Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
830
BLOG

Czy Amerykanie nas znów opuszczą?

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 15

Od czasów zdrady w Teheranie (1943), Jałcie (1945) i Poczdamie (1945) – ktoś inny by napisał o „porozumieniu aliantów”, ale nie ja... ‒ my, Polacy, jesteśmy szczególnie wyczuleni na umowy zawierane przez „możnych tego świata”, zarówno ze Wschodu, jak i Zachodu. Trudno się temu dziwić. Jak to się mówi nie ma „spiskowej teorii dziejów”, jest tylko „spiskowa praktyka dziejów”. Nie przypadkiem jakoś, mimo trwania w najlepsze „cold war”, owa „zimna wojna” nie przeszkodziła mocarstwom, które ze sobą rywalizowały, a nawet wojowały (Korea, Wietnam, Afganistan) w solidarnym milczeniu na temat Katynia. Wspólny mianownik Moskwy i Waszyngtonu polegał na, z jednej strony ukrywaniu własnej zbrodni, a z drugiej strony ‒ na schowaniu pod dyplomatyczny obrus prawdy o tej zbrodni, powodowanego koniunkturalnymi względami tzw. „wielkiej polityki”. Czemu o tym teraz piszę? Bo jako wielki zwolennik bliskiego sojuszu polityczno-militarnego nie tyle Polski z USA, co po prostu polsko-amerykańskiego (ta druga formuła wygląda wszak na bardziej partnerską...) oraz silnej amerykańskiej obecności w Europie, w tym także w Polsce ‒ znam jednocześnie pokusy Waszyngtonu do gry na paru frontach naraz, a także nie zawsze lojalne zachowania wobec własnych sojuszników.

Polska na ołtarzu „resetu”

Przypomnę nieszczęsny przeciek do amerykańskich mediów – efekt rozgrywki wewnątrz tamtejszych służb – o więzieniach CIA w naszym regionie Europy, a w tym na terytorium RP. Nie obchodzą mnie walki podjazdowe w ramach służb USA , ale Polska a także szereg innych krajów sojuszniczych wobec USA bardzo mocno na tym ucierpiały. Nie tylko w sensie konieczności wypłacania odszkodowań dla „biedaków” podejrzanych o terroryzm islamski, ale także w sensie wizerunku politycznego na arenie międzynarodowej i wzrostu zagrożenia atakiem terrorystycznym. Jednak znacznie groźniejsze było to, co Biały Dom zrobił po wygranej Baracka Obamy w wyborach prezydenckich w 2008 roku. Osławiony „reset” relacji Moskwa-Waszyngton polegał na, muszę to przypomnieć, poświęceniu Polski i naszych sąsiadów z Europy Środkowo-Wschodniej na ołtarzu zbliżenia z Rosją i zapewnieniu sobie jej życzliwości albo co najmniej neutralności w kwestiach Afganistanu, a zwłaszcza Bliskiego Wschodu i Iranu. Wycofanie się z idei tarczy antyrakietowej u nas i w Czechach wydatnie ułatwił stronie amerykańskiej ówczesny szef MSZ w rządzie PO-PSL, ale jest faktem, że była to jedna z cen, którą zapłaciła Warszawa za „nowe otwarcie” w stosunkach między jednym mocarstwem i drugim, byłym mocarstwem.

To wszystko przeszłość i nie pisałbym o tym wcale, widząc autentyczną zmianę amerykańskiej polityki po agresji Moskwy na Ukrainę w 2014 roku, gdyby nie pojawiające się głosy i pytania o cenę, jaką USA (Zachód) zapłaciły Rosji za jej zgodę na porozumienie z Teheranem w sprawie badań nad bronią nuklearną. Jeżeli czytamy, że nastąpił znowu nowy „deal” między Kremlem a Białym Domem, to stwierdzając – w obronie naszych amerykańskich sojuszników – że nie ma na to dowodów, jednocześnie nie mogę zagłuszyć cudzych i swoich wątpliwości. Co pojawiło się na stole ze strony Amerykanów, aby przekonać Rosję do podpisania nowego „układu”? Bo to właśnie ona była największym beneficjentem zachodniego splendid isolation wobec Iranu (eksport broni, relacje gospodarcze).

Smutne historie byłych sojuszników USA

Jak się ma do tego aktywność Rosji w Syrii i wyciąganie Asada za uszy z bagna (to metafora – na Bliskim Wschodzie prawdziwego bagna nie uświadczysz) w jakim się znalazł? Czy gniewne pomruki Johna Kerry'ego są prawdziwą reakcją amerykańską na reanimację prezydenta Syrii, czy też są grą pozorów, politycznym teatrem na użytek maluczkich? Gdy miała miejsce wojna Iraku z Iranem (1980 rok), wówczas Waszyngton grał na Saddama Husseina, a amerykański ambasador w Bagdadzie miał obiecywać dyktatorowi nieograniczoną i trwałą pomoc. Saddam Hussein spełnił swoją rolę czasowego sojusznika Amerykanów, aby stać się, zdaje się że wbrew własnej woli, wrogiem USA, bo zmieniły się amerykańskie interesy ekonomiczno-geopolityczne w tym regionie. W Ameryce Łacińskiej osławiony dyktator Panamy, Manuel Noriega, był ‒ o czym już się nie chce pamiętać, a o czym dobrze pamiętają w tym kraju, bo mi to w czasie mojej wizyty parę lat temu przypominali ‒ przez parę lat sojusznikiem Waszyngtonu, by później stać się śmiertelnym przeciwnikiem. Jak widać amerykańska łaska na pstrym koniu jeździ.

Wybór Waszyngtonu jest pochodną jego interesów, i w tym właśnie jest nadzieja, bo nie kwestia zasług Tadeusza Kościuszki czy Kazimierza Pułaskiego dla tworzących się Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, ani braterstwo broni na frontach II wojny światowej umocniona w Afganistanie i Iraku, podstawą do bieżących decyzji politycznych w obszarze polityki międzynarodowej naszego strategicznego sojusznika. Taką podstawą będą wyłącznie amerykańskie interesy – nie obrażajmy się na to. Niestety wspólne pola bitewne i polskie zasługi dla USA nie odegrają tu żadnej, ale to żadnej roli.

Dziś Stany zajęte są w dużej mierze kampanią wyborczą – Obama żegna się z prezydenturą, Amerykanie żegnają się z Obamą ‒ ale ich elity polityczne, militarne i gospodarcze cały czas kalkulują co jest interesem USA w Europie, w tym w Europie Wschodniej. Wydaje się, że jest szansa na bardziej trwały „reset”, ale już w drugą stronę. Bo w długofalowym interesie Waszyngtonu jest posiadanie w naszej części Europy państwa i grupy państw, które nie będą chciały dać się „zjeść” politycznie i ekonomicznie Rosji. Nawet jeśli Biały Dom będzie się układał w przyszłości z Kremlem, Putinem czy jego następcami, to z całą pewnością korzystniej, a więc na lepszych dla niego warunkach, będzie się układać z Rosją, która ma osłabione wpływy w Europie niż z Rosją będącą hegemonem z odtworzoną dawną strefą wpływów.

*Tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (07.10.2015)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka