mona mona
6846
BLOG

Polacy a Żydzi - co mnie wkurza

mona mona Polityka Obserwuj notkę 201

 

 

U  „Piaska”,  tego co to „ Piaskiem po oczach”, pojawił się Andrzej Gąsiorowski,  rozmowa była o operacji „Most”, a Gąsiorowski potwierdził wprost: to słynna z przestępczej afery „oscylatora” Spółka Art-B sfinansowała tajną  operację przetransportowania około 60 tys. rosyjskich Żydów do Izraela.  Jak rozumiem – po to właśnie została stworzona.

Co  mnie natchnęło do napisania notki. Przeleciałam się myślą po paru zasadniczych sprawach – i wyszło mi, co następuje:

Jak diabeł święconej wody unikam tematów, związanych ze stosunkami polsko – żydowskimi. Powód jest prosty: jestem na tyle straszą panią, że dotknęłam czegoś bardzo osobiście. Wyjeżdżała moja szkolna ferajna, dzieciaki naprawdę nie mające pojęcia, dlaczego wyrzucają je z kraju, który uważały za ojczyznę i absolutnie się z nią utożsamiały. To były czasy PRL, kiedy o Polsce („ukochany kraj, umiłowany kraj”) mówiło się w co drugim zdaniu, a emigracja uważana była za zdradę, nie za szansę. W szczenięcej grupie wiekowej, nasączanej od oseska miłością ojczyzny, takie rzeczy traktuje się śmiertelnie poważnie.

Łatwo sobie wyobrazić stan ducha tamtych dzieciaków. Dorośli z nimi nie rozmawiali o polityce, to było zbyt niebezpieczne. Dla porządku: „moi”, całkiem polscy dorośli, zapytani wprost – też chachmęcili w odpowiedzi. Podejrzewam dziś, że sami niewiele wiedzieli, poza sloganami, podsuwanymi na różnych „spędach”.

Stało się, co się miało stać, ale tamta trauma we mnie została. I w jakiś sposób ciągle mnie uwiera.

Jednak ostatnio te stosunki, które wiecznie kuleją, zaczynają mnie oburzać. Wygląda na to, że czegokolwiek Polska by nie zrobiła, spotyka się z wrogością, której zresztą – na polskiej ziemi - uczy się młode pokolenie Izraelczyków. Nie uważam, żeby Polska na to zasłużyła.

Akt 1.

http://historia.focus.pl/swiat/jak-polacy-stworzyli-izrael-296 Króciutki fragment z linku:

„Kurs w Andrychowie ( 1939 r) przeznaczony był dla oficerów Irgunu, podziemnej armii założonej przez lidera syjonistycznej prawicy Władimira Żabotyńskiego do walki o państwo żydowskie w Palestynie. Tropieni przez Brytyjczyków bojownicy w tajemnicy przedostali się do Polski z Palestyny w małych grupach, samolotami LOT, kursującymi między Hajfą a Warszawą, albo liniowcem Polonia, który łączył Palestynę z rumuńskim portem w Konstancy, a stamtąd pociągiem do Krakowa. Poza nielicznymi wyjątkami wszyscy mówili po polsku.”

Nie śmiem osądzać czy to dobrze, czy źle, że Polska perfekcyjnie wyszkoliła terrorystów z Irgunu, ale niemniej – zrobiła to. A sam artykuł gorąco polecam: poza samym sensacyjnym opisem spraw. Być może tamte wydarzenia miały wpływ na wrzesień 39 r. w odniesieniu do „gwarancji” dla Polski, już nie mówiąc o znaczeniu spraw dla Izraela.

Akt 2.

Polska nie zostawiła w Sowietach swoich żydowskich obywateli w czasie tworzenia Armii Andersa, choć zostawiła wielu polskich obywateli – z tysiąca powodów. A potem dowództwo przymknęło oko: niemal wszyscy obywatele żydowscy, wtedy już żołnierze Andersa, zwiali - kiedy Armia dotarła do Palestyny. Nikt ich nie ścigał za dezercję. Polacy rozumieli.

Wróć: kapral Mieczysław Biegun trzasnął obcasami, meldując się ( nota bene – najpierw mojemu własnemu wujowi) i prosząc o zgodę na pozostanie w Palestynie. Przytaczam to, bo Anders w „Pamiętnikach” pisze o jego dezercji. Ja czytałam inne pamiętniki, słyszałam inną opowieść.

 Potem kapral Biegun nosił inne nazwisko: Menachem Begin. Z czasem został premierem.

Akt 3.

 Okupacja, z całą gamą zachowań Polaków, tak zaszczytnych, jak hańbiących. Sprawa omawiana miliony razy, wszyscy to znamy. Ujawnione sprawy hańbiące kończyły się wyrokiem AK, zawsze jednobrzmiącym: kula w łeb. Oczywiście nie udało się namierzyć wszystkich szmalcowników, co jest nieustannie przypominane, wraz z pretensją, że Polacy nie zrobili dla „sąsiadów” wszystkiego, co można było zrobić. Według tych opinii, szeroko a kłamliwie głoszonych, wciąż ocenia nas świat, wciąż niemający pojęcia o Polsce czasów okupacji, w czym gorliwie pomagają żądni sławy ( i kasy) Polacy. Ciągle mnie dręczy pytanie: jak można było pomóc en masse nieznającym polskiego,  r e l i g i j n y m, przestrzegającym Prawa Żydom?

A co z zasługami? Oczywiście Yad Vashem, wielka liczba polskich nazwisk wśród „ Sprawiedliwych wśród narodów świata”, „Kto ocala jedno życie…”), itd. – ale kto o tym wie? Praktycznie my i oni, Izraelczycy. Powiedziałabym: sprawa „odptaszkowana” – i zapomniana. Nie wątpię, że przez Yad Vashem przewija się mnóstwo ludzi, ale czy na pewno szukają tam Polaków? I kontekstu historycznego?

To amerykańskie uczennice, w 1999 r. „odkryły” działalność Ireny Sendlerowej, wystawiając spektakl, według książki Jacka Mayera „Życie w słoiku”. W słoiku, bo właśnie w nim zakopane zostały prawdziwe nazwiska 2500 dzieci wyprowadzonych z getta i „umieszczonych” ( jak to dziś zwyczajnie brzmi…) w klasztorach i polskich rodzinach.

2500 dzieci, którym trzeba było nie tylko zabezpieczyć byt, ale załatwić stosowne dokumenty, czyli wciągnąć w akcję mnóstwo ludzi, w sytuacji śmierci wiszącej nad głową.

Podaję na końcu link do „serca spraw” - do jewish.org

Ciekawe są dzieje samego słoika:

„ Gdy skończyła się wojna listę przekazała (Sendlerowa) Adolfowi Bermanowi, który był później przewodniczącym Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. On wywiózł ją do Izraela, tam ulegała licznym odpisom. Jednak nie wiadomo, co się stało z oryginalnymi „bibułkami”.

 Natomiast o Sendlerowej początkowo nie zapomniano: w 1949 r. ubecja wytłukła z niej dziecko, „w ramach wdzięczności” – bo trudno zapomnieć, kto rządził ubecją w 1949 roku. Dopiero potem o Irenie Sendlerowej zapomniano, bardzo starannie i konsekwentnie.

Akt 4.

Operacja „Most”

O tej operacji nie wiedział niemal nikt. Mam na myśli publisię, czyli obywateli, zarówno sowieckich, jak polskich.

 Najkrócej, jak można, bo sprawa sprawa jest opisana w wielu źródłach: dramatyczna sytuacja ekonomiczna Sowietów ( sankcje z powodu Afganistanu) groziła rozruchami.

Kto bywa zwykle winien, zwłaszcza w Rosji? Wiadomo, Żydzi! Co rozładowuje sytuację? Oczywiście starannie zorganizowany pogrom, w myśl długotrwałej, carskiej tradycji.

 Tym razem – z bezsprzecznego, szeroko nagłaśnianego faktu, czyli z powodu amerykańskich sankcji, 1,7 mln radzieckich Żydów znalazło się w potencjalnym, poważnym zagrożeniu. Mossad alarmował. Nie można było spraw uzgodnić drogą dyplomatyczną, stosunki dyplomatyczne między ZSRR a Izraelem były zerwane od dawna, od 67 roku. Icchak Szamir( „de domo” zresztą Jeziernicki) musiał coś zrobić, jeśli nie chciał zapisać się w historii jako współsprawca tego, co mogło się zdarzyć, co już wisiało w powietrzu.

Okrężnymi drogami załatwiono sprawę z Gorbaczowem, oczywiście metodą „ Żydów możecie sobie zabrać, dobytek zostaje u nas”, ale nie to było najważniejsze. Jak zabrać – tu był problem. Strona rosyjska dawała Żydom  paszport w jedną stronę – i absolutnie nie chciała gadać o reszcie spraw.

Gorbaczow usiłował być przywódcą na miarę europejską, ale… pod sankcja topora nie przysięgałabym, czy trochę nie było mu jednak żal, że nie będzie na kim skrupić społecznych frustracji.

 Główną kwestią było to, że o projekcie natychmiast dowiedział się ten, kto „powinien”, czyli arabskie organizacje terrorystyczne, które zagroziły atakami każdemu, kto przyłoży do niego rękę, na skutek czego Rumunia i Węgry odmówiły tranzytu. Nie było możliwe wywiezienie rosyjskich Żydów z miejsca zamieszkania wprost do Izraela. Można sądzić, że radzieckie służby nie robiły z tego tajemnicy wobec sojuszniczych państw arabskich.

Mimo nieistniejących, jak w przypadku ZSRR - od 67r. stosunków dyplomatycznych z Polską, dogadano się z Mazowieckim. Do Polski zaczęły napływać tłumy rosyjskich Żydów, każdym możliwym środkiem transportu, początkowo bez żadnej organizacji, a zagrożenie terrorystyczne wisiało w powietrzu. Trzeba było tych ludzi odebrać z dworców i terminali lotniczych, przewieźć do hoteli,  bezpiecznie zakwaterować, nakarmić, w końcu wysłać „LOT-em” do Izraela. I zrobić to, ukrywając rzecz nie tylko przed ewentualnymi terrorystami, ale także przed własnymi obywatelami.

Operacja była czystym koszmarem, trwała dwa lata – w pełnym zagrożeniu życia zarówno pasażerów, jak ochrony. To z jej powodu powstał „GROM”. Skończyła się sukcesem. Przetransportowano do Izraela około 60 tys. rosyjskich Żydów.

Dla mnie było to coś osobistego: byłam wśród osób, do których „przeciekło”, ale na konkretne pytania odpowiadano rutynowo – „Dobra, powiem, ale potem będę musiał/a cię zabić”. Chyba nic dziwnego, że – kiedy już część spraw ujrzała światło dzienne ( bo wciąż jest to tylko część spraw) – byłam raczej zachłanna na wszelkie wiadomości o niej.

Operacja „Most” była aktem humanitarnym, przebiegającym, jako się rzekło,  w sytuacji nieustannego zagrożenia. Powiedzmy tak: kiedy z pasa startował samolot z emigrantami, osłaniał go  helikopter, mający służyć za cel ewentualnej rakiecie.

Historia zatoczyła koło: znowu, jak za czasów szkolenia ludzi Żabotyńskiego, do Polski przedzierali się Żydzi, oczekujący pomocy. Znaleźli ją, docierając bezpiecznie do miejsca przeznaczenia.

Polska nie tylko pomogła, ale „sfinansowała” operację, za pomocą przedziwnych transakcji bankowych, polegających na wyprowadzaniu pieniędzy z polskich banków przez ART-B.  Gąsiorowski „między wierszami” twierdzi, że działał w porozumieniu z polskim rządem, „oscylator” był działaniem legalnym, nikt mu nie postawił zarzutów. Wyjechał z Polski nieścigany, a list gończy za nim – to pomysł premiera Bieleckiego, wydany 90 dni po wyjeździe z kraju. O co chodziło Bieleckiemu – to inny temat.

Być może – tak właśnie było.

 Tu posłużę się cytatem z GW – „ Art-B przerzuciła 6,2 tys. czeków pomiędzy kilkudziesięcioma bankami, zarobiła na oprocentowaniu lokat 10 mln dol. Śledczy doliczyli się jednak 424 mln zł debetu na koncie spółki, bo czeki były bez pokrycia. Na tyle też wyceniono straty polskiego systemu bankowego.”
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,16749449,Koniec_afery_Art_B__Zarzut__przywlaszczenie_71_7_mln.html#ixzz3datL8jbk

Operacja „Most” od dawna nie jest tajemnicą, została – jak się rzekło - szeroko opisana, w tym zakresie, na ile można było ją ujawnić. Andrzej Gąsiorowski również opisał ją w książce ( nie czytałam, dowiedziałam się w trakcie audycji).

Jeśli rząd Mazowieckiego wiedział o tym wszystkim, jeśli się na to godził – to jest to sprawa co najmniej dziwna: nie było innej możliwości sfinansowania operacji? Według Gasiorowskiego – sprawa zaczęła się nawet nie w samym Izraelu, tylko w środowisku żydowskim w Stanach.

Najmniej chodzi tu o pieniądze, najbardziej – o żywy kant, przeprowadzony z lekkim odcieniem pogardy wobec Polski.

Proszę zrozumieć – ja się nie czepiam samej operacji humanitarnej, choć mnóstwo spraw, z zakresu „operatywki”, wciąż jest niezrozumiałe.

Ale  już najmniej zrozumiałe jest to, że – jak już było powyżej – czegokolwiek Polska by nie zrobiła, wciąż będzie dla pewnych środowisk żydowskich naczelnym „chłopcem do bicia”, antysemickim Ciemnogrodem.

 Ktoś to nakręca – i bardzo bym chciała dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje.

 

 

 

 

 

http://historia.focus.pl/swiat/jak-polacy-stworzyli-izrael-296

http://www.tvn24.pl/piaskiem-po-oczach,31,m/andrzej-gasiorowski-w-piaskiem-po-oczach,553109.html

http://historia.focus.pl/swiat/most-tajna-operacja-mossadu-w-polsce-1214

http://www.jewish.org.pl/index.php/historia-mainmenu-66/5462-ycie-w-soiku.html

 

 

 

 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka