Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
1937
BLOG

Śmierć w Brugii, nie w Wenecji

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Społeczeństwo Obserwuj notkę 97

Gadanie o postępującej liberalizacji obyczajów, która ponoć pożera Europę to już sam banał. Powtarzamy to wszystko nieco bezwiednie, posługujemy się różnorakimi kalkami, a nade wszystko załamujemy ręce, że to wszystko co się tam wyrabia niedługo zapuka i do nas. Myślę jednak, że tak naprawdę to my nie rozumiemy do końca  tego co się dzieje z duszami i umysłami wciąż i wciąż jeszcze bardziej liberalnej Europy zachodniej. Śmiem twierdzić, że nawet nasi tutejsi lewacy póki co raczej bawią się w pozę, oni raczej dopiero aspirują. Gdyby nagle wprowadzić u nas wszystko to co np. w takiej Belgii jest już normalnością to i ci nasi lewacy, przynajmniej na samym początku, jak przy wejściu w zimną wodę, musieliby się wzdrygnąć i przeszedłby ich dreszcz.

Niestety, choć walczę  tym zaciekle to czasami jeszcze przegrywam tę walkę. Przegrywam i właże w jakieś internetowe miejsca w których nie powinno mnie być. Np. na piłkarski portal Weszło. Nie wiem czy czytelnicy S24 wiedzą co to jest Weszło. Jeśli nie wiedzą to nic nie tracą. No więc na tym całym Weszło pojawia się taka oto informacja, że na jednym z meczy belgijskiej ekstraklasy doszło do nietypowego wydarzenia. Otóż jeden z zagorzałych kibiców klubu Club Brugge, postanowił ostatni raz w życiu pójść na mecz swojego ukochanego klubu. Ostatni przed zaplanowaną i z tego co pisze Weszło już wykonaną eutanazją jakiej się poddał ze względu na swoją nieuleczalną chorobę.

Czytamy o Laurenzo Schoonbaercie, który, jak donosi Weszło, pojawił się na meczu ligowym i w obecności 21 tysięcy widzów wkroczył na murawę w towarzystwie żony i swojej 7-letniej córki. Symbolicznym kopnięciem piłki rozpoczął zawody i, widzimy to na zdjęciu, maszerował wraz z swoją rodziną i klubową maskotką po boisku  machając na pożeganie do publiczności . Czytamy tam też, że Laurenzo miał chory kręgosłup, a na dodatek tego też dopadł go rak. Jak pisze Weszło: “Trzydzieści siedem nieudanych operacji. Bez skutku. Wszystko zaczęło się, kiedy nieszczęśliwie upadł, uszkadzając kręgosłup. Na pozór zwykły wypadek przerodził się w katorgę. Lorre zachorował na raka. Teraz stracił nadzieję. Poddał się. Nie chciał być ciężarem dla bliskich. Dzień po meczu rodzina poinformowała o tym, że na własne życzenie został podany mu śmiertelny zastrzyk.”

I już. Teraz czas zadać sobie pytanie, jakie właściwie wywołuje w nas ta historia emocje. Ja sam gdy to wszystko czytałem, to po prostu zamarłem. Ten stadion z tysiącami widzów najzupełniej świadomych tego, że oto na murawę trzymając córkę na rękę wchodzi człowiek, który wie, że niedługo już go nie będzie. Musi być też w tyn danym momencie świadoma tego co się właściwie dzieje, córka Laurezno, Dina. Ma siedem lat, trzyma ojca za rękę, i wie, że to ostatnie dni kiedy może to zrobić. A wszystko to w towarzystwie zabawnej futrzanej maskotki i w towarzystwie wielotysięcznej rzeszy poubieranej w koszulki i szaliki, która pięć minut po gwizdku zajmie się tym co zwykle, czyli krzykami i waleniem w bębny. I znów to powtórzę:  “Teraz stracił nadzieję. Poddał się. Nie chciał być ciężarem dla bliskich. Dzień po meczu rodzina poinformowała o tym, że na własne życzenie został podany mu śmiertelny zastrzyk”.

Nie mam zamiaru ani ochoty rozpoczynać tu żadnej “debaty o eutanazji”. Proszę nie tracić czasu swojego i mojego, nie będę brał w tym udziału. Ja chciałem tylko napisać, że naprawdę będę się mocno modlił, by to wszystko się kiedyś skończyło. Dobry Jezu, przyjdź do nas i zrób coś z tym wszystkim, bo nie mam wątpliwości, że my ludzie sami sobie z tym nie poradzimy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo