payssauvage payssauvage
9798
BLOG

Tomasz Lis zrobił dziurę w Platformie

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 127

Na portalach internetowych można było wczoraj przeczytać bardzo ciekawą wiadomość o dwunastoletnim chłopcu z Tajpej, który podczas wizyty w muzeum pośliznął się i aby nie upaść, oparł się dłonią o jeden z obrazów, robiąc w nim przy okazji wielką dziurę. Zdarzenie zarejestrowała kamera przemysłowa. Zniszczony obraz to „Kwiaty” Paola Porpory (jednego z mistrzów włoskiego baroku) – licząca trzysta pięćdziesiąt lat martwa natura przedstawiająca słoneczniki, róże, tulipany i goździki.

To zdarzenie jakoś tak skojarzyło mi się z niedawnymi wyczynami Tomasza Lisa. Lis, mimo, że dźwiga już na karku piąty krzyżyk, przypomina takiego właśnie gapowatego chłopaczka w krótkich majtkach, który swoim dziennikarzeniem zrobił (kolejną, obok już istniejących) wyrwę w obrazie, jaki partia rządząca ma w oczach obywateli. Obraz ten nie tyle jest może dziełem mistrzów włoskiego baroku, ile raczej – mistrzów ruskiego bardaku, nie wiadomo dlaczego nazywanego „Polską w budowie”. Pewne trudności sprawia również klasyfikacja tego dzieła – mamy tu i elementy martwej natury w postaci pachnącego kotlecika z Pendolino, i fragmenty „Pejzażu z upadkiem Ikara” Breugla… Wróć – pejzażu z upadkiem Platformy, rzecz jasna. Ale i tak najważniejszy element tego obrazu stanowi ponętna Wenus z Szydłowca, której – niczym u Sandro Botticellego – partneruje drzemiący bóg wojny Ares, w omawianym przypadku – z nie do końca jasnych powodów – mający postać zbrojnego w dwururkę gajowego z Budy Ruskiej. Zresztą, takimi kwestiami niech się już zajmują historycy malarstwa, bo ważniejsze jest co innego.

Ważniejsze, że na to wszystko przyszedł Tomasz Lis i w kierowanym przez siebie tygodniku „Newsweek” puścił artykuł pp. Krzymowskiego i Cieśli, opisujący, jak to prezydent Duda, jeszcze jako poseł PiS, poleciał kilka razy do Poznania i nocował tam w hotelu, z czego dziennikarze (o ile można użyć tego terminu) T. Lisa wysnuli wniosek, że pewnie miało to związek nie z wykonywaniem mandatu posła, ale z pracą na prywatnej uczelni i że zwrot kosztów za przeloty i noclegi (w sumie 11 tys. zł na przestrzeni trzech lat) się nie należał. Nie ważne przy tym, że uczelnia owa mieści się w Nowym Tomyślu, w odległości 70 km (godzina jazdy autostradą A2) od stolicy Wielkopolski. Przecież Andrzej Duda mógł z Poznania jeździć do Nowego Tomyśla (i z powrotem), prawda? No, a skoro mógł, to pewnie tak właśnie robił. Teraz dziennikarze „Newsweeka” domagają się wyjaśnień od prezydenta, niepomni na fakt, że to oni powinni mu udowodnić, że złamał prawo. Na szczęście nie ma jeszcze obowiązku udowadniania, że nie jest się wielbłądem, a domniemanie niewinności obowiązuje nawet w stosunku do prezydenta Dudy – czy to się wybitnym wyrobnikom Tomasza Lisa podoba, czy nie.

A skoro już mowa o tym, co się komu podoba, to mnie przypadła do gustu reakcja Kancelarii Prezydenta na wspomniany artykuł – krótkie, dwuzdaniowe oświadczenie, stwierdzające, że wyjazdy miały związek z wykonywaniem mandatu posła i koniec. Otóż to było, jak środkowy palec pokazany medialnym wyrobnikom. Nie obywatelom, bo chyba tylko osoba, która „mocarza” popiła metanolem może pomyśleć, że artykuł Krzymowskiego i Cieśli był pisany w interesie publicznym i miał na celu wyjaśnienie jakichś nieprawidłowości. Jest rzeczą oczywistą, że pieniądze publiczne zasługują na to, żeby je dwa razy obejrzeć, zanim się je wyda, ale jeżeli ktoś przechodzi do porządku nad milionami, które w ciągu ośmiu pochłonęły przyssane do cyca Rzeczpospolitej jamochłony obywatelskie i jednocześnie drze szaty nad sumą, po którą Elżbiecie Bieńkowskiej nie chciałoby się pewnie nawet schylić, to nie wiem, jak komu, ale mnie ręce automatycznie układają się w gest Kozakiewicza. Czy jest ktoś na tyle ślepy, żeby nie dostrzec, że mamy do czynienia z polowaniem na Andrzeja Dudę, który śmiał wygrać z naszym Bronkiem?

No, dobrze – wracam do rzeczy, bo zabrnąłem w dygresję. Ktoś może zapyta –  w jakiż to niby sposób zachowanie Lisa czyni wizerunkową wyrwę w obrazie Platformy? Przecież artykuł, nawet jeżeli nazwiemy go nierzetelnym i bazującym nie na tyle faktach, co na insynuacjach, to mimo wszytko jest wymierzony w prezydenta Dudę, a nie w partię rządzącą. No, owszem – niby jest, ale przecież łatwo było przewidzieć, że przy okazji jego publikacji natychmiast zostaną przypomniane dokonania Platformy na polu latania za pieniądze podatników. I to nie będzie jakieś śmieszne jedenaście tysięcy, ale setki tysięcy, a nawet miniony złotych. Np. 6 milionów, które Donald Tusk (w samym tylko 2011 roku!) wydał na przeloty na trasie z Sopotu do Warszawy i z powrotem. Warto też przy okazji zapytać ile kosztowały przeloty pustego samolotu rządowego, który – jak doniósł portal wpolityce.pl – fruwał sobie za Ewą, jeżdżącą koleją. Nawiasem mówiąc, może pan prezydent skorzysta z przykładu pani premier  i w czasie następnej wizyty zagranicznej za jego samolotem będzie jechało puste Pendolino? (Przynajmniej do granicy.) W końcu – trzeba się uczyć od najlepszych, prawda?

Oczywiście informacje o tym, jak prominenci PO fruwali za nasze pieniądze były mniej więcej znane, ale już zapomniane, bo przecież mało kto pamięta o podniebnych wojażach Tuska sprzed kilku lat, albo Ewy Kopacz sprzed dekady, prawda? Ale nie trzeba też było wielkich zdolności profetycznych, żeby przewidzieć, że te rzeczy zostaną odgrzebane i zebrane do kupy (a jest tego trochę), a to z kolei mocno uderzy w, i tak chwiejącą się, Platformę. No i uderzyło, bo na dodatek wmieszała się prokuratura. „Prokuratura sprawdza nie tylko podróże Andrzeja Dudy z lat 2012-2014, ale również Ewy Kopacz.  Według "Gazety Polskiej Codziennie", śledczy zbadają, czy premier latała w 2005 r. na koszt podatnika w odwiedziny do swojej córki.”  No i co? Ktoś mi powie, że Tomasz Lis tego wszystkiego nie przewidział?

Ach nie, nie i jeszcze raz – nie! Nigdy w to nie uwierzę! To jest po prostu niemożliwe! Wszak Lis człekiem niepospolicie inteligentnym jest. On tak mądrze podpiera podbródek dłonią (vide zdjęcie ilustrujące jego wstępniaki w „Newsweeku”), że od razu człowiek sobie myśli – ten to musi mieć IQ co najmniej takie, jak Doda Elektroda! A jakby tych dowodów mądrości Lisa komuś było mało, to niech spojrzy, jak pan redaktor dziarsko staje w rozkroku, jak mądrze dłonie w piramidkę układa, jak na jego szczerej, robotniczo-chłopskiej twarzy wykwita paląca troska o to, „co z tą pensją?”(gwiazdorską). Ach, co ja piszę?! Nie żadną „pensją”, tylko – Polską, o którą Tomasz Lis niezmiennie jest „najboleśniej zatroskany” i to do tego stopnia, że aż podobno zaczął źle sypiać po nocach. I taki ktoś miałby popełnić tak oczywisty, banalny, szkolny wręcz błąd – z dymu i szumu medialnego nakręcić aferę, która – co oczywiste – rykoszetem walnie w PO? Nie, to niemożliwe. On nie jest głupcem, on na pewno to wszystko wziął pod uwagę.

No dobrze, ale jakie jest inne wytłumaczenie zachowania Lisa? Skoro nie głupiec, to …

Tak, tak, szanowni Państwo! Nie można wykluczyć, że Lis to doskonale zakonspirowana jednoosobowa  kaczystowska jaczejka, godząca w podstawy ustroju (podstawy chwiejne, bo dopiero w budowie) oraz w sojusze. Oczywiście, póki co, skazani jesteśmy w tej sprawie na domysły. Ale kto wie? Może za pięćdziesiąt lat, kiedy już wszystkie archiwa zostaną odtajnione, wnuk Bogusława Wołoszańskiego zrobi kolejny, wstrząsający odcinek programu z cyklu „Sensacje XXI-go wieku.” Odcinek ten będzie nosił tytuł „Tajny agent kryptonim ‘Brylantyna’ i prawdziwe przyczyny upadku Platformy Obywatelskiej.”

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka