Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
431
BLOG

Idąc na „kompromis” ws. TK PiS straci jakiekolwiek pole manewru

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 10

To PiS, a nie życzliwi mu ludzie (piszę to bez ironii) doskonale rozpoznaje znaczenie konfliktu o Trybunał Konstytucyjny. I dlatego nie godzi się na jakikolwiek kompromis. Gdyby się zgodził, natychmiast stanąłby na przegranej pozycji.

Niektórzy sympatycy PiS i prezydenta Dudy, w tym pewna liczba dziennikarzy deklarujących przychylność wobec dobrej zmiany, coraz krytyczniej reagują na postępowanie rządu w sprawie TK. Zaczynają artykułować przekonanie, że PiS i/lub prezydent powinni zdecydować się na kompromis. Być może opublikować „wyrok” z 9 marca, być może zgodzić się na zaprzysiężenie trójki sędziów wybranych przez PO w 2015 r., być może próbować zmienić konstytucję (z kim?), albo pójść na jakieś inne ustępstwo. Jednym słowem zaczyna pobrzmiewać zarzut, że PiS idzie za ostro i na tym przegra.

Owszem Jarosław Kaczyński poszedł ostro, choć zgodnie z prawem, bo tylko w ten sposób mógł sobie stworzyć jakąkolwiek przestrzeń do obrony przed Trybunałem.

PiS świetnie wykorzystał szansę, jaką było zakwestionowanie prawidłowości wyboru piątki sędziów i wokół tego zdarzenia zbudował własną linię obrony przed wszechwładzą TK. Bez tego prezentu obrona przed TK byłaby niemożliwa, gdyż nie istniałaby jakakolwiek formalna przesłanka, by przekształcony w trzecią izbę parlamentu Trybunał związać. Ale, by to osiągnąć trzeba było grać ostro.

To, co dzisiaj wywalczył sobie PiS i co chcą mu odebrać niektórzy sympatycy z prawej strony, to bardzo mocna podstawa prawna, na mocy której uznaje się bieżące poczynania TK za bezprawne, bo organ ten nie działa w oparciu o ustawę z grudnia 2015 r. Właśnie ta ustawa stanowi dla PiS potężny oręż prawny. Jednak mogła ona wejść w życie tylko jako reakcja na skandal, jakim było działanie PO i TK w końcówce kadencji Komorowskiego i rządu PO – PSL. I odejść od obowiązywania tej ustawy rząd nie ma prawa. Nie wolno opublikować w Dzienniku Ustaw komunikatu TK, który czyni grudniową ustawę niekonstytucyjną, bo nie będzie to żaden kompromis, ale dezercja rodząca opłakane skutki prawne, włącznie z otwarciem drogi do postawienia rządu i prezydenta przed Trybunałem Stanu.

Ustawa o TK przyjęta w grudniu 2015 r. jest ważna i do dzisiaj nie została w ważny sposób uchylona. Dla rządu stanowi tarczę. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdyby nie została przyjęta lub gdyby PiS zgodził się teraz na jej uchylenie.

Oto bowiem bez niej mielibyśmy sytuację, w której uformowany przez Rzeplińskiego TK demoluje każdą ustawę PiS, jako niekonstytucyjną. Przepada ustawa 500+, przepada ustawa o mediach, ustawa o prokuraturze, ustawa o podatku bankowym. Wyroki TK są ostatecznie i nie miałby PiS jakiejkolwiek możliwości się przed nimi bronić.

Skarga, że nie może rządzić? Odpowiedzią byłby rechot Schetyny i Petru, że w rządzeniu nikt nie przeszkadza, ale nie wolno łamać konstytucji, a przecież właśnie to wytyka PiS-owi TK. Gdyby w takich okolicznościach partia Kaczyńskiego zechciała zmienić ustawę o TK – czyli powodem zmiany byłaby niezgoda na blokowanie własnych ustaw – usłyszelibyśmy zarzut, że to zemsta na TK.

O tym, że sztandarowe ustawy zostaną przez TK unieważnione przekonamy się za kilka tygodni, bo PO już zapowiedziała, że m.in. ustawa medialna i o prokuraturze trafią do TK. A ten, działając wedle czerwcowej ustawy, uzna je właśnie za niezgodne z Konstytucją.

Jednak to, co sobie dzisiaj PiS wywalczył, to właśnie ustawa o TK z grudnia 2015 r. - powstała w następstwie skandalu stworzonego przez PO i TK – i czyniąca wszelkie działania TK z mocy prawa nieważnymi, o ile wcześniej nie zajdą przesłanki opisane w tej ustawie, a regulujące tryb działania TK.

W tym kontekście niepoważnie brzmią zarzuty w kierunku prezydenta Dudy (też zaczynają się pojawiać na prawicy), że oto powinien się on wykazać lepszym zmysłem i w listopadzie ubiegłego roku o kilkanaście dni wcześniej zwołać pierwsze posiedzenie sejmu. Gdyby tak zrobił, wówczas kadencje pięciu sędziów, a nie tylko dwóch, zakończyłyby się już w trakcie kadencji nowego sejmu, a nie tak, iż trójka sędziów TK skończyła urzędowania za czasów rządów PO – PSL, a dwójka za rządów PiS.

Takie definiowanie sytuacji pokazuje, że sympatycy PiS chcący kompromisu w sprawie TK, nie posiadają jakiegokolwiek zmysłu analitycznego. W przypadku dziennikarzy może to martwić.

Rozpatrzmy bowiem hipotetyczny scenariusz, w którym prezydent zachowałby się inaczej niż w rzeczywistości i pierwsze posiedzenie sejmu zwołał przed 6 listopada 2015 r. Dla przypomnienia: 6 listopada wygasały kadencje trójki sędziów, na których miejsce swoich sędziów powołała PO. W realnym świecie pierwsze posiedzenie obecnego sejmu odbyło się natomiast 12 listopada 2015 r. Rzecznicy takiego posunięcia wskazują, że gdyby prezydent się nie zagapił, wówczas TK – zgodnie z linią swego orzecznictwa – uznałby, że nie dwóch, a pięciu sędziów wybrano nielegalnie. PiS miałby zatem legalnie sześciu sędziów, PO dziewięciu. I byłby spokój.

O jakiż to błąd myślowy…

I co z tego, że PiS miałby sześciu sędziów?

Liczba swoich - nie swoich sędziów nie ma na obecnym etapie pierwszorzędnego znaczenia. Dopóki prezesem TK jest Andrzej Rzepliński i obowiązywałaby ustawa z czerwca 2015 r., to PiS mógłby mieć nawet i 12 swoich sędziów, a i tak miałby wrogi sobie TK. Po prostu prezes Rzepliński do rozpatrywania spraw podsyłanych mu przez Schetynę i Petru wyznaczałby skład pięcioosobowy. W takim układzie on i dwóch bliskich mu sędziów decydowałoby o losach każdej ustawy. Dwójka sędziów PiS byłaby w trakcie rozprawy przegłosowywana, a pozostałych 10 mogłoby się przyglądać. Nie da się? Da się. I liczba sędziów nie ma tu żadnego znaczenia.

TK mógł spokojnie poświęcić w grudniu dwójkę sędziów, uznając ich wybór za nielegalny. Zbudował sobie opinię obiektywnego mówiąc, iż zarówno PO zawiniła, jak i PiS zawinił.

TK dlatego uznał w grudniu ubiegłego roku wybór dwójki sędziów za nielegalny, bo w oparciu o ten sam przepis uznawał jednocześnie wybór trójki pozostałych sędziów za legalny. Gdyby jednak sejm faktycznie zebrał się przed 6 listopada, wówczas jestem pewien, że TK znalazłby powód, aby uznać wybór pięciu sędziów dokonany przez PO za całkowicie legalny. I nie ma sensu wnikać, jakby to uzasadnił. Wystarczyłoby enigmatyczne stwierdzenie, że wybór nie naruszał zasady demokratycznego państwa prawnego.

Sytuacja z ubiegłego tygodnia, gdy Rzepliński podeptał konstytucję, która mówi przecież wyraźnie, że „Przepisy Konstytucji stosuje się bezpośrednio, chyba że Konstytucja stanowi inaczej” oraz, że „Organizację Trybunału Konstytucyjnego oraz tryb postępowania przed Trybunałem określa ustawa” pokazuje, że nie prawo się liczy, a siła.

Jeśli PiS ustąpi – choć mam  niemal pewność, że nie ustąpi – to nie będziemy mieć żadnego kompromisu i wyjścia z konstytucyjnego pata, ale brutalny kontratak dresiarzy w garniturach obliczony na rzeź obecnej władzy. Głupotą po stronie rządu była wenecka inicjatywa Waszczykowskiego i wierzyć trzeba, że limit będów został już popełniony.

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka