Jan Herman Jan Herman
530
BLOG

Wraca strajk jako narzędzie polityki?

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 6

Nawet śladowa komercjalizacja  takich dziedzin jak lecznictwo i profilaktyka, oświata, nauka, rekreacja, art, opieka paliatywna, wychowanie, zabezpieczenia socjalne, ubezpieczenia , filantropia – to jeden wielki skandal.

Będzie o łyżkach czerpalnych. Czyli o społecznej grze w politykę.

Zacznę od tezy końcowej (w dodatku takiej, jakiej jeszcze nie było): jedynym środkiem systemowo-ustrojowym zapobiegającym strajkom jest szeroko rozumiana samorządna spółdzielczość, wycelowana przeciw komercjalizmowi.

Dziś strajkują pielęgniarki z Centrum Zdrowia Dziecka. Widziałem z bliska niejeden strajk. Oświadczam, że nawet śladowa komercjalizacja takich dziedzin jak lecznictwo i profilaktyka, oświata (rozumiana jako ustawiczna, od „rana” do „wieczora”), nauka, rekreacja, art, opieka paliatywna, wychowanie (rodzinne, przedszkolne), zabezpieczenia socjalne (np. emerytalne, inwalidzkie), ubezpieczenia (wszelkie), filantropia (tak: filantropia!) – to jeden wielki skandal. Taki sam, jak upaństwowienie tych dziedzin.

 

*             *             *

Strajk jest narzędziem-argumentem w sporze politycznym, czyli w sporze o udział w puli dobrobytu w proporcji do koniecznego udziału w „dosypywaniu” do tej puli. „Koniecznego” – bo zależnego od poziomu technologii, organizacji, instytucji kulturowych, powiązań polityczno-gospodarczych.

Strajku jako narzędzia używa strona słabsza, bezradna. Strajk bowiem zawsze ogranicza pulę i ostatecznie szkodzi wszystkim, choć doraźnie powoduje roszady przy podziale. Można powiedzieć: w wyniku strajku w gospodarce strony dostają inne łyżki czerpalne, niż miały wcześniej.

„Ofiary” strajku, którym po strajku dostaje się mniejsza łyżka czerpalna – robią wszystko, by te większe łyżki, jakie przechwycili strajkujący – okazały się „warząchwią z dziurką”, durszlakiem. Ot, i cała polityka.

 

*             *             *

Polacy mają bodaj największe i najstarsze doświadczenie w strajkowaniu na świecie. W 1619 roku w Jamestown (obecny stan Virginia, wtedy jeszcze kolonia), miał miejsce najprawdopodobniej pierwszy zauważalny przez opinię strajk: wywołali go polscy rzemieślnicy (rękodzielnicy) – szklarze, smolarze, dziegciarze, producenci potażu, żywicy, terpentyny, zaworów, akcesoriów – domagając się pełni praw wyborczych – i osiągnęli swoje, bo ich pozycja w młodej kolonii była wtedy znacząca. Virginia poniosła nie tylko doraźne straty biznesowo-gospodarcze (wyroby rzemieślnicze eksportowano do Europy), ale też wyspecjalizowani rzemieślnicy zaczęli ją omijać emigrując do Ameryki, skoro prawa wyborcze przydzielano tam wedle kryterium etnicznego.

Na czym jednak polega tępa siła tego narzędzia, pokazali Polacy najpierw w 1980 roku, kiedy Solidarność postawiła kraj „w poprzek” i złamała państwowy monopol na „robotę związkową”, a w następnym roku uruchomiła – tym razem „samobójcze” – fale strajkowe o charakterze totalnym, mające złamać kręgosłup „komunie”.

Ja w takich przypadkach przytaczam umyśloną przez siebie „anegdotkę”. Oto Janko Muzykant razem z wioskową okoliczną żulią idzie pod dworek do swojego mecenasa i krzyczą: dawaj każdemu po skrzypku! Dziedzic zaś odpowiada: Janku, twoje talenty znam i doceniam, proszę, oto skrzypek, ale Matej bardziej do koni utalentowany, a Pawlikowi słoń na ucho nadepnął… Dawaj każdemu po skrzypku, powtarzamy, bo ci ten dworek z dymem puścimy…!

 

*             *             *

Paradoksalnie – strajk można rozumieć jako dość osobliwą formę współzarządzania zakładem pracy przez załogę: wszak nie trzeba zasiadać w Radzie czy zarządzie, aby wydusić od właściciela zmianę przydziałów „łyżek czerpalnych”.

Rachityczną, podstępną formą współzarządzania pokojowego jest instytucja tzw. samorządu pracowniczego (najczęściej w postaci rady). Jej podstępność polega na tym, że samorząd nie jest w rzeczywistości dopuszczany do gospodarskich decyzji, tylko pełni rolę „papierka lakmusowego”, po którym właściciel-zarząd rozpoznaje, czy coś „się uda”, czy nie.

 

*             *             *

Świat wymyślił formułę, nazywaną spółdzielczością. Tu Polska też ma wielki wkład do dziedzictwa: zrazu spółdzielczość polska rozkwitała jako wzajemniczo-gromadniczy żywioł korzystający z mecenatu (parasola) roztaczanego przez „światłego przeciwnika”. Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie – to zainicjowana przez Stanisława Staszica forma kooperacji przedsiębiorczych ludzi „z gminu”, którzy od 1816 (ponad 120 lat przed Rochdale) roku w sile kilkuset gospodarzy (ogarniających sąsiedztwo ok. 4000 ludzi z 9 wsi) reprezentowanych kolektywnie, zarządzali ostatecznie 500 tkalniami, 3 młynami, 2 stawami, 7 karczmami, tartakiem, cegielnią, kuźnią, foluszem, browarem, wytwórnią wódek. TRH przetrwało carat i dwie wojny, zlikwidował je dekret Biruta. Oto paradoks: komunista likwiduje komunalną, unikająca komercjalizmu formułę samorządnego gospodarowania.

W Pedii wyczytujemy, że „przedsiębiorstwa” te były wydzierżawiane na drodze licytacji. Z zysków dzierżawczych mieszkańcy zostali zobowiązani do prowadzenia szkół, kształcenia zdolniejszej młodzieży na poziomie wyższym niż podstawowy, prowadzenia szpitala, opieki nad sierotami i starcami. Zorganizowano też własną instytucję ubezpieczenia mienia i budynków, a także opracowano odrębne przepisy budowlane. Towarzystwo miało również swój bank pożyczkowy, udzielając kredytów m.in. na budowę murowanych domów.

Mało kto wie, że na podobnych zasadach – z ograniczeniem do wąskiej dziedziny – działa spółdzielnia w Piątnicy, powszechnie znana z wyrobów mleczarskich. Mniam.

 

*             *             *

Już pisałem: takie obszary „małogospodarcze” jak lecznictwo i profilaktyka, oświata, nauka, rekreacja, art, opieka paliatywna, wychowanie, zabezpieczenia socjalne, ubezpieczenia , filantropia – to są dziedziny, od których Państwo – ze swoimi podatkami, omni-standardami, omni-normami, certyfikatami, omni-przepisami, kontrolami „z województwa” – powinno się zwyczajnie odczepić. Niechże w tych dziedzinach zarządzają lokalne „komitety do spraw”, finansowane dokładnie z tego samego źródła, jak omni-państwo. Tyle że Państwo montuje do systemu-ustroju swoje podatki, akcyzy, opłaty, stemple – a lokalne społeczności zaspokoją się „składką społeczną” (public collections).

Niech to będzie pierwszy krok do rzeczywistej spółdzielczości pozostającej w zupełnej abstrakcji od tego co państwowe. Bo skoro potrafiliśmy jako Naród-Kultura zachować nawet w najgorszych warunkach prywatne rzemiosło, rolnictwo, gromadzki folklor, komunalne mieszkalnictwo, „wędrowne” formy artystyczne (festiwale, festyny, odpusty), skoro komercjalizm państwowy zlikwidował instytucję świetlicy (i dobija biblioteki), kontrolowana przez państwo instytucja rodziny zastępczej wbija się kołkiem w tradycyjną rodzinę – to może jednak niechby kompetencje społeczności lokalnych rozszerzyć na wszystko co lokalne, a urzędy administracji lokalnej, z wykorzystaniem Urzędów Pracy niech staną się rzeczywistymi mecenasami spółdzielni socjalno-mieszkaniowych (przygotowany jest odrębny projekt tzw. spółdzielni komunarnej)…!?!

 

*             *             *

Wtedy najbardziej „atrakcyjne” powody do strajkowania – jak ręką odjął.

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka