bojadżijew bojadżijew
784
BLOG

Projekt recenzja 32. Edge Of Sanity "Crimson"

bojadżijew bojadżijew Kultura Obserwuj notkę 16
Kolejna propozycja z kolekcji nostalgicznej. Dawno, dawno temu, jako nastolatek zakupiłem kasetę magnetofonową „Crimson” Edge of Sanity . Nie znałem jeszcze tej kapeli, choć słyszałem o nich, że grzeją death metal w szwedzkim wydaniu. Na kasecie był tylko jeden numer, niezłe wyzwanie dla 17-latka obytego raczej z krótszymi formami metalowych wyziewów. Cóż, płyta mnie uwiodła, roztopiła twarde metalowe serce, a Dan Swano stał się bohaterem, który zastąpił samego Kinga Diamonda! Od razu zakupiłem inne propozycje EOS, niestety nie pocieszyłem się nimi długo, bo Dan się wkurzył i zespół porzucił. Wydana bez niego „Cryptic” była cieniutka.
Każdy, kto choć trochę interesuje bądź interesował się metalem w latach 90-tych, wie jak ważną postacią dla tej sceny był Dan Swano, zarówno jako muzyk i producent – postać kultowa. A zaledwie rocznik 73, czyli wtedy dwudziestokilkulatek z olbrzymim doświadczeniem muzycznym, który zaczynał od brutalnego wyziewu a skończył na progresywnych klimatach a’la Marillion (między czasie przypominał sobie o czadzie jak w super grupie Bloodbath). Ile tych projektów było, można poczytać na wiki, w każdym razie to człowiek instytucja, który ostatnio jednak trochę przycichł, a to szkoda.
„Crimson” pochodzi z najbardziej twórczego okresu w życiu Dana, gdy jeszcze w jego żyłach płynął metal, ale już dawały o sobie znać inne fascynacje muzyczne, często skierowane w progresywne klimaty. Wstępnie można zdefiniować ten album jako progresywny death metalowy koncept album. Jedna 40-minutowa kompozycja. Baza to metal, czasami brutalny death metal z elementami blacku (wokale Michaela Akerfeldta w „blast” fragmentach), często upiększony melodyjnymi motywami gitary prowadzącej (cała gama „lead guitars”). Dużo też wyciszeń, budowania klimatu niesamowitości oraz progresywnych łamańców. Dla fana metalu, którego nie rażą growle to kopalnia inspiracji, tematów, które wbijają się w głowę. Kontrast, dynamika nagrań, powtarzalność motywów muzycznych (w dobrym tego słowa znaczeniu) sprawiają, że nie sposób się tu nudzić. Można dać się zaczarować. Bogata w wersji wokalnej, gdzie obok klasycznego growlu Dana, jest sporo miejsca na bardzo piękne linie melodyczne sprawnie zaśpiewane przez lidera. Muzyka baśniowa - nawet bez znajomości warstwy lirycznej, która wytwarza klimat trochę jak we „władcy pierścieni” czy „grze o tron”. Cała opowieść jest dość długa, może i nieco naiwna, ale cóż tam, nie pisali jej zawodowcy, a tworzy dobre uzupełnienie warstwy muzycznej.
Produkcja w starym dobrym szwedzkim stylu, brzęczące, „piaskowe” gitary (brzmienie stworzone przez nieżyjącego gitarzystę Nihilist Leifa Cuznera), mocno urozmaicona gra perkusisty. Wszystko brzmi „żywo”, mocno i gdy trzeba brudno albo przejrzyście i delikatnie.  
Taka to perełka, która doczekała się części II nagranej już przez samego Swano pod szyldem EOS - jednak już nie poraża tą mocą co jedynka (mimo oczywiście wysokiego poziomu nagrań - Dan gówien nie nagrywa). Dla mnie, oprócz wrażeń czysto muzycznych, podróż w lata młodzieńcze, stąd i ocena mocno „osobista” – 5.
 

  Recka dawrweszte

  Recka wmichaela

bojadżijew
O mnie bojadżijew

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura