coryllus coryllus
5487
BLOG

Analitycy z naszej dzielnicy czyli lekcja bezradności

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 78

Zacznę nietypowo. Wczoraj zmarł mój stryj Kazimierz. Nie widzieliśmy się wiele lat i w zasadzie nie utrzymywaliśmy żadnych relacji. Pamiętam go jednak dokładnie, bo wyróżniał się spośród wszystkich braci i miał w rodzinie dobrą legendę. Nie mogę więc pozostawić Go tak bez jednego słowa. Kazik – jak mawiało się u nas w domu – ust kłamstwem nigdy nie skalał. I tak było naprawdę, przez co jego bracia, z którymi różnie bywało, lekceważyli go czasem i machając ręką mówili – ech tam, to Kazik...i wszystko było jasne. Kazimierz był człowiekiem prawdomównym, pobożnym, prostym, uczciwym i szlachetnym. O wiele bardziej uczciwym i szlachetnym niż przewidywały to standardy lokalne a także krajowe. Takiego go zapamiętałem. Nie mogę być niestety na pogrzebie, który odbędzie się w niedzielę, bo jestem wtedy na targach w Bytomiu. Pozostawiam więc tutaj to krótkie wspomnienie. Niech spoczywa w pokoju.

 

Teraz przechodzimy do rzeczy. Jutro zaczynają się targi w Bytomiu, które nie będą zależne w żadnym stopniu od tak zwanej bieżączki politycznej. Okazją do ich zorganizowania jest 1050 rocznica chrztu Polski i mam nadzieję, że nastrój na imprezie będzie adekwatny do tej rocznicy. Tak się jednak składa, że gośćmi naszych targów są osoby powszechnie znane i rozpoznawalne przez to właśnie, że zajmują się polityczną bieżączką. I jak dzisiaj chciałem się do tego stylu życia odnieść. Oto wczoraj ktoś zalinkował materiał, w którym Jerzy Targalski odnosi się do słów Grzegorza Brauna. Te zaś dotyczą rzecz jasna postawy rządu polskiego wobec amerykańskich planów dotyczących Rosji. Grzegorz Braun twierdzi, że USA tanim kosztem, czyli naszym kosztem, chcą zyskać w Rosji sojusznika przeciwko Chinom. Tragalski zaś wprost nazywa Brauna agentem Moskwy i uważa, że postulowana przez niego neutralność to pułapka, albowiem służy temu jedynie, by podporządkować nas Moskwie. Ja może przejąłbym się tymi gawędami gdybym nie wiedział, że rodzice Grzegorza Brauna mieszkają na stałe w USA, a on sam jeździ tam regularnie. Może bym się nimi przejął, gdybym nie wiedział, że przez cały PRL stary Tragalski należał do ścisłej elity kierowniczej państwa, a jego syn korzystał ze wszystkich należnych temu stanowisku profitów. Kiedy sobie uświadomimy te kwestie, możemy już tylko – słysząc takie dyskusje – wzruszyć ramionami i odejść do swoich zajęć. I tak też czynimy. Jasne jest, że ani Braun ani Targalski nie mają dostępu do żadnych istotnych informacji. Jedyne co mogą, to wróżyć z fusów i budować analogie oparte na sytuacjach z przeszłości, a to jest zajęcie, które dawno temu Niemcy przypisali na stałe francuskim generałom, mówiąc, że zawsze przygotowują się do tej wojny, która już była.

Ma owo gawędzenie jeszcze jedną moim zdaniem, istotną i szkodliwą funkcję. Ono oducza ludzi myślenia i zniechęca do działania. Ja wiem oczywiście, że zaraz się tu pojawią różni ludzie i mi zaczną klarować, że w Polsce nic panie, przy tej sitwie, która jest zrobić się nie da. Dlatego lepiej posłuchać co pan Grzegorz i co pan Jurek mają do powiedzenia, a potem jeszcze raz przeanalizować te kwestie ze szwagrem przy piwie. No więc, nie. Jeśli pozostaniemy przy tego rodzaju konsumpcji marny nasz los, bez względu na to jak ułożą się losy świata, na które nie mamy przecież wpływu. Możemy tylko karmić się złudzeniem, że taki wpływ mamy, bo ktoś nam coś tam opowiedział o wojnie na Pacyfiku.

Ja odkąd pamiętam, czyli mniej więcej od przedszkola słyszę o bombach atomowych, rakietach międzykontynentalnych i temu podobnych historiach. I co? Mam powrócić do atmosfery lat osiemdziesiątych i wyczekiwać teraz kiedy walną i z której strony? Czy może mam zacząć budować schron pełen słoików, żeby przetrwać? To są brednie mili panowie, a do tego brednie szkodliwe. Na jednym końcu osi tych bredni znajdują się Reptilianie i starożytne imperium Lechitów, a na drugim ciepła posada komentatora telewizyjnego, którą właśnie posiadł był Targalski i nie odda jej za nic, no chyba, że ktoś na wizji spędzi go z tego stołka waląc po łbie kijem. To byłby swoją drogą ciekawy wielce widok. Wszystko to służy jednej podstawowej idei – wypatroszeniu mózgów i dusz. I niech się nie obraża na mnie Grzegorz Braun, ale wszyscy widzimy, że program Kościół, szkoła, strzelnica nie wypalił i właśnie gaśnie powoli, hasło – kondominium rosyjsko-niemieckie się zdezaktualizowało, a o czymś gadać, prawda, trzeba...tak więc ocena moja tych dyskusji i pogawędek jest taka właśnie, a nie inna. Na czym polega to patroszenie umysłów i ducha? Był tu u mnie wczoraj Michał, nasz kolega i gadaliśmy o tym co zrobić, żeby jego sklep FOTO MAG zamienić na księgarnię. Tak wprost i konkretnie gadaliśmy i jakieś tam wnioski się pojawiły nawet na koniec. Bardzo zresztą konkretne i od Michała tylko zależy czy zostaną one wdrożone w życie. On może nie jest tu dobrym przykładem, bo jednak coś robi, ale w większości przypadków te moje dobre rady, jakże przecież skuteczne, kiedy sam je stosuję, spływają po ludziach jak woda po kaczce. Więcej, jakiekolwiek działania realne, spotykają się zwykle z jawną wrogością. Sytuacja za zwyczaj wygląda tak – przychodzi ktoś z jakimś pomysłem i oczekuje opinii. Ja ją wygłaszam i mówię – świetny pomysł, proszę realizować. I tu następuje kres porozumień wszelakich. Jako to „realizować”? Tak po prostu realizować, bez przygotowania, opinii biegłych, teściowej, szwagra, akceptacji środowiska i oklasków? Mowy nie ma...to już lepiej włączyć sobie Bartosiaka i posłuchać jakie to będą straszne konsekwencje wojny pomiędzy Chinami a USA, która rozpęta się na Pacyfiku. I to jest prawdziwy dramat Polaków. Wyobraźcie sobie bowiem, że Brytyjczycy w XVI wieku, miast wsiadać na okręty (jak ktoś się brzydzi Brytyjczyków, może sobie wyobrazić Holendrów), organizują kółka dyskusyjne, w których omawia się przyszłość wyspy i kontynentu pod kątem tego co zrobi król Francji, cesarz Niemiec i jak się wobec tego wszystkiego zachowają Żydzi. To są niemożliwe do wyobrażenia rzeczy, ani w skali państwa, ani w skali każdego pojedynczego brytyjskiego czy holenderskiego życia. Nie są to też rzeczy wyobrażalne w skali bliższych nam kulturowo, ale odleglejszych geograficznie krajów takich jak Hiszpania na przykład. Mówię o tej dawniejszej epoce. Wszyscy bowiem od robotnika folwarcznego do admirała realizowali się wtedy w działaniu. Dziś wszyscy są formatowani na chama z różnych stron i to co wydaje się ratunkiem często bywa zgubą. Nie wolno jednak się temu poddawać. Ja głęboko sięga to formatowanie i jak prymitywnych metod się chwyta, niech zaświadczy fakt, że na portalu WP pojawił się wczoraj tekst o starożytnym imperium Lechitów. Ja zaś uświadomiłem sobie, że żaden z dotowanych przez państwo portali eksploatujących temat Kresów nie odnotował wydania II tomu Wspomnień Edwarda Woyniłłowicza, choć o beatyfikacji piszą prawie wszyscy. No, ale o wydaniu już nie. Dlaczego? Bo to jest efekt konkretnych działań i konkretnej decyzji. Oni zaś, żeby żyć czyli brać pieniądze z budżetów i fundacji, muszą się trzymać jak najdalej od konkretnych decyzji i działań. Jak wobec tego godzą to z misją, której się podjęli? Nie godzą i mają to w nosie. Czy się tu przejmować? Jakąś książką, którą ktoś tam wydał? Przecież to nie oni wydali, więc nie ma problemu, nie ma kogo reklamować spośród znajomych, a od obcych przydałoby się dostać jakąś wziątkę. I tu jest kłopot, bo ode mnie żadnej wziątki nie dostaną. Ja zaś czekam aż oni zaczną realizować swoją misję w czasie rzeczywistym, czyli kiedy zaczną opisywać rzeczy dziejące się tu i teraz a dotyczące Kresów. Póki co nie zanosi się na to, bo portale te, wszystkie jak jeden mają tę do spełnienia tę samą funkcję co polemiki pomiędzy Grzegorzem Braunem a Targalskim, służą wprowadzaniu ludzi w letarg. Wczoraj na przykład na jednym z takich portali ukazał się materiał o egzotycznych wojakach w polskiej armii, no i rzecz jasna z całkowitym spokojem wymieniono wśród nich Stanisława Supłatowicza. Mamy więc wojnę na Pacyfiku, wzajemne oskarżenia o agenturalność już to moskiewską już to amerykańską, a czasem żydowską i Supłatowicza na osłodę. Aha i to imperium Lechitów jeszcze.

Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, że się ich wkręca? Oczywiście, że wielu ma pełną tego świadomość, ale uważają oni, że to taka gra i prawdziwe życie jest gdzie indziej. Tym gorzej odnoszą się do wszelkich inicjatyw realnych, bo im to po prostu przeszkadza w graniu. Zresztą słowo „realny” zostało już dawno temu zawłaszczone i wypatroszone przez Korwina, więc nie ma o czym gadać.

Skąd ja wziąłem taki dziwny tytuł tej notki? Z piosenki Wojciecha Młynarskiego zatytułowanej „Alkoholicy z naszej dzielnicy”. Jest to bardzo piękna piosenka, która zaczyna się od słów – alkoholicy z naszej dzielnicy siedzą jak ptaszki na murku....I tak samo jest również z analitykami politycznymi – siedzą jak ptaszki na murku i ćwierkają. Ja tu nie chcę nikogo obrażać i sugerować, że oni wszyscy zbierają do flaszki i znikają potem w „monopolowym przy Dobrej”, chcę tylko powiedzieć, że widzę tu pewną wyraźną analogię, a przy tym wiem, że z ćwierkania niewiele wynika. Jest w tej pieśni także inna fraza, również uwodzicielska wielce, tłumaczą panu Młynarskiemu alkoholicy dlaczego teatr jest wielki jako idea. Bo – na śmiech się zbiera, na płacz się zbiera i to są te trzy elementy...Z analitykami jest identycznie, jest agentura moskiewska, amerykańska i to są panie te trzy elementy. Polski w tym nie widać. Nas także nie widać, bo cóż my znaczymy wobec koncepcji globalnych...? Nic po prostu, podobnie jak pamiętniki Woyniłłowicza nic nie znaczą dla redaktorów portali kresowych...Na płacz się zbiera, na śmiech się zbiera...a jutro zaczynają się nasze targi. I to są te trzy elementy.

Oto całość: https://www.youtube.com/watch?v=eKUoFJqPZGE

 

Na tym dziś kończę. Przypomnę tylko, że zbliżają się targi w Bytomiu, które rozpoczną się fantastyczną zupełnie prelekcją Ojca Wincentego Wiesława Polska, przeora klasztoru w Wąchocku. Prelekcja będzie o tym jak to działacze niepodległościowo-oświeceniowi – Stanisław Kostka Potocki i Stanisław Staszic wyślizgali cystersów z udziału w przemyśle ciężkim, w Zagłębiu Staropolskim, a następnie przemysł ten położyli na obie łopatki. Początek w sobotę o 11.00


 

Bilety zaś na targi można zamawiać tutaj


 

http://www.becek.pl/program/event_dates,412,bytomskie_targi_polskiej_ksiazki


 

Jeśli zaś idzie o książki, które tu codziennie podrzucam, to dziś mamy rzecz zupełnie niezwykłą. Oto relacja o Polsce Gasparad de Tende. Nie wiem czy pamiętacie jak przy okazji historii życia i męczeństwa św. Andrzeja Boboli zastanawialiśmy się, jak to było z tym jansenizmem królowej Ludwiki Marii i kto mógł być łącznikiem pomiędzy dworem w Warszawie a opactwem Port Royal i całym tym heretyckim bractwem. Już nie musimy się zastanawiać, był to właśnie Gaspard de Tende, który kontrolował finanse dworu Ludwiki Marii i, jak to pięknie ujął, autor wstępu, sympatyzował, podobnie jak królowa, z jansenistami. Szkoda, że nie mamy żadnych zapisków agentów francuskich z lat wcześniejszych, może dowiedzielibyśmy się jak wyglądały negocjacje Chmielnickiego z Mazarinim na temat udziału kozaków w wojnie z hugenotami i kto je prowadził. No, ale nic, musimy się zadowolić tym co jest. Mamy tego trochę więcej, a i cena jest przystępniejsza.


 

Zapraszam na stronę www.coryllus, do Tarabuka, do Foto Magu i do księgarni Przy Agorze.


 

A oto nowy trailer naszego komiksu


 

https://youtu.be/sMOufHU4h6g

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka