Stary Wiarus Stary Wiarus
2416
BLOG

Ania Jabłońska rozwiązuje problem uchodźców

Stary Wiarus Stary Wiarus Polityka Obserwuj notkę 29

Odnoszę wrażenie, że reputacja intelektualistki, jaką cieszy się p. Anne Applebaum, żona męża swego Radosława Sikorskiego, jest  grubo przesadzona.

 

Ania Jabłońska rozwiązuje problem uchodźców

http://wyborcza.pl/magazyn/1,152666,20180877,niech-europa-poradzi-sobie-z-uchodzcami-tak-jak-poradzila-sobie.html

Ale jest jeszcze jedno rozwiązanie, którego jeszcze nie wypróbowano. W ciągu ostatnich kilku lat wspólna europejska flota wojenna patrolowała wybrzeża Somalii, co skutecznie zakończyło plagę piratów. Można wysłać podobną flotę do patrolowania wybrzeży Libii, zbierania uchodźców po południowej stronie Morza Śródziemnego i zawracania ich do Libii. Z kolei w Libii byłoby możliwe udzielanie uchodźcom pomocy humanitarnej i zapewnienie im w pewnym stopniu bezpieczeństwa oraz w jakimś stopniu doradzanie, co mają robić dalej albo dokąd się udać.

Nie byłoby to najładniejszym ani najprzyjaźniejszym rozwiązaniem problemu, ale byłoby realne. Zniechęciłoby większą liczbę ludzi do podejmowania śmiertelnych podróży. Skończyłoby z wrażeniem, że "granice Europy są otwarte", wrażeniem, które napędza wzrost nacjonalizmu w poszczególnych krajach.

 

Piraci operują w kilkunastoosobowych grupach. Piratów można legalnie wziąć do niewoli i przemocą odstawić dokąd się chce. Siły zbrojne o mniejszych skrupułach mogą piratów wystrzelać i siedzieć cicho, wiedząc, że nikt się o nich nie upomni. Można też, jak to czyniła rosyjska marynarka wojenna na takich misjach, zostawiać piratów na pełnym morzu w ich własnej łodzi, tyle że  bez silnika, lub z silnikiem, ale bez paliwa. Co przekłada się na to samo, co wystrzelać, tyle że bez hałasu i rozchodu amunicji. Poza tym można wtedy mowić, że kiedy wsiadali, byli żywi i zdrowi, a potem łódź zniknęła za horyzontem i co było dalej, tego Moskwa już nie wie.

 

"Ale jest jeszcze jedno rozwiązanie, którego jeszcze nie wypróbowano".
Nie wypróbowano?
Wypróbowano, to tylko Ania nie wie o czym mówi.

 

Co do zawracania łodzi na morzu, to Ania nie pisze, w jaki sposób zawrócić łódź, lub  gumowy ponton, z 500 ludźmi na pokładzie, którzy zawrócić nie chcą. Doświadczenie australijskie wykazuje, że niezwłocznie po powiadomieniu przez interweniujący okręt wojenny, że mają natychmiast zawracać, pasażerowie takiej łodzi wybijają dziurę w dnie, łódź tonie, pasażerowie w kamizelkach i bez lądują w wodzie, a okręt wojenny od tego momentu ma prawny obowiązek ratować ich z tej wody na mocy międzynarodowej konwencji o chronieniu życia ludzkiego na morzu (SOLAS, The International Convention for the Safety of Life at Sea), bo zaniechanie okazania pomocy tonącym nie wchodzi w rachubę, wszak nie jesteśmy potworami. Kapitan, który odmówi ratowania rozbitków, staje przed sądem.

Po  czym okręt wojenny musi uratowanych  dostarczyć do własnej bazy, czyli w warunkach europejskich do Włoch lub Grecji, z braku jakiegokolwiek innego miejsca w którym mógłby ich wysadzić na ląd. Do Libii zawieźć się ich nie da, bo okręt wojenny z uratowanymi na pokładzie nie ma prawa wejścia do jakiegokolwiek portu libijskiego. Nie wiadomo też, z kim ewentualnie takie prawo można by wynegocjować -  z jednym z dwóch konkurujących ze sobą samozwańczych rządów libijskich, z Państwem Islamskim, czy po prostu z uzbrojonymi bandytami, którzy okupują porty i zbierają haracz za pozwolenie ich używania?

W końcowym zatem efekcie, cała głęboko humanitarna akcja ratunkowa owocuje przewiezieniem kilkuset  osób na europejskim okręcie wojennym tam, gdzie od samego początku te osoby chciały sie znaleźć, czyli do Europy. W rozgardiaszu akcji ratunkowej traci życie w wyniku utonięcia kilkanaście albo kilkadziesiąt osób, na ogół najsłabszych, czyli przeważnie kobiety i dzieci. Ocaleni od utonięcia przez szlachetnych Europejczyków rozbitkowie telefonują z Włoch do krewnych i znajomych w Afryce Północnej i opowiadają im w jaki sposób zmusić marynarki wojenne państw unijnych do zapewnienia każdemu, kto tylko zechce i ma jaja, transportu do Włoch.

Każda następna wyruszająca z Libii łódź ma od tej pory drewniany korek w dnie, który wyciąga się mocnym pociągnięciem za uwiązaną do niego linkę. Na każdym pontonie natomiast sadza się przy największej komorze powietrznej młodego, muskularnego draba z nożem i instrukcją, kiedy należy przeciąć gumę. Za swoją fatygę, miejsce na pontonie drab otrzymuje od organizatorów za darmo, nóż ma na ogół swój.

Co do doradzania co uchodźcy mają robić dalej albo dokąd się udać,to ja zamieniam się w słuch, aby nie uronić ani słowa z cennej porady p. Applebaum dokąd mianowicie, i na czyj koszt, mają się jej zdaniem udać pasażerowie pontonów takich jak na zdjęciu, obywatele Erytrei, Nigerii, Somalii, Togo, Senegalu, Pakistanu, Afganistanu, Mali, Czadu, Libii, Syrii, Iraku etc. etc..

A kiedy już przybędą tam, gdzie p. Applebaum radzi im by się udali, gdziekolwiek by się to szczęśliwe miejsce nie znajdowało – to co mianowicie, i na czyj koszt, mają tam robić przez resztę życia?

Zintegruje się ich ze społeczeństwem w krajach szlachetnie udzielających im schronienia? Bez pytania o zgodę tych społeczeństw? 

Każe im się wrócić do krajów stałego zamieszkania? A jak nie zechcą? Siłowa deportacja do krajów stałego zamieszkania wymaga najpierw ustalenia, co to za kraje. Deportacja ludzi nie mających wprawdzie żadnych podstaw do uzyskania statusu uchodźcy, ale również nie posiadających żadnych dokumentów tożsamości, natomiast mających wszelkie powody, by podawać fałszywą narodowość i ogólnie  łgać w żywe oczy europejskim urzędnikom, jest w praktyce niewykonalna. Trzeba by bowiem udowodnić krajowi, do którego ma się zamiar ich deportować, że to jego obywatele, co przy całkowitym braku dokumentów…

 

emigrant (nie mylić z gastarbeiterem)       

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka