Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
478
BLOG

Czeski film czyli polityka zagraniczna „po Sikorskim”

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 3

Nie wiem jaki jest ulubiony film nowego ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny, ale nie zdziwiłbym się – mówiąc metaforycznie ‒ że jest to amerykański obraz „Wystarczy być” z roku 1979. Ta opowieść o człowieku, który po prostu j e s t i dzięki temu robi zawrotną karierę polityczną pasuje to do sytuacji nowego szefa MSZ, który dziedziczy spadek po starym szefie – awanturniku. Sikorski szedł od awantury do awantury, od prowokacji do prowokacji, od przecieku do podsłuchów. Na tym tle minister Schetyna nawet nic nie robiąc (zapewne coś robi, ale póki co skrzętnie ukrywa to przed opinią publiczną) wypada przyzwoicie. Nie dlatego, że Schetyna przypomina Ahmeta Davutoğlu,byłego szefa MSZ Turcji, obecnie premiera, który przyszedł do rządu Erdoğana z bardzo określoną wizją roli Turcji (a właściwie jej kilku ról) w polityce międzynarodowej, ale dlatego, że ma takie tło, jakie ma. Bo rzeczywiście w porównaniu z Sikorskim, każdy polityk niepozbawiony instynktu samozachowawczego, nienawiedzony i nieznajdujący za wszelką cenę okazji, by prymitywnie zaatakować opozycję, wypadać może przyzwoicie nawet przy słodkim „nicnierobieniu”.

Bronią Sikorskiego tak, żeby go pogrążyć

Stary minister dał o sobie znać aferą „podziału Ukrainy”, nowy na razie przypomina pogańskiego bożka Światowida o wielu twarzach: w gruncie rzeczy nie wiadomo jaki ma program, jakie priorytety, na czym mu szczególnie zależy, na kogo chce w Europie zagrać, z kim zintensyfikować stosunki, z kim osłabić relacje. Schetyna konsekwentnie unikał mediów, skądinąd słusznie jak kiedyś Siemoniak podkreślając, że musi najpierw mieć z czym do nich przyjść. Tę zasadę złamał przy okazji „afery Sikorskiego”, gdy znalazł się w bardzo wygodnej dla siebie sytuacji: dziennikarze atakowali już nie jego, lecz jego poprzednika. Bronił go, mniej lub bardziej niezdarnie, jednocześnie przerzucał piłeczkę na kort Sikorskiego i pilnował, aby nie wróciła na jego kort. O ile trudniej mu było udzielać wywiadów, gdy co chwilę w mediach pokazywały się laurki Sikorskiego, o tyle teraz występował w roli łaskawego komentatora wybryku poprzednika. Jego przekaz był prosty: może i źle się stało, ale zamykamy sprawę. To dla opozycji ukręcenie łba aferze, ale z punktu widzenia PO to pogrążenie Sikorskiego (na ile trwałe?). Schetyna nie broni więc Sikorskiego, załatwiając swoje stare z nim porachunki: w ostatnich latach Sikorski trzymał się blisko Tuska, a Schetyna chciał, a potem coraz bardziej musiał, grać na Komorowskiego.

Wiadomo już, że Schetyna od Sikorskiego różni się charakterem, stylem uprawiania polityki (ten pierwszy woli grę zespołową, pod warunkiem, że on kieruje zespołem – ten drugi jest klasycznym „solistą”), ale też polityczno-personalnymi porachunkami. Jednak konia z rzędem temu, kto potrafi wykazać różnicę w ich koncepcji polityki zagranicznej. Być może one nawet istnieją, lecz dalibóg, ze świecą w ręku szukać tego, kto potrafiłby je objaśnić. Schetyna nie ogłasza wywiadów, w których wypowiada się o polityce międzynarodowej, nie pisze artykułów do polskich czy zagranicznych periodyków, nie występuje z referatami na konferencjach. Oczywiście nie musi tego robić, choć dla szeregu ministrów spraw zagranicznych w Unii Europejskiej wywiady w tygodnikach (a nie „setki” dla telewizyjnych wiadomości), publikacje i wykłady to element i politycznego wizerunku i prezentacji swojego wkładu do wizji polityki zewnętrznej własnych państw.

Schetyna czyli milczenie Sfinksa

Schetyna jest trochę jak Sfinks. W gruncie rzeczy nie znamy tego, co sądzi o przystąpieniu Polski do strefy euro i kiedy powinno się to odbyć. Nie znamy też jego wizji relacji z Niemcami. Nie słyszymy bardziej pogłębionych wypowiedzi na temat Ukrainy czy Rosji. Milczy również, gdy chodzi o tempo integracji europejskiej i w sensie politycznym i w sensie instytucjonalnym. Można się domyślać, ale tylko domyślać, że Schetyna nie będzie pozwalał sobie na głupawe antyamerykańskie „prywatne” wypowiedzi jak jego poprzednik i zupełnie idiotyczną momentami antyamerykańską politykę, co było przez lata udziałem Sikorskiego. Domyślać się można, ale wiedzy na ten temat przecież nie mamy. Grzegorz Schetyna przebiegle milczy, gdy chodzi o przecież niesprecyzowane w Traktacie Lizbońskim – relacje między Radą Europejską (Tusk) a Komisją Europejską (Juncker). Nie słyszałem od niego również (a szkoda) nic na temat zależności pomiędzy RE a Parlamentem Europejskim. A przecież obie rzeczy są w pewnym sensie wyzwaniem dla politycznej Europy i rodzą ból głowy wynikający z ostatniego traktatu europejskiego, który w przypadku stosunków między RE a PE był mało precyzyjny, a w sprawie stosunków między RE PE milczał niczym grobowiec – nomen omen Sfinksa. Cóż, rzecz w tym, że Schetyna milczy na ten temat przez niemal pięć tygodni, a Sikorski milczał niemal przez pięć lat: Traktat Lizboński ostatecznie ratyfikowano w grudniu 2009 roku.

Takie pytania można mnożyć. Oczywiście niektórzy pocieszają się, że Schetyna będzie spokojniejszy niż wariatuńcio Sikorski. I to już stanowi jego przewagę. Można to złośliwie skomentować, że „na bezrybiu i rak ryba”. Jednak należy oczekiwać od nowego ministra spraw zagranicznych jasnego przekazu, co chce kontynuować w polityce zagranicznej PO-PSL, co zmienić, gdzie przestawić akcenty, na czym skupić się przez najbliższy rok, być może zresztą ostatni rok rządzenia i wpływu Platformy Obywatelskiej na politykę międzynarodową.

Bez jasnego określenia, jaki ma program polskiej polityki zagranicznej minister Schetyna, nie będziemy mogli mówić nie tylko o istotnej, ale jakiejkolwiek zmianie w polityce zewnętrznej Rzeczpospolitej. Chyba, że nowy szef MSZ uzna, że „milczenie jest złotem”. To oczywiście zmniejszy liczbę błędów, wpadek i gaf, a także przestrzeń potencjalnych polemik, ale będzie też niepoważne.

Póki co, jest jak w czeskim filmie: nikt nic nie wie.

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (29.10.2014)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka