Jan Herman Jan Herman
339
BLOG

Polskie smaki polityczne

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 6

Chyba po raz pierwszy mieliśmy z nim do czynienia za czasów Mieszka 1: historyczna potrzeba przystąpienia do „ruchu chrześcijańskiego” była oczywista, ale nie wypadało w tej sprawie korzystać z usług germańskich. Duchowni rzymscy (klasztorni i parafialno-biskupscy) byli głównymi, jeśli nie jedynymi nosicielami kultury intelektualnej i duchowej w regionie znanym Polanom, sąsiadującym w drugiej połowie z Wieletami, Łużycami-Milskiem, Czechami, Morawami i Słowaczyzną a pośrednio Węgrami (Grody Czerwieńskie, Ruś Kijowską czy Prusy traktowano pośród Polan jako „tereny” a nie państwa).

Ów smak, o którym mowa, polegał na tym, że w żywiole germańskim widziano „niemców”, a Czechów traktowano jak „swoich” Słowian: pośród Słowian szanowano plemiennych bogów „cudzych”, a bogowie germańscy, wcześniejsi i „ten obecny”, byli mniej tolerancyjni, wszystko chcieli dla siebie. Oto cywilizacyjno-polityczny powód, dla którego z „niemcami” nie wypadało się kumać w słusznej sprawie, a z Czechami – czemu nie? Zwłaszcza że przyjęcie chrztu powiązane z z przestawiało sojusze regionalne i zostawiało „niemców” z ręką w nocniku, wraz z biskupstwem z Magdeburga, z nieokreślonymi granicami wschodnimi, czyli nastawionym na ekspansję kosztem Polan.

Zupełnie inna „kuchnia smaków” panowała, kiedy uchwalano Konstytucję 3 maja: racja stanu wymagała „układać się” z carycą Katarzyną II (na wschód i północ od Polski nie było już „ziem”, a potężne państwo mające nie tylko realny wpływ na Polskę, ale też przyzwolenie mocarstw oddających Polskę w pacht Rosji), ale „mainstream” wolał drażnić ościenne imperia „demokracją szlachecką”, postrzeganą nie tylko w Rosji, ale też w Prusach i Austro-Węgrzech jako zaraza osłabiająca instytucję monarchii. Okazało się ostatecznie, że polityczny smak „mainstreamu” doprowadził Polskę do zguby, choć moralna racja pozostała przy nas.

Powiedzmy sobie, że smak polityczny w Polsce międzywojennej polegał na tym, że „bolszewika” należało „gonić”, a „niemca” zniechęcać do plucia nam w twarz, przy czym mniej obrzydliwy był „niemiec”, bo w końcu to chrześcijanin i najbliższy reprezentant „zachodu”, którym Polska urzeczona jest co najmniej od czasów szczególnej cohabitacji Renesansu, Reformacji i Kontrreformacji. Józef Piłsudski najcelniej łączył stare słowiańskie resentymenty z urzeczeniem „zachodem”, dlatego „mainstream” międzywojenny, po kilku latach eksperymentów politycznych, opowiedział się za „sanacją”, przeciw „komunistom”, „żydom” i „narodowcom” (tych ostatnich oszczędzono, nie eksterminowano, ograniczając się do delegalizacji dwóch wiodących ugrupowań).

 

*             *             *

Polityczny smak III Rzeczpospolitej przewiduje priorytet dla Rynku, Ameryki, Europy, Kościoła, z podkreśleniem „polskiego wkładu” w rozbicie „komuny” radzieckiej i związanej z tym wszystkim „antyruskiej euforii”. Niesmaczne jest mówienie w Polsce o ofiarach Transformacji, o kolonizacji gospodarczej Polski, o oderwaniu Państwa (nomenklatury) od Społeczeństwa i jego bolączek, o patologiach firmowanych przez Państwo-Aparat. Choćby fakty i liczby mówiły, że jest nienajlepiej – zawsze znajdzie sie inne, zielonowyspowe. Spróbujmy pod tym kątem przeanalizować głównych graczy w nadchodzących wyborach parlamentarnych:

  1. Platforma Obywatelska – ugrupowanie oparte na interesach Pentagramu (mega-biznes, mega-polityka, mega-media, mega-służby, mega-gangi): w okresie przedwyborczym coraz mocniej związane z proamerykańską, antyrosyjską retoryką wojenną, a jednocześnie splecione z biurokracją europejską, najbardziej aktywne w propagowaniu smaku politycznego definiowanego jako „zachodni”, oznaczającego również nomenklaturowy pragmatyzm;
  2. Prawo i Sprawiedliwość – ugrupowanie oparte na negacji priorytetów Platformy Obywatelskiej, moralnej odnowie Państwa (likwidacji tzw. Układu), dążeniu do przywrócenia suwerenności Narodu i Państwa. Mimo społecznej wrażliwości ugrupowanie to „rozumie konieczność” zróżnicowania społecznego, np. rozwarstwienia ekonomicznego czy „frycowego za niesłuszne wybory ideowe” (eufemizm);
  3. Polskie Stronnictwo Ludowe – ugrupowanie sięgające po historyczną legitymizację ruchu ludowego, choć nomenklaturowo skrajnie pragmatyczne (sądząc po liczbie stanowisk, jakie „obsadza”). Jest najpoważniejszym „gospodarzem” takich zawołań jak patriotyzm, praca, wiara, rodzina, wspólnota sąsiedzka: nie zawsze sobie z tym radzi, ale jest wygodnym partnerem dla każdego z ugrupowań pozostałych;
  4. Sojusz Lewicy Demokratycznej – ugrupowanie próbujące połączyć wodę z ogniem i dynamitem: wspiera kapitalizm nomenklaturowy, zarazem postulując opiekuńczą rolę nomenklaturowego Państwa wobec warstw wykluczonych, wspiera wyrozumiałość obyczajową i wrażliwość ekologiczną oraz swobodę wyznaniową a jednocześnie dba o dobre stosunki z Kościołem, dużo lepsze niż przewiduje konkordat;
  5. Kukiz (nazwiskiem firmujący niezorganizowaną strukturalnie opcję polityczną) – odzwierciedlenie dominującej w Polsce tradycyjnej ksenofobii wobec „innych” i „obcych”, zarazem zwolennik moralnego oczyszczenia systemu-ustroju-państwa, w tym sensie nosiciel społecznych emocji zwanych antysystemowymi, nadzieja pokolenia 30-40-latków oczekujących od Państwa szans na godne życie;
  6. Jak na razie pozostałe „siły polityczne” nie mają wzięcia pośród „elektoratu”, nie bez starań najbardziej „smacznego” ugrupowania, czyli PO. Apetycznośc powyższych ugrupowań – pod dyktando mediów – spada od góry w dół: im niżej, tym większa „obciachowość” (podkreślmy: podpowiadana „narodowi”);

Generalnie dzisiejsza kuchnia polityczna używa następujących receptur:

  1. Transformacja – poza drobiazgami (wykluczenia, dominacja kapitału zagranicznego, liczne afery „pentagramowe”, niesprawność Państwa, ekstensywny budżet z 2-bilionowym zadłużeniem, poronione reformy w obszarach budżetowych) – jest wielkim polskim sukcesem;
  2. Przez ostatnie 25 lat Polska zmieniła się nie do poznania (stała się „zachodniopodobna”) i choć 40-50% ludności nie korzysta z dobrodziejstw tego postępu, bo ma ekonomicznie lub instytucjonalnie (procedury, algorytmy, certyfikaty, opłaty) zablokowany dostęp do nich – lepsze to niż „komunistyczna siermiężna urawniłowka”;
  3. Choć coraz liczniejsze są przypadki afer, patologii i niesprawności prawa-państwa – nie jest to dowodem na to, że system-ustrój ma „wkodowany” błąd, tylko na to, że jako obywatele nie korzystamy własciwie z wolności, z formuły organizacji pozarządowych, z własnego głosu wyborczego, z możliwości arbitrażu i sądowych, z konsultacji społecznych, z mechanizmów społecznej kontroli poczynań władz, z dobrodziejstw samorządności;
  4. Krytyka podstaw, paradygmatów, prerogatyw państwa, ustroju, systemu – jest szkodliwa dla Kraju i Państwa oraz dla ładu społecznego (oszołom);
  5. Fakt pogłębiającej się dychotomizacji, braku (zapowiadanej z euforią) tzw. klasy średniej, petryfikujących się (dziedziczność biedy) różnic społecznych – to efekt naszych, obywatelskich zaniedbań: nie inwestujemy w siebie, nie sprawujemy się jako obywatele, nie myślimy przyszłościowo, tylko sarkamy i rościmy sobie rzeczy niemożliwych;
  6. Używanie takich sformułowań, jak patologia władzy, jak Układ, jak wyprzedaż substancji gospodarczej, jak kolonizacja gospodarcza, jak postępująca riuna kraju, jak kosmopolityzm władzy kosztem Kraju i Ludności – jest „be”, a z trudem przebija się do mediów takie sformułowanie jak „państwo w państwie” ) wymiar sprawiedliwości” czy przestepstwo w glorii prawa (np. komornicy i w ogóle windykacja);

Po lekturze punktów A-F jest już bardziej zrozumiałe, dlaczego taka a nie inna jest kolejność ugrupowań politycznych wymienionych jeszcze wyżej w niniejszej notce.

Oczywiście, pękła bariera mentalna i – choć to „nie przystoi”, duża część Ludności, niekiedy ze skrępowaniem, popiera Kukiza albo marginalne, najczęsciej flibustierskie podskoki „plantonu politycznego”. Ale zmasowana kampania medialna wedle klucza A-F – trwa.

Wybory październikowe pokażą, czy wyborca-obywatel woli medialne, maistreamowe ośmiorniczki, czy może jednak chleb ze smalcem.

 

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka