seaman seaman
1708
BLOG

Czy jutro zawyją syreny w Berlinie?

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 49

Wyobraźcie sobie tekst na temat zagłady narodu żydowskiego, konkretnie popełniony z okazji 69 rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, krwawo stłumionego przez Niemców w 1943 roku. Wyobraźcie sobie również, że w tym tekście nie ma najmniejszej wzmianki o sprawcach likwidacji powstania i getta, niemiecka narodowość nie jest wymieniona. W ogóle nie ma mowy czyim staraniem i po co getto założono; kto kogo w tym getcie mordował i dlaczego. Tak jakby Żydzi zostali wymordowani przez jakichś kosmitów, którym coś odbiło i przylecieli na naszą planetę poćwiczyć zabijanie.

Żeby było jeszcze trudniej, proszę sobie również wyobrazić, że autor z okazji tej kaźni nawołuje do skruchy nas Polaków, gdyż jakoby nie dość Żydów za Ludzi i za Polaków wówczas uznawaliśmy. Czyli ponosimy winę przynajmniej moralną. I nadal ani słowa o Niemcach i tak aż do końca tekstu. Autor zastanawia się także, czy będziemy jutro z tego powodu lamentować, czy w Polsce zawyją syreny. Uff, jak trudno sobie taki tekst wyobrazić, nieprawdaż?! No, dobrze, już się nie trudźcie. Nie musicie wytężać wyobraźni, taki tekst można sobie przeczytać w Gazecie Wyborczej. Jak kto chętny, to pod notką jest link.

Przy czym proszę mnie nie posądzać o oburzenie z powodu tego kuriozum, nic podobnego mną nie miota. Jest nawet wręcz przeciwnie, gdyż pomijając w tej chwili meritum, czyli rocznicę wybuchu powstania, tekst jest dla mnie podręcznikowym przykładem antypolskości. To jest kwintesencja antypolskości stosowanej nie wprost, że się tak wyrażę. Oto mamy jakieś wydarzenie historyczne, prawdziwe i oczywiste aż do bólu w sensie rozróżnienia sprawcy i ofiary. Wydarzenie ma swoje meritum, swoich bohaterów i sprawców, ale także wątki poboczne, postaci drugoplanowe i tło historyczne.

Manipulacja polega na tym, że wspominając fakt ludobójczej zbrodni, pomija się wątek zasadniczy – to Niemcy postanowili wymordować naród żydowski, oni wymyślili ostateczne rozwiązanie i realizowali je z niemiecką skrupulatnością. Jeśli ktoś w tak oczywistym przypadku – przy okazji rocznicy wykonania jednego z elementów tego niemieckiego ludobójczego planu - całkowicie pomija Niemców, a nawołuje do okazania skruchy Polaków, to musi mieć świadomość antypolskości swojego przesłania. Nie ma innej możliwości.

Ja nie twierdzę, że my Polacy złote ptacy jesteśmy czyści jak kryształ, gdy chodzi o stosunek do Żydów, czyli tak zwany antysemityzm. Piszę, że „tak zwany” bez ironii, lecz dlatego, że strasznie się ten epitet wyświechtał w politycznych przepychankach. Ja się jednak mogę zgodzić, że znając Niemców, to gdy planowali ten swój „Endlösung der Judenfrage”, to na pewno w swoich rachubach wzięli pod uwagę nie tylko dogodne położenie geograficzne obozów śmierci. Logistyka niemiecka nie mogła przeoczyć położenia Polski w tym względzie, to oczywiste.

Jednak znając niemiecką perfekcję w planowaniu, można być pewnym, iż liczyli na polski antysemityzm, tak samo jak na francuski czy holenderski – że ułatwi im realizację trudnego logistycznego wyzwania. Tak, wyzwania, bo jak się czyta powojenne wspomnienia i zeznania niemieckich sprawców ludobójstwa, to ma się wrażenie, że jedynym dręczącym ich problemem w trakcie procederu była obawa, czy sprostają wyzwaniu.

I ja mam także refleksję na temat niemieckiego ludobójstwa, którego elementem nieodłącznym było przecież powstanie w getcie warszawskim. Zwłaszcza w tym kontekście zagłady narodu żydowskiego, że jedynym procederem, który występował powszechnie w trakcie realizacji ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, było niemieckie ludobójstwo. To nie polski antysemityzm zbudował getta i fabryki śmierci dla Żydów. Tym bardziej cenna jest moja refleksja, że wysnuta ze wspomnień niemieckiego żołnierza i dotyczy pewnego szczególnego rysu charakteru tego narodu, którego nie potrafię zdefiniować. Albo może chodzić o brak jakiegoś rysu ludzkiego.

Joe J. Heydecker to szeregowy żołnierz Wehrmachtu, który w 1941 przebywał w okupowanej Warszawie i napisał przejmujące wspomnienia. Między innymi o warszawskim getcie, gdzie zrobił ukradkiem zdjęcia z życia jego więźniów. Antyhitlerowiec z przekonania, utrzymywał w tajemnicy kontakty z Polakami. Poczynił ciekawe refleksje i obserwacje o postawach swoich rodaków w tamtym czasie. Również o świadomości zbiorowej ówczesnych Niemców na temat holocaustu.

"Stopniowo bramy getta stały się w mieście ciekawostką – proszę wybaczyć, ale to całkiem trafne wyrażenie – na obejrzenie której codziennie przychodzili ludzie, żeby ...no cóż, tego nie da się zbadać(...) Policyjni wartownicy w każdym razie w obecności licznie zgromadzonej publiczności zdawali się zawsze czuć zobowiązani, by dać z siebie wszystko i nie rozczarować odwiedzających: kopali i bili wtedy pięściami ze szczególnym zapałem. Polacy trzymali się zwykle z daleka od tych miejsc grozy. Z moich obserwacji wynika, że wystawali tu przede wszystkim żołnierze Wehrmachtu, wszystkich stopni, także oficerowie Waffen – SS, często też niemieccy cywile z administracji Generalnego Gubernatorstwa, sekretarki, mundurowi urzędnicy, Służba Pracy, kolejarze, pielęgniarki Czerwonego Krzyża. Widziałem tam chyba wszystkie mundury wszystkich jednostek i organizacji Wielkoniemieckiej Rzeszy. Przeważnie stali długo, w milczeniu, z twarzą bez wyrazu, przyglądali się wychodzeniu z getta i powrotom, kontrolom, brutalnościom. Niektórzy się odwracali, niektórzy pozwalali sobie na okrzyki zachęty. „Dołóż mu!” - zawołał kiedyś ktoś do wartownika, kiedy ten bił Żyda. Większość stała milcząc, nie dając po sobie poznać, co myśli i czuje. Ich miny w najlepszym razie przejawiały coś w rodzaju rzeczowego zainteresowania. Jeśli chodzi o siostry Czerwonego Krzyża, to ich obecność tutaj miała dla mnie wartość szczególnego symbolu. Te niemieckie kobiety i dziewczęta w szarych, mundurowych płaszczach, ozdobionych międzynarodowym znaczkiem humanitaryzmu, te oddane służbie cierpiącym – one też tu stały i wciąż jeszcze sobie zadaję pytanie, co działo się w ich głowach i sercach.Tylko jedno można powiedzieć z całą pewnością: wszyscy, którzy tu się schodzili, przyjmowali to do wiadomości. To, co się działo pod bramami warszawskiego getta w ciągu długiego czasu od 1941 do 1943 roku, widziały setki tysięcy ludzi, może jeszcze więcej, z pewnością widział to każdy, kogo losy wojenne zagnały na wschód i przez Warszawę – a takich było miliony.

Ja książkę Heydeckera przeczytałem dość dawno i muszę przyznać, że ten fragment wywarł na mnie dość niejasne wrażenie, przed którym długo się wzbraniałem. Nie bardzo chciałem przyjąć do wiadomości. Zresztą autor też się nie kwapi nam powiedzieć, po co ci Niemcy tam, pod to getto, wtedy przychodzili. Jedyny jego domysł jest taki, że ich miny przejawiały coś w rodzaju „rzeczowego zainteresowania”. No właśnie. Ja odniosłem wrażenie, że oni tam przychodzili tak normalnie, jak się przed wojną chodziło do ogrodu zoologicznego. I dlatego sądzę, że Niemcy jutro powinni włączyć syreny, żeby wyły na lament nad niemiecką duszą.

http://wyborcza.pl/1,86116,11560373,Czy_jutro_zawyja_syreny_na_lament_.html

"Moja wojna", Joe J. Heydecker, Świat Książki 2009

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka