/paradoksy stanowiska pracy/
/paradoksy stanowiska pracy/
Jan Herman Jan Herman
665
BLOG

Paradoksy stanowiska pracy

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 19

 

Będzie o prawie pracy, którego flagowym dokumentem (w Polsce) jest Kodeks Pracy, ale zanurzony jest on w oceanie przepisów mniej eksponowanych.

U zarania dziejów, które zawsze naznaczone były aspektami gospodarskimi (ekonomicznymi) – człowiek podejmował trud wtedy, kiedy miał bardziej lub mniej palącą potrzebę zaspokojenia się (pożywienie, odzienie, podróż, lokum, itd., itp.). Nie, nie będę omawiał hierarchii potrzeb, wskazuję tu na automatyzm: potrzeba-praca.

Po drodze ku czasom współczesnym człowiek i jego otoczenie cywilizowały się, w rozumieniu: następowało pasmo rozmaitych kultur, z których każda następna wydawała się postępem wobec poprzedniej, może zresztą ta ścieżka wiła się meandrami i najeżona była przeszkodami, ale postrzega się ją jako prowadzącą NAPRZÓD.

Któraś z kultur (może niejedna) przyczyniła się jednak to czegoś, co nazwę „ODERWANIEM potrzeby od pracy, a pracy od potrzeby”. Wtedy na arenę dziejową wszedł tzw. PRACODAWCA.

Cywilizacyjna funkcja Pracodawcy zawiera się w kulturowej umowie: ułatwię ci zaspokojenie twoich potrzeb, a nawet sam je zaspokoję – jeśli ty wesprzesz mnie w moim projekcie (np. biznesowym). Odtąd człowiek porzucił swoje naturalne (zwierzęce-roślinne?) odruchy i przestał poszukiwać środków zaspokojenia swoich potrzeb (pożywienia, odzienia, materiałów budowlanych, surowców, narzędzi, wyposażenia lokum) – tylko zaczął poszukiwać pracodawcy, który na jakichś warunkach go zaspokoi.

Umasowienie takiej formuły gospodarowania uruchomiło RYNEK PRACY. Na tak pojętym rynku pojawiły się dwie oczywiste patologie gospodarcze:

  1. Pracodawca narzuca człowiekowi pakiet potrzeb, które zaspokoi za wkład pracy w jego przedsięwzięcie, dążąc do uproszczenia i minimalizacji tak pojętej zapłaty;
  2. Człowiek ogranicza swój wkład pracy w przedsięwzięcie pracodawcy, zachowując sobie rezerwę energii i innych przymiotów na „dorobienie na boku” tego, czego nie otrzyma od pracodawcy;

Kolejne kultury cywilizujące gospodarkę poszły już tym patologicznym tropem: przestały poszukiwać innych rozwiązań, tylko zajęły się łagodzeniem lub rugowaniem poszczególnych elementów tych patologii. Nie bez znaczenia było upowszechnienie w świecie PIENIĄDZA, w jego dzisiejszym jego rozumieniu, przede wszystkim w funkcji powszechnego ekwiwalentu i miernika dóbr, wartości, możliwości. W ten sposób wykrystalizował się cywilizacyjny wynalazek w postaci STANOWISKA PRACY.

Pracodawca – zauważmy – przestaje poszukiwać cieśli (choć tak akurat się wyraża), tylko poszukuje ODPOWIEDNIEGO kandydata na STANOWISKO cieśli. To nie jest różnica semantyczna. To jest esencja zderzenia się wielu wiązek interesów: ekonomicznych, politycznych, społecznych.

Pewnie, sami to widzimy na co dzień, że ludzie angażują się do pracy wyłącznie w kontekście gotowość-możliwość (pracownik oferuje pracę, pracodawca oferuje zadania do wykonania). Jednak ten kontekst jest w 99% przypadków poza-systemowy, poza-ustrojowy (szaro-strefowy). ODERWANIE jest w tym kontekście jednowymiarowe, jedno-elementowe: pracodawca za pracę płaci pieniądze, a pracownik sam z tymi pieniędzmi poszukuje zaspokojenia. Prawo pracy dowolnego Państwa, nawet najbardziej nieludzkiego – oferuje więcej.

Wszelkie prawo pracy operuje bowiem cywilizacyjno-kulturowym pojęciem STANOWISKA PRACY, którego bardzo uproszczony schemat jest przedstawiony na rysunku.

Najważniejsze dla prawa pracy wydają się dwa wymiary instalacyjne:

  1. Z jednej strony stanowisko pracy musi odpowiadać obowiązującemu w ustroju (prawie) spisowi rodzajów działalności (w Polsce: PKD) oraz spisowi profesji (np. klasyfikacja międzynarodowa ISCO);
  2. Z drugiej strony stanowisko pracy musi od strony technicznej spełniać systemowo-ustrojowe wymagania instalacyjne, podlegające certyfikacjom, standaryzacjom, normalizacjom;

Model ten uzupełniają „zdobycze świata pracy” w dziedzinie ustrojowej (taryfikatory, ale też BHP, reprodukcja kwalifikacji) oraz „fanaberie” pracodawców, którzy ustalają procedury logistyczne i stosunki hierarchiczne wedle swoich upodobań.

Wszystko to razem (a jest po wielekroć bardziej złożone niż przedstawiony schemat) powoduje, że RYNEK PRACY skupiony na zarządzaniu STANOWISKAMI PRACY w coraz mniejszym stopniu jest w stanie pogodzić zapotrzebowanie na pracę z zapotrzebowaniem na pracodawców. Oczywiście, że głównym winowajcą bezrobocia jest Komercjalizacja (jest wiele pożytecznych prac do wykonania, ale tylko te będą wykonane, które w konkretnych warunkach systemowo-ustrojowych „opłacają się”), ale nie sposób nie zauważyć, że w „pośredniakach” całego świata wiszą oferty, których nie podejmą ludzie tłumnie odwiedzający „pośredniaki” albo ich odpowiedniki (agencje pośrednictwa, internet).

 

*             *             *

Może nie należy wojować z cywilizacyjnym ODERWANIEM pracy od potrzeby (chociaż pytam: a czemu nie?), ale na pewno trzeba owo ODERWANIE wyprowadzić z formuł archaicznych ku formułom rzeczywiście „płynnym” (smooth worksite). Zwłaszcza, że ten obszar zagospodarowują – patologicznie – tak zwane agencje pracy tymczasowej, uprawiające przestępczy proceder zatrudniania ludzi na głodowych stawkach, bez żadnych praw i zabezpieczeń (w tym socjalnych), wydłużając faktyczny czas pracy dobowej do kilkunastu godzin. Pogratulować Rzeczpospolitej, że toleruje tę zorganizowaną działalność przestępczą i pozwala, by tacy rwacze rugowali rzeczywistych przedsiębiorców z rynku.

Model „smooth worksite” w moim wyobrażeniu powinien skupić się nie na ZATRUDNIENIU w rozumieniu etatowym, zleceniowym itp., tylko na kojarzeniu ZADAŃ z KOMPETENCJAMI pracowniczymi. Kodeks Pracy powinien być przeredagowany w takim kierunku, by uprawnienia do wynagrodzenia (i zarazem dostępu do opieki zdrowotnej, edukacji ustawicznej, emerytury, renty, fundowanego wypoczynku-rekreacji) wynikały z realnie przepracowanego czasu i realnie wykonanych zadań. Dlaczego tak łatwo jest zawierać kontrakty menedżerskie, a dla prac nie-menedżerskich jest to niemal niemożliwe?

 

/powyższe jest fragmentem uzasadnienia dla projektu zatrudnieniowego TUTORIA/.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka