niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
595
BLOG

piskliwy głos

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Społeczeństwo Obserwuj notkę 26

 

Jechałem przez kraj, od zlecenia do zlecenia, oni patrzyli na mnie z wielkich plakatów czy billboardów, czasem z tekturowych plakiet, przytwierdzonych na latarniach czy innych słupach. „Bogów, duże portrety/uśmiechają się” – przypomniałem stary kawałek kapeli WC.

Zmęczenie na granicy wypalenia, tak to jest gdy spiętrzają się zamówienia, a trzeba je wykonywać, bo dobra koniunktura nie trwa wiecznie. „Nie chcę jeszcze umierać/ nie chcę za was umierać”, odnalezione w pamięci słowa wykrzykiwane przez WC wracały same. Przecież umieram, nie spektakularnie, po cichu, po troszeczku, taki los – nie tylko prowadzącego jednoosobową działalność – chodziły po głowie jakieś użalające się myśli, widać było żem przepracowany aż do zesztywnienia.

Postaci z plakatów było wiele, ich konfiguracje zmieniały się wraz z administracyjnymi granicami. Przeważnie faceci, przeważnie zwaliści, zadowoleni po karkówce z grilla, popitej piwem. Oczy nie patrzyły na mnie, nie patrzyły na nikogo, były to oczy klienta fotograficznego atelier („proszę patrzeć na moją rękę, o tu”) czy też klienta eksperta od politycznego marketingu. Mieli do mnie swój interes, nie mieli interesu, by patrzeć w oczy.

(Raz to się już nawet pogubiłem, czy H. do sejmiku i H. wyrób wędlin to ten sam byt czy koincydencja, i jeszcze - H., Cukiernia „Dobra”)

Moje zadanie na teraz to oddać im głos, mój pojedynczy, cokolwiek piskliwy, niczego nie zmieniający głos. Po co patrzeć mi w oczy, mam zapamiętać nazwisko, postawić krzyżyk we właściwej dla nich kratce. „Jak będzie taka potrzeba, znów się do pana zwrócimy”, powtarzali podając obojętnie rękę gdy wychodziłem z ich biur, ja - zasób ludzki do wykonania określonego zadania.

Teraz potrzebują mojej rzekomo czynnej roli w procesie ich elekcji bądź re-elekcji. Brzmi nobliwie, czasami połechtają i nas pojęciem „elektorat”. Brzmi poważnie, poważnie niczym oceny otłuszczonego komentatora politycznego czy publicysty z własnego nadania. Sapie taki w radio czy innym medium, zakochany w swojej erudycji i przenikliwości, „proszę mi nie przerywać” wymiennie z „proszę mi nie przeszkadzać” jako lejtmotyw, ważne rzeczy uważa że mówi, ważne żeby dalej mówić, więcej mówić, ciągle mówić.

Głos mam oddać, mam słuchać, nie mieć głosu.

Przecież to truizm, pomyślałem. Nie ma sensu tego wątku kontynuować, mój piskliwy głosik na chwilę zaistnieje jako głos tzw. „zwykłego człowieka” w tyradzie Ważnych Opinii Ważnych Osób, obywateli pierwowo sorta, którzy nie raczą nawet odpowiadać na pytania czy komentarze.

- Daj spokój, potrzebujesz spokoju, odpocząć, zresetować się by dalej ciągnąć – mówiłem sobie. I pewno bym dał, gdyby nie ona, trafem jakimś teraz właśnie powtarzająca uporczywie „say it, say it, say it, tell it like it is”. - Daj spokój, Tracy – powiedziałem do Chapman, której zdarza mi się ufać. – Już lepiej się znieczulić w jakiejś godnej kompanii.

A ona swoje: ”What breaks your heart/What keeps you awake at night/How your anger and grief/Make you want to cry out”. – Powiedz, co cię boli, spać po nocach nie daje, co każe ci krzyczeć z gniewu. Nie udawaj, że to piękny świat róż, nie uciekaj w złudne bezpieczeństwo.

W końcu ją przewinąłem, niech śpiewa jakiś inny kawałek. To ostatecznie tylko piosenki.

Wszystkie nasze sprawy polityczne. Przecież tylu ich jest, tych co z polityki żyją: politolodzy, analitycy, wyrafinowani eksperci od układania scenariuszy sukcesu, spin doktorzy, specjaliści od odróżniania dobra od zła, domorośli egzorcyści nieledwie – nazwy się mnożą, a i tak nie nadążają za dynamicznym rozwojem dziedziny.

Za wierszówkę, ostatecznie nawet za wałówkę. Tylu ich, tyle mają sztućców przy swoich nakryciach, muszą coś pokroić i spożyć, by się nasycić.

Jechałem przez ziemię, tę ziemię. Będę znów zdany tylko na siebie, gdy wybierał będę możliwie najmniejsze zło, wrzucał, a potem sobie wyrzucał. 

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo