Prokuratorzy zaznaczyli przy tym, że zapis rejestratora zakończył się ok. 1,5-2 sekundy przed rozbiciem się prezydenckiego samolotu. - Stało się tak na skutek przerwania zasilania systemu, przestał działać, to nie jest nic nadzwyczajnego - tłumaczył później były polski akredytowany przy MAK płk Edmund Klich.
Oni sobie lecą z nami w kulki.
I to jest najdelikatniejsze określenie.
Po 15 miesiącach stwierdzają te barany jakie były ostateczne skutki. Katastrofa samolotu w Smoleńsku.
Czy po tych 15 miesiącach "żmudnego śledztwa" nie czas na podanie przyczyny?
Te matoły komunikują nam coś takiego:
"Dane z rejestratorów pozwalają bardzo zasadnie stawiać hipotezę, że w momencie, gdy przestały działać, los samolotu i osób, które znajdowały się na jego pokładzie, był już przesądzony - mówił szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztof Parulski."
Co o tym przesądziło?
Czy znają przyczyny zaniku zasilania i przesądzenia o katastrofie?
Czy będą w stanie nas o nich poinformować?
Wszak
W we wczesniejszym artykule (piloci dali gazu) najistotniejszy jest ten fragment wypowiedzi:
"Piloci, próbując poderwać maszynę, przestawili silniki na pełną moc. Ale uzyskują ją one dopiero po mniej więcej 10 sekundach. Jeśli więc tuż przed katastrofą pracowały z co najmniej połową mocy, to znaczy, że zostały przestawione tuż przed pierwszym zderzeniem z drzewami przed smoleńskim lotniskiem – tłumaczy nam Tuchołka..."
Silniki samolotu miały co najmniej połowę mocy.
Maszyna wznosiła się.
Zwiększanie ciągu i podnoszenie jej musiały zostać zapoczątkowane przed pierwszym zderzeniem z drzewami.
Co tam do cholery się stało na tych 15 m wysokości?
Zanikło zasilanie a los pasażerów był przesądzony. Ale dlaczego?