Zamki na Piasku Zamki na Piasku
9478
BLOG

Dlaczego nie wstydzę się polskiego antysemityzmu? (antypolonizm)

Zamki na Piasku Zamki na Piasku Polityka Obserwuj notkę 379

 Należę do ludzi, którym – być może to z racji wykształcenia a być może z naturalnych właściwości – bliski jest kanon myślenia kryminalistycznego: Kto? Dlaczego ? Po co? Pytanie – „Dlaczego?” uważam za sui generis wyznanie wiary krytycznego umysłu i oraz jedyną znaną mi a przy tym skuteczną formę obrony przed każdym rodzajem propagandy.

Pytanie, które jest tytułem mojej notki wymaga odpowiedzi.  Przekornie mógłbym odpowiedzieć na nie w taki oto sposób: bo zbyt gorliwie i zapałem równym neoficie wstydzą się za mnie inni. To jednak byłaby ucieczka erystyczna.

Antysemityzm Polaków – po wyjściu z mroków i okowów PRL – został podany pokoleniu urodzonemu w latach 60, 70, 80 (a do któregoś z tych roczników i ja się zaliczam) na medialnej tacy w formie czystej. Nie należy się oszukiwać: temat Zagłady Żydów w czasie II w. św. - a więc czasie 6 - letniego snu Pana Boga -  w PRL po prostu nie istniał a jeżeli już to tylko i wyłącznie w takiej wersji, że my, Polacy byliśmy narodem, który niósł – nie zważając na ryzyko śmierci – pomoc naszym judaistycznym współobywatelom.  Nadto szczerym a przy tym uzasadnionym przeświadczeniem wielu Polaków było to, że to naród polski sam znalazł się na krawędzi eksterminacji  (co jest prawdą) zaś za sprawstwo mordu na Żydach odpowiadają tylko i wyłącznie Niemcy. Żydzi na ziemiach polskich w tej perspektywie byli li tylko odległym wspomnieniem  a przede wszystkim kryła ich wspólna i powszechna niepamięć. To okaleczenie pamięci polskiej nie dotyczyło jednak tylko i wyłącznie wiecznych tułaczy – to samo spotkało historię (prawdziwą) Polski.  W takim momencie została nam podana trucizna antysemityzmu. W momencie w którym Żydów w Polsce praktycznie nie ma. Oczywiście – dla jasności – w latach komunizmu lub realnego socjalizmu (jak kto woli) były dostępne publikacje dt. spraw polsko – żydowskich, lecz ich popularność i powszechność to były - przywołując postać B. Hrabala – lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych.

Nie uważam jednak, że dawka trucizny antysemityzmu podana Polakom była śmiertelna. Rozpatrując rzecz na gruncie prawdy historycznej byłby to tylko aneks do dziejów państwa polskiego. Nikczemne postawy Polaków wobec Żydów warte były tak uświadomienia ich sobie jak i symbolicznego – bo to przede wszystkim należało uczynić – posypania głowy popiołem, duchowej pokuty a tam gdzie to było możliwe przywrócenia sprawiedliwości.

Problem jednak polegał na czymś innym – ta nikczemność przywaliła niczym ciężki głaz naszą własną zagładę i bohaterstwo. Rzecz, która była udziałem nielicznych stała się udziałem wszystkich. Okrętem flagowym polskiego antysemityzmu – prawie, że katechizmem intelektualnym antypolonizmu – stał się J. T. Gross i jego książki (ciekawa rzecz: w/w autor karierę pisarską na emigracji zaczynał od kapitalnej, ale już pogrążonej w zapomnieniu „W czterdziestym nas matko na Sybir zesłali”, ale szybko zrozumiał, że taka literatura to tylko dla koneserów i na tym nie da się zarobić).  Gdyby za lekturę dla zrozumienia stosunków polsko – żydowskich mogły posłużyć książki T. Bednarczyka – „Życie codzienne w getcie warszawskim”, S. Korbońskiego – „Polacy i Żydzi w czasie drugiej wojny światowej” czy też E. Ringelbluma – „Kronika getta warszawskiego” lub H. Arendt – „Eichmann w Jerozolimie” wówczas obraz prawdy byłby pełniejszy i wprawdzie by nie ukoił poczucia straty po utraconej niewinności polskiej duszy, ale pozwoliłby – a to ważna rzecz- zrozumieć co się naprawdę zdarzyło w dniach, gdy diabeł – bez obawy o potępienie -  stąpał po ziemi pod postacią polskiego szmalcownika, żydowskiego inteligenta ze Służby Porządkowej czy też Niemca w czapce z trupią czaszką.  Polacy mieliby szansę poznać nie tylko własną nieprawość, ale i nieprawość tych, co przywłaszczyli sobie miano jedynej ofiary. Taki choćby Abraham Gancwajch to jest dopiero czarna postać żydowskiej społeczności – nauczyciel, syjonista, rabin, dziennikarz, który kierował Urzędem do Walki z Lichwą i Spekulacją i działał dokładnie tak jak tego sobie życzyło Gestapo czyli zwalczał wszelkie przejawy buntu wśród Żydów. Postać znienawidzona zarówno przez Polaków jak i Żydów – i jedni i drudzy wydali na niego wyrok śmierci, ale jego adresat zaginął w nieznanych do dziś okolicznościach.

W każdym razie - to jest właśnie problem drugi: Gross nie kłamie do końca, ale i prawdy nie mówi. Buduje ostre kontrasty: niewinne ofiary żydowskie versus żydożerczy polski antysemityzm wyrastający z zatrutej ziemi katolicyzmu. Tak postawiona sprawa to tylko kolejne wykopanie przepaści – na tym gruncie nie można w żadnej sposób zbudować zgody. To tylko wznoszenie w górę muru niechęci wzajemnej – i tu Gross okazał się być doskonałym budowniczym, gdyż to, co zostało tak entuzjastycznie zrecenzowane w „New York Times” i wspaniale przyjęte przez diasporę amerykańskich Żydów upokorzyło Polaków.

Problem trzeci polega na tym kto był posłańcem. Kto był kelnerem, który niósł półmisek z parującym i świeżo ugotowanym antysemityzmem na polski stół. Narrację o polskim antysemityzmie, który jest - jakoby -  nieusuwalnym tworzywem budowli  polskiej kultury i mentalności prowadzili polscy inteligenci żydowskiego pochodzenia, bo tym jest w rzeczy samej środowisko „Gazety Wyborczej”. Nie jest to zmartwieniem dla mnie, że jest to środowisko, które ma korzenie żydowskie. Idzie o coś innego: jest to środowisko, które jest specyficzne i jako ostatnie uprawione do moralnych ocen Polaków – to są potomkowie byłych aktywnych komunistów, którzy na początku dziejów Polski Ludowej fundowali własnoręcznie (w dosłownym znaczeniu tego słowa lub symbolicznie – władając orężem pióra) Golgotę tym, których nie zdołali zabić okupanci przysłani przez rząd niemiecki. Dla osób, dla których Polska nie jest tylko miejscem na mapie, ale częścią umysłu i duszy to było już zbyt wiele: oto potomkowie i współbracia tych, których nie można do dziś uczciwie rozliczyć za zbrodnie popełnione na Żołnierzach Niezłomnych, potomkowie tych co ramię w ramię z tymi, których odparliśmy z własnych granic w 1920 roku wprowadzali nowe i niechciane przez nas porządki  - właśnie ci – będą prawić nam o naszej podłości wobec Żydów. Proporcje moralne w tym właśnie momencie zostały zachwiane.

Na te 3 wyżej wskazane problemy nałożyły się jeszcze 2 warstwy, które budzą niechęć a nieraz i głębokie zdziwienie tych Polaków, którzy mają tradycję do posługiwania się rozumem: zmniejszanie się poczucia politycznej i historycznej odpowiedzialności za Zagładę Żydów u naszych sąsiadów - Niemców i w konsekwencji przenoszenie jej na Polaków przy akceptacji takiej ewolucji u znacznej części Żydów (zwłaszcza amerykańskich) oraz faktyczny antypolonizm Żydów amerykańskich czego odizolowani w barkach socjalistycznego państwa nie byliśmy po prostu świadomi. O tym jeszcze wspomnę pod koniec.

Niewątpliwie życzyłbym sobie, aby kwestie trudnych polsko – żydowskich relacji zostały wyjaśnione: każdy z tych narodów został wyjątkowo okrutnie doświadczony (Żydzi  - 63% Żydów europejskich (9,5 mln. przed wojną) zostało zamordowanych;  Polacy – ok. 20% populacji przedwojennej pochłonięte przez wojnę). Szymon Datner (historyk żydowski) zwrócił uwagę, że w latach 1939 – 1942 stosunek mordowanych Polaków do mordowanych Żydów był jak 10:1. Pojednanie wymaga jednak pewnej podstawy a tą jest prawdą i wzajemne akty oskarżenia w niczym tu nie pomogą. To, co moglibyśmy sobie wyobrazić jako pojednanie jest chyba jednak tym na co Żydzi zgodzić się nie mogą lub nie chcą – zwłaszcza najbardziej wpływowi z nich czyli Żydzi amerykańscy.

Z mojego bowiem punktu widzenia jedyne warte zachodu pojednanie to  takie, które odnosi skutek w postaci zaprzestania agresywnej propagandy antypolskiej przez Żydów: prawda tak – pomówienia i hiperbolizowanie zdarzeń - nie.

Jak jest to trudne lub niemożliwe w czasach obecnych uświadomił mi wywiad jakiego udzielił Richard Lucas – autor książki pt. „Zapomniany Holokaust” (czyli ten, który dotyczy zagłady Polaków przez Niemców oraz Rosjan).  Jak mówi autor Żydzi sam fakt nazywania zabijania innego narodu Holokaustem uznają za zbrodnię a samą książką uważają za zbyt propolską (mimo, że mającą doskonałą bazę faktograficzną). Książka została przyjęta niechętnie, bo jasno zostało określone na gruncie amerykańskim kto to są „good guys” a kto „bad guys”. Autor opisuje w rozmowie swoje przygody związane z przyznaniem mu Nagrody im. Janusza Korczaka za książkę dt. relacji dzieci polskich i żydowskich w czasie okupacji niemieckiej – żydowska Liga przeciw Zniesławieniu kierowana przez Abrahama Foxmana (uratowanego przez Polkę notabene), gdy uświadomiła sobie, że nagroda przypadła autorowi „Zapomnianego Holokaustu” w ciągu 24 godzin wysłała do niego list informujący, że ją mu odbiera, bo problem nie został nakreślony „w odpowiedni sposób”. Trzy inne ciekawe rzeczy, jakie zostały przeze mnie zapamiętane z tego wywiadu:

- R. Lucas mówiąc o historykach skonstatował, że są ich 2 rodzaje w Stanach Zjednoczonych: ci, którzy piszą o II w. św. oraz historycy Holokaustu a zatem tych, którzy piszą tylko o cierpieniach Żydów i sami są na ogół Żydami: „Nie interesuje ich nic poza tym. Wszystkie światła skierowane są na Żydów, wszystko pozostałe jest pozostającym w cieniu tłem. Skoro więc cierpienia Polaków ich nie interesują, to o tych cierpieniach nie wiedzą. A skoro o nich nie wiedzą, to wydaje się im, że nie istniały. A skoro nie istniały, to znaczy, że Polacy pod okupacją prowadzili normalne, spokojne życie. Nie byli niczym zagrożeni, Niemcy ich nie niepokoili”.

-Absolutna niechęć do prawdy i rezygnacji z judeocentrycznego punktu widzenia tego, co się zdarzyło w czasie wojny. Autor opowiada o swoim doświadczeniu podczas wykładu na jednym z czołowych uniwersytetów w stanie Pensylwania: „Na sali zebrał się olbrzymi tłum. Profesorowie i studenci. Około 500, może 600 osób. Opowiadałem o polskich cierpieniach podczas wojny. Gdy skończyłem, 10 obecnych na sali żydowskich profesorów wstało i w milczeniu, ostentacyjnie opuściło salę.”  Interesujące były natomiast wypowiedzi studentów: „Mówiono nam o cierpieniach Żydów i niegodziwości Polaków, ale nigdy nie powiedziano nam, że Polacy także byli prześladowani”.

- Ogromna poprawność polityczna – autor opowiada o Żydówce, którą poznał a która przeżyła czas Zagłady dzięki polskim włościanom i szczerze przyznała, że podziwia heroizm Polaków, ale publicznie o tym nie chciałaby opowiadać.

Przeczytanie tej rozmowy z amerykańskim historykiem przyniosło mi ulgę – zrozumiałem bowiem rzecz najważniejszą: nie jest za bardzo istotne to czy Polacy będą czuli się winni lub nie śmierci Żydów, niezbyt ważne jest to czy przeprosiny Polaków będą zdawkowe czy gorące i wielokrotnie powtórzone  - rola katów a nie ofiar, rola zabijających a nie ocalających to jest właśnie rola, jaką mamy do odegrania.

To jest moja odpowiedź na pytanie w notce: nie wstydzę się polskiego antysemityzmu, bo niezależnie od tego czy jestem antysemitą czy też nie to będąc Polakiem antysemitą i tak już jestem. A na taki antysemityzm nie mam żadnego wpływu i taki antysemityzm będzie dalej sztucznie wzniecany.

Nie wstydzę się oczywiście i z innych zasadniczych powodów a mianowicie, że ja sam potępiam tych Polaków, którzy zachowali po prostu jak bandyci wobec nieszczęścia Żydów (a przecież nie wiadomo czy dlatego, że byli antysemitami czy po prostu zwykłymi łotrami) a rzeczywiści polscy antysemici (np. Z. Kossak, J. Dobraczyński, J. Mosdorf, ks. Godlewski) w czasie próby okazali się zdolni do przekroczenia granic wyznaczonych przez ich idee i pomagać wtedy, gdy pomagać trzeba. Piękne jest świadectwo J. Dobraczyńskiego: „Nie ma sprzeczności pomiędzy moim antysemityzmem a tym, ze gdy trzeba było, ratowałem Żydów i żydowskie dzieci. Ratowałem je więc przede wszystkim dlatego, bo były dziećmi, ponieważ były prześladowane, ponieważ groziła im śmierć, ponieważ Żydzi byli ludźmi... Ratowałbym każdego zagrożonego śmiercią człowieka. A dziecko – każde dziecko – jest mi szczególnie bliskie. Tak mi nakazuje moja religia katolicka. Nie liczyłem na żadna nagrodę czy choćby tylko słowne uznanie. Jeśli mogłem ocalić życie kilkuset dzieci, uczyniłem to. Sam ten fakt jest dla mnie najlepszą i wystarczającą nagrodą”.

PS. Jest to mój drugi a zarazem ostatni tekst na temat relacji polsko – żydowskich.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka