eska eska
1669
BLOG

Szaleństwo wyborcze szerzyło się powoli....

eska eska Polityka Obserwuj notkę 132

Jak wyglądało rozwalanie demokracji poprzez zmiany kodeksu wyborczego i poszczególnych zapisów dotyczących sposobu głosowania, można prześledzić u Gargangruela >
http://gargangruel.salon24.pl/617870,jak-otwarto-droge-do-matactw-wyborczych
Od siebie dodam, że chciałam zobaczyć, kto i jak uchwalał ostatni kodeks wyborczy w styczniu 2011, niestety – na stronach Sejmu informacji brak, są dane tylko z ostatniej kadencji.


     Dawno temu, kiedy w Europie ledwo złaziliśmy z drzew, istniało i znakomicie funkcjonowało cesarstwo chińskie. Był to oczywiście tradycyjny, feudalny zamordyzm, wzbogacony o niesamowicie rozbudowaną i skorumpowaną administrację cesarską. W tym systemie np. każdy oskarżony był od początku winny i musiał sam udowodnić swoją niewinność, a wyrok zależał od sędziego cesarskiego, który, rzecz jasna, bywał przychylnie nastawiony do argumentów rzeczowych, z tym, że jeśli dał się złapać, to było po nim, bo na jego miejsce już czyhała wataha chętnych. Cały ten system działał bardzo dobrze przez tysiące lat, bo miał jeden wentyl – otóż każdy, dosłownie każdy, bez względu na pochodzenie, mógł zostać cesarskim urzędnikiem i tym samym wejść do kasty uprzywilejowanej. Warunkiem było zdanie państwowych egzaminów, które odbywały się co jakiś czas i był to jedyny proces w cesarstwie absolutnie uczciwy – dlatego lud, zamiast iść na barykady, ciułał pieniądze na naukę dla najzdolniejszych i  w ten sposób zyskiwał przychylnego w przyszłości urzędnika.
     W demokracji takim jedynym absolutnie uczciwym procesem są wybory, albowiem dają nadzieję na zmianę władzy na lepszą czy bardziej przychylną. Umowa społeczna dopuszcza wszelkie manipulacje medialne po drodze, chwyty poniżej pasa podczas kampanii, kłamstwa itp.– jedna rzecz musi być krystalicznie czysta > liczenie głosów, bowiem to jest wentyl demokracji. Jeśli to zawodzi, wentyl się zatyka i rośnie ciśnienie. Dlatego zupełnie spokojnie patrzę, jak banda głupców właśnie sobie kręci stryczek na własną szyję, bowiem cudów nie ma,  pewne prawa dotyczące zachowań ludzkich są równie niezmienne jak prawa przyrody – to gruchnie prędzej czy później, bo musi.
Teraz właściwie chodzi już tylko o to, kto dosiądzie konia rewolucji i wjedzie na nim do nowej epoki, stąd różne nerwowe ruchy, wychodzenia przed orkiestrę (jak w przypadku okupacji PKW) itp. Tyle, że ten koń jeszcze w stajni i jeszcze ma trochę obroku, więc proces musi trwać.
     Zgnilizna polskiej demokracji wywodzi się paradoksalnie z marzenia różnych naiwnych o nowej klasie średniej, co to miała być tej demokracji gwarantem. No to mamy tę klasę średnią, prezydentem jest prowincjonalny historyk, syn trepa z LWP, premierem prowincjonalna lekarka, jeden wybitny poseł zdobywał szlify w PGR, inny w jeszcze jakimś rękodziele, klasa średnia jak się patrzy, najlepsze, co wyprodukował lud pracujący miast i wsi wraz z inteligencją pracującą PRL.  Nareszcie mamy słuszną partię, Sowiety zniknęły i każdy może sobie jeździć, gdzie chce. Spełniły się marzenia ćwierć inteligentów, a nowa klasa panująca jest obiektem westchnień i zazdrości.
I byłoby całkiem dobrze,  gdyby ten wentyl jednak działał – ale nie działa, natomiast kwitnie korupcja i nepotyzm.
     Każdy, najbardziej podły system będzie działał spokojnie, o ile są jasne kryteria dostępu doń z zewnątrz dla zainteresowanych. Jeśli większość zostaje trwale wykluczona, pozostają bagnety, na których jednakowoż niewygodnie się siedzi. Jeżeli chcemy wkurzyć konia rewolucji, to trzeba go czymś ukłuć, a nie ma lepszego sposobu niż uświadomienie, że wszelkie szanse są zniszczone i nikt nie wyskoczy ponad poprzeczkę, bowiem system się domknął. To nie demokracja, tylko władza pasożytów, żyjących z naszej krwawicy i nie przewiduje ona wolnych miejsc dla awansu ludzi z zewnątrz. Demokracja szlachecka to był piękny i otwarty system w porównaniu z tym, co widzimy dookoła, a pogarda tych, co się załapali w stosunku do tych, którzy ich utrzymują, przechodzi już ludzkie pojęcie. Podobna sytuacja była w PRL, ale przyjechał nasz fantastyczny Święty, JPII i wytłumaczył ludziom, że mają prawo do równego traktowania, od tego się zaczęło.
     Kto dzisiaj, zamiast dzielić, jątrzyć czy podkładać sobie nogi w wyścigu do przywództwa rewolucji – po prostu powie, że obywatele mają prawo do poszanowania ich godności przynajmniej w tym minimalnym zakresie, jakim są w demokracji uczciwe wybory?  Że skoro władza podeptała prawo,  żądania stąd wynikające są absolutnie uprawnione aż do środków nadzwyczajnych włącznie?
     Jak pisałam już wielokrotnie, to jest proces,  społeczeństwo uczy się powoli i powoli zmienia swoje nastawienie, sztuczne wywoływanie rewolucji nic nie daje poza tragedią. Trzeba skupić się na jednym >
za te wszystkie głupoty i złodziejstwa, za to całe zepsucie, które sobie fundują za wasze pieniądze, macie absolutne prawo przynajmniej do jednego – uczciwie wybrać tych, których musicie utrzymywać, a którzy, przynajmniej w założeniach, powinny dbać o wasze dobro. A jeśli ktoś sądzi, że  załapie się mimo wszystko, to niech porzuci nadzieję, to jest zadłużony i wysysany kraj, wszystkie miejsca do ssania już obsadzone, dla was miejsca już nie ma. Finito....

eska
O mnie eska

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka