Peemka Peemka
5071
BLOG

Konferencja i nowe informacje

Peemka Peemka Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 44

Ostatnie posiedzenie Komisji Obrony Narodowej z udziałem członków podkomisji badającej sprawę katastrofy smoleńskiej przyniosło kilka ciekawych informacji, choć próbowano je przykryć jazgotem politycznej naparzanki, która zajmowała znacznie więcej czasu niż merytoryczne wystąpienia.

Stanisław Janecki na portalu wPolityce słusznie zauważył, że podczas tego posiedzenia posłowie Platformy Obywatelskiej z wielką werwą bronili narodowych interesów. Federacji Rosyjskiej.

Z tego hałasu wybiło się jednak kilka istotnych informacji: kwestia połączeń telefonicznych z pokładu tupolewa, obrażenia ofiar, awaria hydrauliki, alarm radiowysokościomierza i rozpad lewego skrzydła.

Połączenia telefoniczne z pokładu tupolewa

Podkomisja uzyskała informacje na temat logowania się do sieci telefonów komórkowych podczas tragicznego lotu. Co jeszcze bardziej interesujące, wiadomo o co najmniej dwóch połączeniach z okrzykami i trzaskami w tle co sugeruje, że połączenia te wykonano w ostatniej fazie lotu. Jest to o tyle istotne, że zgodnie z raportami MAK/Millera załoga zorientowała się w dramatyzmie sytuacji raptem na kilka sekund przed katastrofą. Wtedy pilot miał odłączyć autopilota, przestawić silniki na maksymalną moc i próbować gwałtownie poderwać samolot. Jednak raptem już około 3 sekundy po tym samolot miał lewym skrzydłem uderzyć w pancerną brzozę i rozpocząć gwałtowny przechył na lewą stonę. Nie daje to najmniejszych szans, by zaskoczeni pasażerowie mogli w tej sytucji wyciągnąć telefony komórkowe, próbować je uruchomić i zdążyć zalogować się do sieci. A to by mogło znaczyć, że z samolotem działo się coś złego już znacznie wcześniej. I było to na tyle oczywiste, że pasażerowie zorientowali się w sytuacji i próbowali wykonać połączenia z pokładu.

Jest to bardzo obiecujący wątek śledztwa.

Obrażenia ofiar

Już wiadomo, że część ofiar nosiła ślady poparzeń i to nawet w rejonach, gdzie nie było naziemnego pożaru na wrakowisku. Świadczy to, że ofiary były wystawione na działanie wysokiej temperatury, która miała inne źródło niż niewielkie naziemne pożary na wrakowisku. Jak istotna jest to informacja świadczy to, że były prokurator generalny Andrzej Seremet i członek byłej komisji Millera Stanisław Żurkowski w publicznych wypowiedziach zarzekali się, że ciała ofiar nie nosiły żadnych śladów działania wysokiej temperatury. Te zaprzeczenia miały jasną motywację: świadectwa działania wysokiej temperatury zarówno na ciała jak i fragmenty struktury samolotu może świadczyć o wybuchu.

Awaria hydrauliki

Marek Dąbrowski potwierdził bardzo istotną informację z wcześniejszej konferencji podkomisji: z analizy raportu Universal Avionics wynika, że zapisany na na kanale 40 parametrycznej czarnej skrzynce sygnał świadczył o awarii hydrauliki, a nie tylko o alertach systemu TAWS. Kanał numer 40 na parametrycznej czarnej skrzynce "obsługuje" dwa niezależne od siebie parametry: albo awarię instalacji hydraulicznej albo alert pochodzący od systemu TAWS. Sygnał alertu na tym kanale pojawia się na krótko już na około minutę przed katastrofą a następnie na około 30 sekund przed katastrofą i trwa już prawie do końca zapisu. Dotychczas interpretowano to jako alerty pochodzące od systemu TAWS, obecnie wygląda na to, że sygnał ten świadczył o uszkodzeniach instalacjii hydraulicznej. A to by oznaczało, że z samolotem działo się coś złego już na co najmniej 30 sekund przed karastrofą. Co by zresztą dobrze korelowało z próbami połączeń telefonicznych zaniepokojonych pasażerów.

Ustawienia alarmu radiowysokościomierza

Kolejna z pozoru niewinna informacja o dużym kalibrze. W zapisie dźwięku w kabienie pilotów (CVR) pojawia się sygnał dźwiękowy radiowysokościomierza świadczący o przekroczeniu ustawionej wcześniej niebezpiecznej wysokości. Zgodnie z CVR miało to miejsce gdy odległości od  gruntu wynosiła około 60 metrów. Jednak zgodnie z informacją przekazaną przez Marka Dąbrowskiego alarm radiowysokościomierza ustawiony był na wysokość 100 metrów, a nie 60 metrów. A to oznacza 2 rzeczy: albo wadliwą pracę radiowysokościomierza albo manipulację zapisem nagrania dźwięku z kabiny pilotów.

Rozpad lewego skrzydła

Technicznie chyba najbardziej hermetyczna prezentacja ale jej przesłanie jest stosunkowo proste: rozpad skrzydła nie następował tak, jak to opisano w raporcie Millera. W miejscu, w którym kikut lewego skrzydła miał uderzyć w ziemię znaleziono fragmenty wewnętrznej części lewego skrzydła, natomiast jego fragmenty zewnętrzne - te, które pierwsze miały wbić się w grunt - leżały rozrzucone w innych miejscach. W jakiś sposób koresponduje to z analizą rozpadu samolotu Glenna Jørgensena przedstawioną rok temu na IV konferencji smoleńskiej: samolot faktycznie uderzył w tym miejscu kikutem lewego skrzydła ale znacznie krótszym, z którego wcześniej niewiele już zostało: by wymusić taki przechył co najmniej 10 metrów lewego skrzydła musiało zostać utracone wcześniej.

Powolutku dowiadujemy się zatem nowych rzeczy. Jeśli dodamy do tego decyzje prokuratury o ekshumacjach wszystkich ofiar katastrofy i sekcjach zwłok, które przeprowadzić ma międzynarodowy zespół specjalistów to możemy dowiedzieć się jeszcze więcej.

Peemka
O mnie Peemka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka