Konflikt niemiecko-polski na tle minimalnych stawek godzinowych dla kierowców na terenie Niemiec bez względu na narodowość i charakter przejazdów w tym transferowych, to dowód brutalnego interwencjonizmu państwa w gospodarkę rynkową.
Chwaleni za pracowitość i dobrą organizację pracy Niemcy tracą owe pozytywne atrybuty w starciu z polityką socjalną państwa niemieckiego, gdzie przywileje płacowe (socjalne) pracowników dawno rozminęły się z realnymi ekonomicznymi podstawami owych przywilejów.
Korporacje niemieckich transportowców funkcjonujących pod rządami socjalnego prawa niemieckiego nie są w stanie konkurować z zagranicznymi przewoźnikami, gdzie niższe koszty działalności (w tym płace) uprawniają do konkurencyjnych stawek przewozowych wobec Niemców i systematycznie wypierają niemieckich przewoźników z rynku. Przewoźnicy ci wywarli więc nacisk na rząd, by podjął on kuriozalną decyzję wymuszenia na przedsiębiorstwach transportowych innych suwerennych państw korzystających z dróg niemieckich do znacznego wzrostu kosztów działalności automatycznie obniżając ich konkurencyjność gospodarczą wobec Niemców, którzy w ten sposób usiłują ratować swoje firmy i miejsca pracy w Niemczech.
Widać więc, że frazesy o obowiązującej w UE konkurencyjności gospodarczej tak buńczucznie podnoszonej wobec rosyjskiego Gazpromu na tle jego monopolistycznych praktyk, to w ustach niemieckich polityków czcza gadanina. Ciekawe, jaka będzie reakcja w tej sprawie instytucji unijnych, do których Polska zwróciła się z prośbą o stanowisko.
Witold Gadomski w artykule „Polscy przewoźnicy muszą jeździć po niemieckich drogach” (GW z 28 04.) trafnie opisał skutki niemieckiej decyzji taka konkluzją:
„Polski rząd interweniował w tej sprawie i na razie przepisy o płacy minimalnej dla polskich kierowców nie weszły w życie. Ale problem trzeba rozwiązać trwale. O tym także rozmawiały wczoraj w Warszawie pani kanclerz Merkel i pani premier Kopacz, choć ostateczna decyzja zostanie podjęta w czerwcu przez instytucje unijne.
Unia to przede wszystkim wspólny rynek, na którym konkurują firmy, a wygrywają tańsze i bardziej efektywne. W transporcie samochodowym wygrywają przedsiębiorstwa polskie i Niemcy powinni ten stan zaakceptować w imię dobrej współpracy i w imię europejskich zasad, na które nasi zachodni sąsiedzi lubią się powoływać. Sekowanie polskich przewoźników jest niepotrzebnym zgrzytem w doskonałej współpracy między naszymi krajami”. „http://wyborcza.biz/biznes/1,100897,17825531,Polscy_przewoznicy_musza_jezdzic_po_niemieckich_drogach.html#ixzz3YaKdNxY3”
Boję się, że Niemcy tego stanu nie zaakceptują, gdyż aby poprawić konkurencyjność swoich przedsiębiorstw transportowych musieliby cofnąć własną ustawę o płacach minimalnych, co w państwie socjalnym jakim są Niemcy nie jest możliwe, bo byłoby to równoznaczne z niepokojami społecznymi i upadkiem tego rządu, którego koalicjantem jest socjalistyczna SDP, autorka przepisów o wygórowanej płacy minimalnej 8,5 euro na godzinę.
Oto przykład rozmijania się europejskich deklaracji o regułach gospodarki rynkowej z praktyką socjalnej roli państw, których interwencjonizm zaprzecza gospodarce rynkowej.
Dziwić musi, że UE zrzeszająca państwa Europy werbalnie popiera gospodarkę rynkową a praktycznie odchodzi od niej interwencjonizmem gęsto kodyfikowanym w nawale przepisów i regulacji diametralnie gospodarce rynkowej zaprzeczających.
Wietrzę, że kiedy znikną wszystkie atrybuty gospodarki rynkowej w Unii, to niechybnie upadnie ona na wzór pogrzebanego socjalizmu, co tak wyraziście zapowiada socjalistyczna.
Obym się mylił!