Andrzej Celiński Andrzej Celiński
2109
BLOG

Jak samotne cielę

Andrzej Celiński Andrzej Celiński Polityka Obserwuj notkę 66

W miarę dojrzały człowiek wie, kiedy, na miarę swych dochodów, rozluźnić można dyscyplinę wydatków. Ale też wie, że bywa, że każda wydana złotówka boli. Podobnie jest z finansami państwa. Mam wrażenie, że Polacy, a specjalnie nasze polityczne elity, mają trudność ze zrozumieniem przykrych aspektów odpowiedzialności. Nie przyjmują do wiadomości, że najkrótszym czasowym horyzontem polityki, jeśli rządząc myśli się o dobru państwa i wspólnoty narodowej, a nie o własnej karierze, są dwie dekady. Czas w demokracji prawie zawsze wykraczający poza horyzont własnej najwyższego nawet lotu kariery.

Przeżywamy właśnie taki czas, kiedy odpowiedzialność elit: politycznych, naukowych, opiniotwórczych jest na hamletowską miarę. Trzeba oszczędzać, żeby dobrze przeżyć i stworzyć fundament znośnej przyszłości. I nie ma przy tym co fantazjować o szybkim powrocie na ścieżkę rozwoju konsumpcji. Przeciwnie - trzeba ją zasadniczo i ograniczyć. Nie na rok, czy dwa, ale na czas długi na tyle, że nie można dzisiaj jego granicy odpowiedzialnie określić. Świat „północy”, świat cywilizacji euroatlantyckiej przekonsumował się. My jesteśmy na jego peryferiach, ale to jest nasz świat. Nawet gdybyśmy nie chcieli, musimy być z nim solidarni. Zresztą, niezależnie od szaleństw finansistów (wartość rozmaitych instrumentów finansowych tworzonych w szalonym widzie w ostatnich dwudziestu latach wynosi tyle, ile dwadzieścia lat aktualnej produkcji Świata!). Konieczność równoważenia naszego narodowego budżetu oznacza cięcie nadmiernie i nieroztropnie wcześniej nadmuchanych wydatków. Być może także oznaczać będzie zwiększenie niektórych podatków. Musimy wreszcie przyjąć, iż nasze bieżące wydatki musza być finansowane z bieżących przychodów podatkowych a nie z wciąż rosnącego długu. Po to, by koszty obsługi głębokiego deficytu nie pogrążyły Polski. W mniej dramatycznej perspektywie zaś po to, by nadmiernie one nie rosły, by dały nam oddech dla koniecznych inwestycji. Też i po to, by oddalić pokusę zamachów światowych spekulantów na nasze finanse.

Byłoby lepiej, bezpieczniej i taniej dla nas (także społecznie), gdybyśmy równoważyli budżet na zwyżkowej fali koniunktury. Nie zrobiliśmy tego.  Koszty społeczne i gospodarcze będą dzisiaj większe, ale jeśli będziemy odkładać ten obowiązek wobec Polski na kolejne lata te koszty poszybują w górę. Obowiązkiem patriotycznej opozycji nie jest teraz organizowanie protestu wobec polityki oszczędności, ale mrówcza praca nad wypracowaniem najwłaściwszej struktury tych oszczędności ze względu na ochronę najsłabszych i ze względu na wzmacnianie konkurencyjności polskiej gospodarki. Nie ma potrzeby rozwijać wątków „a nie mówiłem”, bo nikt z obecnej opozycji, kiedy rządził, nie przygotował nas na ten kryzys. Współcześni koalicjanci też.

My reformujemy Polskę, kiedy jest już naprawdę źle. To nie jest wina, którą można prawdziwie przypisać jakiejś partii. Nie jest to konsekwencją transformacji ustrojowej. Ani nawet kulturowa spuścizna różnych opresji, okupacji, zaborów. Jest to raczej atrybut naszej kultury, dominującego typu mentalności, umiejętności organizacji narodowej. Zabory, okupacje, opresje pogłębiły pewne niekorzystne dominanty naszej kultury, dały może alibi egoistycznym postawom, ale ta beztroska ciągnie się za nami w naszej narodowej historii. Może dlatego tak bardzo bolesne jest zadeptywanie przez współczesnych dobrej pamięci ludzi i zbiorowych zachowań wyrywających się z tego fatalnego paradygmatu, jak np. dzieła „Solidarności”.

Konstytucja 3 Maja! Kto prawdę pamięta? Podjęta po czasie, w warunkach zamachu stanu i zadeptana przez większość za niedługą chwilę.

Wczesne lata 70-te XX. wieku. Dobry czas, jak na warunki PRL, dla możliwych (ze względu na ZSRR) reform. Był już nawet wysoko autoryzowany w ramach tamtego państwa projekt. Ryszard Bugaj, Jędrek Topiński, Marcin Święcicki (wymieniam tych tylko, którzy kontestowali PRL, a byli blisko tego projektu) może pamiętają? I nic. Obfite finansowanie z Zachodu - łatwy dostęp do kredytu żyrowanego przez państwo, albo po prostu przez państwo zaciąganego. Nie dlatego, że Gierek z jego francuskim wydawał się strawniejszy (to nie przeszkadzało), ale dlatego, że banki europejskie miały wtedy nadpłynność. Autorytarne państwo z jego politycznymi policjami było dla banków i rządów Zachodu cennym klientem. Autorytaryzm był solidną dla nich gwarancją. Gierek, jego kindersztuba i oczka puszczane w sprawach praw człowieka – legitymizacją. Projekt wprowadzenia elementów konkurencji w gospodarce odłożono na półkę. Kapitalistyczne pieniądze obfitsze były do czasu niż dziury w socjalistycznym durszlaku.

Jarosław Kaczyński rządził w cieplarnianych warunkach - okrywany kołdrą europejskich pieniędzy, nienaznaczonych dotychczasowymi twardymi wydatkami budżetu. Dokarmiany koniunkturą po rządach Millera i Belki. Rząd Kaczyńskiego, Leppera i Giertycha nie wykorzystał momentu reform, beztrosko wydawał. Opozycja nie potrafiła, albo nie chciała powiedzieć NIE!  To jest wspólna odpowiedzialność Tuska i Olejniczaka z lat 2005-2007. Straciliśmy wyjątkową szansę mniej bolesnych społecznie reform. Schyłek I RP, lata 70. XX – PRL, i XXI wiek – czas wolnej Polski. Dwieście z okładem lat i wciąż ten specyficzny sposób pojmowania odpowiedzialności. Benjamina Franklina oni nie czytali.

Dzisiaj wokół pożar. Może za przyczyną naszego konserwatyzmu, napewno dzięki mądrej prezesce NBP nie jest z nami tak źle, jak np. z Grekami, czy z Węgrami. Jesteśmy jednak częścią Europy. Jesteśmy częścią tego zwariowanego Świata, któremu chciwość i legitymizujący tę chciwość neoliberalizm zamydlił mózgi. W Europie lokujemy gros naszego eksportu. Nie wszyscy Europejczycy są Niemcami. Nie wszyscy trwale wydają więcej niż zarabiają. To, na marginesie, do sztambucha prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli koniecznie chce kreować Polsce wrogów (co samo w sobie raczej bez sensu), niechaj bystrzej patrzy, kiedy ich wybiera. Europa, Świat ludzi bogatych, którego jesteśmy peryferyjną, ale jednak częścią zahulał. Bank europejski wzorujący swe procedury na niemieckim skonfrontował się boleśnie z kulturą zgoła nie niemiecką. Dziś jest zaskoczony. Wszyscy drżymy. Może się uda. Nie wszystko jednak, co w Polsce, wyłącznie od szerszego kontekstu zależy. Coś i od nas samych zależy. Napewno od nas zależy poziom deficytu corocznych budżetów. A więc i koszt finansowania niedoborów. Nowo powstających i tych starszych. I swoje decyzje dla siebie samych musimy wziąć na swoje barki.

Nie jestem fanem polityki Tuska. Jestem socjalistą. Dziwnym w Polsce, absolutnie antykomunistycznym, rynkowym, antyetatystycznym. Socjalistą dlatego, że stale, niekoniunkturalnie opowiadam się za polityką spójności społecznej, za solidarnością, za odpowiedzialnością państwa za wartość kapitału ludzkiego, za wielkie inwestycje w przyszłość Polski. Jestem więc w tej współczesnej mojej Polsce jak samotne ciele na pastwisku. Wysoko Tuska mierzę. Czas jednak tracił. Przez cztery lata. Ale wygrał. Nie dla siebie tylko. Wygrał z koncepcją Polski służb tajnych, prokuratur i więzień. Pomówień i tanich sensacji. Wygrał w 2007 roku. Potrafił utrzymać niełatwą koalicję. I wygrał ponownie. Mając vis a vis tego samego człowieka. Z tymi i takimi samymi fobiami, kompleksami, małościami. I z jego, niezaprzeczalną, charyzmą. Z jego „Trzecią Rzeczpospolitą”. Z Rydzykiem i Michalikiem w bliskim tle. Z Giertychem i Lepperem. Z Ziobro, Kaczmarkiem do czasu i ze Święczkowskim. Z Kryże i Jasińskim. Czyli Tusk wygrał z Polską bez wstydu. Z Polską hucpy. Z tą Polską, w której poczucie, że prawo jest prawem, kiedy NAM służy jest ołtarzem uprawomocnioną prawdą. Odnotowuję treść obrony Tuska Jacka Rostowskiego. Choć więcej w niej propagandy niż rzeczywistości.

Dzisiaj chcę więc powiedzieć: nie ma opozycji w tym sejmie. Lewica, SLD, bez jakiejkolwiek wiarygodności. Z miernymi, w nazbyt wielkiej części, posłami. Palikot. 22 ustawy do 22 grudnia. Hasło sprzed miesiąca. To wiele tłumaczy. Widowisko, marketing, show zamiast polityki. Mamy 24 listopada. PiS nie jest w tym państwie. Jest w swoim państwie. Innym od naszego. Nie akceptuje wyniku demokracji. Obraża się. Zajęte sobą. Niezdolne do współpracy z kimkolwiek.

Mamy sytuację wyjątkową. Jedyną opozycją w rządzie jest… koalicyjny partner Tuska. Pawlak. Na tym zakończę. Z nadzieją, że wykorzystamy ten wyjątkowy dla Polski czas. W pozycjonowaniu nas w Europie – cudowny. Jedziemy jednak po bandzie. Bez ożywienia się społeczeństwa, bez jego obywatelskiej troski i odpowiedzialności, bez prawdziwie istotnej debaty publicznej zdolnej wyłonić jakiś consensus dla wypracowania nowego paradygmatu polskiej polityki niewiele trwałego z tego cudownego wysiłku Polaków, którego jesteśmy świadkami od 1980 roku, nie pozostanie.

Ban grozi za: - wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich; - chamstwo; - atakowanie innych uczestników dyskusji; - kłamstwa i pomówienia; - trollowanie i spam. Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24. pozdrawiam i życzę miłej dyskusji Andrzej Celiński rys. Cezary Krysztopa Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC Andrzej Celiński Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka