Zastanawiając się głębiej nad tym co wydarzyło się dwa dni temu, i co było powtórką tego co wydarzyło się rok temu, doszedłem do wniosku że marszujący w stolicy nieco rozminęli się z ideą tego święta. Nie, nie zamierzam im wypominać tego co zrobili. Analizując dawne obchody z tymi które mają miejsce teraz, nasuwa się pewne pytanie - czy tak musi być? Czy to znak czasów, a może inwazja obcej idei? W ogólnym i bardzo lakonicznym tłumaczeniu, powodem manifestacji i niepokojów na Marszu Niepodległości jest niezadowolenie z obecnej polityki rządu i próba zwrócenia uwagi na zatracenie niepodległości (lub jakiejś jej części), oraz zaniedbanie naszych interesów na arenie międzynarodowej. I tu trzeba jasno zaznaczyć, że nie ma to za wiele wspólnego z samą ideą święta, mającego uczcić pewne historycznie przełomowe dla narodu wydarzenie, jakim było w 1918 roku przejęcie władzy nad wojskiem przez Piłsudzkiego, co było równoznaczne z odzyskiwaniem niepodległości z rąk zaborców. Niemniej manifestujący podczepili się pod obchody święta, dokonując miksu tych dwóch idei - idei walki o niepodległą Polskę dziś, i świętowania rocznicy odzyskania niepodległości w 1918 roku. Dodatkowo nie jest to jakaś odgórna i ostateczna wola narodu, a jej wymiar jest mocno nasiąknięty polityką. Powoduje to, że ludzie zaczynają negatywnie odbierać obchody święta, dochodzi do zanieczyszczenia pierwotnej idei i w skutek tego powstają konflikty. W pewnym sensie można mówić o zawłaszczaniu święta historycznego i wykorzystywaniu go do wzmocnienia własnych apeli, bo nie wątpię że organizatorzy marszu mieli świadomość wybierając ta, a nie inną datę. Tyle, że moim zdaniem tej historycznej daty i jej obchodów nie powinno się ruszać. Data odzyskania niepodległości to nie tylko fakt historyczny, ale też ukoronowanie wielu poświęceń, walki i starań by Polska odzyskała niepodległość. Nie ma nawet porównania do ludzi, którzy pójdą na marsz i poczują się jakby walczyli o niepodległość. To nie te czasy, nie ta liga. Nie chodzi mi jednak o porównanie. Chodzi mi o rozdzielenie tych dwóch ciał od siebie. Co wypadałoby zrobić? To proste.
Odróżnić marsze.
W zasadzie mogliśmy te przedwczorajsze obchodzy podzielić na Marsz Niepodległości i Marsz O Niepodległość. I nie byłoby problemu. Marszować sobie o niepodległość i protestować może każdy, bo mamy wolność słowa (co jest paradoksem, gdyż ta wartość w podległym państwie praktycznie nie istnieje) i tak jak pielęgniarki, nauczyciele i inne grupy niezawodolonych, uczestnicy marszu O niepodległość mogą sobie po ówczesnym uzgodnieniu tego z władzami, iść i manifestować. Kto się z nimi zgadza - niech dołączy. Kto nie - niech omija ich, albo zmieni kanał. Mam więc nadzieję, że w następnym roku dojdzie do oddzielenia tych dwóch idei, i święto historyczne będzie świętem historycznym, a nie sałatką z niepokojów, polityki, święta i zadymy.
Co do zadymiarzy i prowokatorów, to nie obchodzi mnie ich tożsamość, nie mi o nią dociekać. Dla mnie to byli zadymiarze, bez względu czy byli to kibole, policjanci czy zbuntowany związek psich fryzjerów. Mam nadzieję, że odpowiednie organy się nimi zajmą, i niedługo zobaczymy ich z wyrokami. Zadymiarze wszędzie znajdą okazję, to już taka natura zadymiarzy.