa grzmią bezustannie. Kto żyw, a nie zajęty strzelaniem, znosi skrzynki amunicji z wozów, ładuje na nie wystrzelone gilzy, lub nosi wiadrami wodę i leje ją na rozpalone lufy, owinięte workami, z których idzie para.

Z obnażonych pleców złazi spalona słońcem skóra, gdyż niemal wszyscy pościągali przemokłe od potu koszule, które przylepiając się do ciał, drżą i krępują ruchy.

Dawno minęło południe i słońce przesunęło się za las, wydłużając cienie wkopanych drzew maskujących pozycję , a ogień trwa.

Ekrazytowe ładunki w rozpalonych komorach wybuchają przed pociągnięciem spustu. Nie słychać głosu oficera, któremu zachrypnięty telefonista krzyczy zmiany.

„Szybki ogień!”. Potem zmiana celownika i znów: „Szybki ogień!”.

A więc z Polskiego Lasku wycofują się nasi. Widać to z coraz to zmniejszającego się celownika.

Grzmi bateria z rozdętych już luf, w które bez wytchnienia i wyboru pcha się skalowane szrapnele i niepotrzebujące tego granaty, zwykłe i ekrazytowe, znaczone niebieskimi obwódkami.

Trzask wystrzałów, smagających jak biczem uszy, zamienił się w huczący łoskot w znieczulonej głowie.

Cofają się nasi!!! – Moskale poczynają tłuc zaporowym ogniem, od którego tu ówdzie wznoszą się słupy ziemi, lub błyska w górze płomyk widny w zapadającym już zmroku.

Padł szrapnelem w głowę ugodzony prowiantowy Ziemiański, dźwigający skrzynkę amunicji, kontuzjowany Kałandyk.

Opodal przechodzą pojedynczo, lub małymi grupkami ranni piechurzy.

„Druga linia przełamana znów dzięki Austriakom” – powiadają.

Nasi w odwrocie, odwrót osłania 1-szy pułk.

Zgęstniał już mrok, gdy podjeżdżają przodki. Wytaczamy działa spośród wysokich gór nieuprzątniętych gilz, a gdy zaczepione do przodków ruszają z miejsca, zabieramy z namiotów ubrania i co się da i podążamy za wchodzącą w ciemny las baterią, żegnani trzaskami pękających w górze szrapneli.

Reduta Piłsudskiego.

Tutaj - piekło! Kliknij i obejrzyj plan sytuacyjny na trzech szczegółowych mapach. Znajdź Polską Górę i Redutę Piłsudskiego!  Ogień ciężkiej artylerii już nie taki jak pod Laskami, ale znacznie gęściejszy i skoncentrowany ściśle na wąskim terenie reduty. Z ulgą wskakuję do wykopanego już w piachu głębokiego wykopu dążę nim do Komendy Batalionu. Doktor Sokołowski pod ziemianką sanitariatu spokojnie opatruje kilku rannych. Są to rany od ognia artylerii u żołnierzy z placówki przed Redutą. Co chwila wybuchają fontanny piachu od pocisków. Moskale są doskonale wstrzeleni w Redutę.

Stwierdziwszy dostateczną liczbę opatrunków i omówiwszy drogę transportu rannych  szybko kieruję się rowem dobiegowym ku tyłowi i biegnę ścieżką z okrąglaków przez bagna Garbachy by wrócić do Komendy Pułku. Po drodze spotykam patrol telefoniczny wiążący druty telefoniczne pod strasznym ogniem artylerii, która jakby naumyślnie wali wzdłuż ścieżki. Okrąglaki raz po raz rżną w górę tworząc dodatkowe pociski, jak w okopach VI batalionu. Nie ma gdzie się schować, bo po bokach ścieżki -  bagno.

Tymczasem „chitre Moskale” korzystając z mojej nieobecności wzięli i pod ogień Komendę Pułku. A tu tak było spokojnie jeszcze parę godzin temu.

Nad Redutą stoi ciągle słup z ziemi i ognia.

Godzina 4:15 po południu tegoż dnia 4.VII.1916 – ten dzień zdaje się trwać bez końca. Komendant przyszedł do nas koło 1-szej godziny po południu z Lasku Saperskiego. Radość nasza rychło zamieniła się w przerażenie, gdy dowiedzieliśmy się, że Obywatel Komendant ma zamiar iść na Redutę. Już Komendant wychodzi z obywatelem Satyrem z ziemianki tylnym wyjściem i kieruje się spokojnie na ścieżkę z okrąglaków. Tam na ścieżce wala bez ustanku Moskale. Zabiegamy więc drogę Komendantowi i mówimy obywatelowi Satyrowi dlaczego dopuszcza do takiego oczywistego narażania życia Komendanta. Major, sam dobrze zgnębiony tym faktem, rozkłada tylko ręce.

Kto żył w Komendzie Pułku wyległ przed Ziemiankę, by patrzeć za Komendantem, tak jak byśmy spojrzeniami naszymi mogli stworzyć pancerz, chroniący Go przed pociskami. Komendant idzie wolno, znikają wkrótce za zakrętem, już przed wzrokiem naszym zasłoniły ich krzaki olchowe.

Wiara rozchodzi się powoli do ziemianek. Na placu pozostają żołnierze wynoszący sprzęty na wozy taborowe. Już bowiem koło południa z Brygady przyszedł rozkaz pogotowia do odmarszu.  Wozy stoją naładowane za stajniami.

Komendant był na Reducie, w V batalionie kolo półtorej godziny. Wrócił ku naszej radości do Komendy Pułku, gdzie chwilę się zatrzymał, po czym udał się do Lasku Saperskiego, gdzi9e znajduje się bojowa część Komendy Brygady. Pobyt Komendanta na Reducie, Jego rozmowa z żołnierzami dodała otuchy naszym chłopcom stojącym od dziesięciu godzin w huraganowym ogniu artylerii. Obywatel Szef Sosnkowski zostaje jeszcze w okopach VI batalionu, gdzie robi się coraz cieplej , na skutek ciężkiego położenia sąsiedniego pułku Berbeckiego. Moskale po odejściu Komendanta na nowo skoncentrowali ogień ciężkiej artylerii na placówce przed Redutą i wkrótce zrównali placówkę z ziemią, niszcząc wszelkie umocnienia i okopy.

6 lipca Lasek Saperski.

Jesteśmy w ziemiankach po Komendzie Pułku artylerii, już na lewym brzegu Garbachu. Wczoraj cofnęliśmy się znów z drugiej linii, na trzecią linię okopów. Biegnącą już lewym brzegiem strumienia. Teraz gospodarzy piechota w tym lesie i w tych ziemiankach…

Moskale nieustannie atakują. Chłopcy walą z karabinów stojąc od Moskali o trzydzieści kroków. Przeciwko naszej kompanii posuwa się naprzód brunatne mrowie Moskali. Twarze ich wcale nie są okrutne, raczej zdziwione i pomęczone. Depczą na miejscu, wyraźnie unikając gwałtownego rzucenia się naprzód głosem smutnym, przeciągłym krzyczą: „Urra!Urra!”.  Poruszają się wolno wśród krzaków jałowca i sośniny, jak bure mrowie robactwa. Widać już wyraźnie oficerów i podoficerów, choć wszyscy noszą jednakowe bure bure szynele. Podoficerów widać po naszywkach na naramiennikach, a oficerów po grubym, wypukłym „carskim oku” na czapkach.

Chłopcy śmieją się i walą do Mochów… Ale Moskali za drutami coraz to przybywa. Całe ich mrowie rusza się już niezdarnie w drutach. Z tylu napierają całe masy burych sołdatów. Nasi walą w nich jak do kaczek. Dużo ubywa, ale jeszcze więcej przybywa nieprzyjaciół. Obywatel Fleszar pobiegł na lewe skrzydło okopów pozycji ryglowej, a tutaj wydaja rozkazy obywatel major Kukiel i porucznik Lis…

Z prawej strony od honwedów walą nieubłaganie coraz większe chmary Moskali. Idą przez wzgórza piaszczyste wprost do Lasku Saperskiego. Mogą odciąć nam odwrót, gdyż na zachód od Lasku leży grobla przez błota Garbachu. Cofamy się w kierunku na północny skraj Lasku. Roznoszę tu jeszcze rozkazy obywateli Kukiela i Lisa.

Wreszcie oto i Lasek! Jakże zmienił się w ciągu dnia. Baraki stojące wśród drzew palą się wielkim ogniem. Lasek Saperski i jego ziemianki płoną, przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca, oświetlając jasno i daleko okolicę. Mijamy Lasek kierując się na zachód. Moskale wleźli już do dawnego saperskiego miasteczka i plądrują po ziemiankach i barakach, co pozwala nam spokojnie przejść bez walki i strat na drogę do grobli

** ** ** **

Zastanawiacie się zapewne co to jest za tekst?

- Tak! To jest reportaż z zaciętej i krwawej bitwy. A dokładniej - tekst pamiętnika z bitwy pod Kościuchnówką.

Legioniści toczyli bitwę z rozpoczynającą największą ofensywę I Wojny Światowej na froncie wschodnim, Armią Rosyjskiego Imperium pod dowództwem generała Aleksieja Brusiłowa.

Po przełamaniu frontu pod Łuckiem z ogromnymi stratami dla armii austriackiej, ośrodkiem najgwałtowniejszych ataków stały się pozycje zajmowane nad Styrem przez pułki legionowe. Dnia 4 lipca 1916 r. o świcie  zasypane one zostały huraganowym ogniem artylerii rosyjskiej. Tysiące pocisków padły na pozycje polskie, potem masy wojsk rosyjskich  w niezliczonych liniach tyralierskich ruszyły do ataku. Najzaciętsze walki rozegrały się znów pod Kościuchnówką o posiadanie tzw. „Polskiej Góry”, która stanowiła klucz pozycji. Legioniści Pierwszej i Drugiej Brygady dokazywali cudów waleczności, odpierając masowe ataki piechoty i szarże kozaków dońskich, lub idąc z niesłychaną brawurą do kontrataków. Rezultatem trzech dniowych morderczych walk, które uratowały front na tej linii od przełamania przez wojska rosyjskie były olbrzymie straty w szeregach legionowych. Padło w nich mnóstwo oficerów, padła niemal połowa żołnierzy. Gdy nakazano na całej linii odwrót, pułki legionowe wykazały znów swa niezrównaną bitność i podziwu godne męstwo. Cofając się wśród nieustannych walk z napierającą kolumną rosyjską, oddziały legionowe dotarły do linii obronnych nad Stochodem, gdzie nastąpił długi okres walk pozycyjnych.

Drugi rok działalności Legionów w służbie idei niepodległości Ojczyzny wypełniły nowe, krwawe boje: uciążliwa i trudna kampania na Polesiu, a następnie długie, ciężkie, ofiarami okupione walki na Wołyniu nad Stochodem i Styrem.  Zapisał się ten rok w dziejach Legionów prawdziwie krwawymi zgłoskami, gdyż wojska rosyjskie otrzymawszy posiłki, broniły się zaciekle. Walki pod Kołkami, Stawohorożem, Kosztszczami, Jabłonką, Kuklami, Kamieniuchą, Wielką Niedźwieżą, Kościuchnówką nazwaną później „Polską Górą”, rozniosły daleko i szeroko sławę polskiego oręża.

W walkach na froncie wołyńskim od końca października 1915 roku, przy boku Pierwszej Brygady, brała chlubny udział Druga Brygada. Wraz z braterstwem broni wytworzyło się braterstwo myśli i dążeń. Żołnierze Drugiej Brygady, którzy pozostawali pod działaniem austriackiej propagandy C.K. Komendy Legionów, tam na Wołyniu, w bezpośrednim obcowaniu ze sobą, przejęli się duchem i ideologią Pierwszej Brygady  - zrozumieli cel, do którego wiódł Piłsudski swoich żołnierzy.

 Nad Stochodem zastał Żołnierzy Piłsudskiego pamiątkowy dzień 6 sierpnia – druga rocznica wymarszu Pierwszej Kadrowej Kompanii.

Wódz Legionów w swoim rozkazie napisał: „Dwa lata minęły od pamiętnej naszemu sercu daty – 6 sierpnia 1914 roku – gdy na ziemi polskiej dźwignęliśmy naszemi rękami zapomniany dawno sztandar Wojska Polskiego, w obronie Ojczyzny stającego do boju…

Dwa lata minęły! Losy Ojczyzny naszej ważą się jeszcze! Niech mi wolno będzie Wam i sobie życzyć, by rozkaz mój następny w naszą rocznicę był odczytany wolnemu Polskiemu Żołnierzowi na wolnej polskiej ziemi”.

Rozkaz ten był już jednak ostatnim, jaki wydal do swych żołnierzy Piłsudski w oficjalnym charakterze ich Komendanta.

Walki polskich Legionistów odniosły także swój sukces polityczny. 5 listopada 1916 roku nastąpiło ogłoszenie przez państwa centralne aktu proklamującego utworzenie Państwa Polskiego

Zakończyła się wspaniała i pełna chwały epopeja legionowa, która takim blaskiem okryła oręż polski pod wodzą Piłsudskiego, Jednocześnie rozpoczął się w życiu Piłsudskiego nowy, a wielkiego znaczenia etap w jego niestrudzonej i ofiarnej działalności dla dobra sprawy ojczystej. 

Zbigwie
O mnie Zbigwie

"Niedawno ukazał się interesujący wpis: http://bezwodkinierazbieriosz.salon24.pl/338033,grawicapy-lataja-w-kosmosie pióra znanego blogera Zbigwie, z wykształcenia fizyka" - http://autodafe.salon24.pl/249413,zagadkowe-analogie. Znajdź ponad 100 moich notek na Forum Rosja-Polska  http://bezwodkinierazbieriosz.salon24.pl Poetry&Paratheatre 2010 i 2013. Free counters

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura