Zebe Zebe
1154
BLOG

W sprawie dźwięku i fortepianu

Zebe Zebe Polityka Obserwuj notkę 67

Jak zapewne niektórym wiadomo, jestem wielkim fanem muzyki. Ta przypadłość nie opuszcza  mnie od ponad pięćdziesięciu lat mojego życia. Począwszy od radia lampowego w który dźwięk falował, raz się ściszał, a raz zgłaśniał, poprzez poczciwy adapter Bambino i epokę płyt analogowych, do ery zapisu cyfrowego z płytą CD i coraz to nowymi wynalazkami związanymi z nośnikami dźwięku. Ja to wszystko, cały ten okres czasu przeżyłem świadomie,  zdobywając szereg doświadczeń w kwestii zapisu dźwięku i jego odbioru przez słuchacza.

Zapis samego dźwięku oraz jego subiektywny odbiór to dwie różne sprawy. Sprzęt o wysokich parametrach zapewnia zupełnie inne doznania niż aparatura pośledniej jakości. O tym wszyscy wiemy i to też nie podlega jakiejkolwiek dyskusji. Skupię się więc na czymś innym, zakładając, że w moich rozważaniach sprzęt do przetwarzania i odsłuchu dźwięku posiada takie same parametry.

W czasach płyty winylowej – do pewnego czasu -  tłoczenia takiej płyty dokonywano przy użyciu analogowego zapisu dźwięku na tzw. taśmie matce. Każda kolejna  kopia takiej taśmy miała już inne  parametry odsłuchu, chociaż w wielu przypadkach nie do wychwycenia przez ludzkie ucho w tamtych czasach.

Wszystko zmieniło się po wprowadzeniu zapisu cyfrowego. W euforii, która wtedy zapanowała, oprócz nagrań dźwięku metodą cyfrową przypomniano sobie o starych, analogowych, zapisywanych magnetycznie  taśmach matkach. Zaczęto więc je kopiować systemem cyfrowym i wydawać na płytach CD. Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że niektóre instrumenty brzmią inaczej niż na winylowych oryginałach. By to jakoś naprawić, wprowadzono coś co nazwano digitalizacja dźwięku i przy pomocy programów komputerowych „podrasowywano” nagrania tak, by były w miarę wierną kopią tych starych oryginałów. Prawdziwych fanów muzyki to jednask nie zwiodło, gdyż domowy sprzęt odtwarzający wysokiej jakości bez problemu uwidocznił różnice w nagraniach.

Swego czasu miałem okazję brać udział w ciekawym „eksperymencie”. W gronie znajomych odsłuchaliśmy  dwie te same płyty analogowe ( winylowe) grupy Electric Light Orchestra. Pierwsza z nich była zapisem analogowym z taśmy matki, a druga zapisem cyfrowym na winylu. Różnica w nagraniach była ewidentna.

Posiadam płytę analogową grupy Pink Floyd „Umma Gumma” oraz jej odpowiednik na płycie CD (remastered) i tu także różnica w odbiorze uzyskanego dźwięku jest widoczna już na pierwszy odsłuch.

Napiszę jeszcze, że odsłuchując dźwięk fortepianu z płyty analogowej i porównując go z dowolnym zapisem cyfrowym można się po prostu załamać. Fortepianu zapisanego cyfrowo nie da się po prostu słuchać.

Reasumując: jeżeli ktoś chce mi powiedzieć, że bada kopie cyfrowe zapisu analogowego i na tej podstawie wyciąga wnioski, to ja napiszę, że jest świadomym manipulatorem. Tylko oryginał zapisany analogowo może być wiarygodnym źródłem badań zapisanego na nim dźwięku. Oczywiście ja nie twierdzę, że z zapisu cyfrowego nie da się odczytać poprawnie tego, co tam zapisane. Da się, ale coś takiego nie może być dowodem w żadnej sprawie.

Powie wam to każdy fortepian.

Zebe
O mnie Zebe

Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka