ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN
463
BLOG

ŚPIESZMY SIĘ KOCHAĆ NIEMCÓW

ARNOLD PARSZAWIN ARNOLD PARSZAWIN Kultura Obserwuj notkę 7

 

     Nie, nie ma obawy - Niemcy na pewno nie odejdą, nie zrobią nam tego. Zresztą, nie w tym rzecz. Głośna jakiś czas temu historia z byłym premierem Włoch Silvio Berlusconim, który obsadzał w roli obozowego kapo niemieckiego eurodeputowanego Schultza, przypomniała mi pewną sytuację sprzed dziesięciu lat, której byłem uczestnikiem. Siedziałem w towarzystwie znajomego, Polaka, na ławce we włoskim miasteczku Ponteba, oczekując na odprawę celną. W pewnym momencie ujrzeliśmy staruszka, może osiemdziesięciolatka, w śmiesznym brązowym kapeluszu z piórkiem, drepczącego mozolnie w naszą stronę. Gdy znalazł się przy ławce, zatrzymał się i zagadnął do nas po włosku: „di dove siete?” (skąd jesteście?). „Polacchi” - odpowiedzieliśmy ciekawi jego reakcji. Starzec pokiwał głową, po czym skomentował nasze wyznanie jednym zdaniem: „si, si, Tedeschi sono cativi.” (tak, tak, Niemcy są źli). Natychmiast, mimowolnie podążyliśmy tropem jego historycznych, ale i zapewne, osobistych, skojarzeń. Nie mieliśmy wątpliwości, do czego nawiązuje. Rozbawieni pokiwaliśmy głowami, dając w ten sposób wyraz swojemu zrozumieniu dla jego słów. Na pozór niedorzeczna opinia wiekowego mieszkańca Ponteby była tyleż samo manifestacją niewypowiedzianej wprost sympatii i solidarności z nami, co oczywistego przekonania o wspólnej dla Europejczyków historii, w której rola tych złych przypadła Niemcom, zresztą nie na mocy jakiegoś fatalizmu a ewidentnie z ich własnego wyboru i z ich stuprocentowym zaangażowaniem. Umówmy się, Włosi nie należeli do tych najbardziej dotkniętych niemieckimi snami o potędze – tym więcej mówi ich stosunek do sąsiadów z północy.
     Powiedzmy bez ogródek: to nieufne i krytyczne nastawienie do Niemców, jest powszechnie zrozumiałym w Europie kodem kulturowym, będącym elementem współczesnej ogólnoeuropejskiej tożsamości. Oczywiście ze względu na postępy politycznej poprawności kodem głęboko ukrytym i na poziomie stosunków oficjalnych całkowicie ignorowanym. Można wręcz odnieść wrażenie, i to wcale nie dziwi, że w niemieckim poprawnym dyskursie publicznym świadomą reakcją na ten fakt jest ucieczka od narodowej odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej, jako nieuprawnionej odpowiedzialności zbiorowej, i konsekwentne zrzucanie winy na anonimowych „nazistów”, względnie na „Hitlera i jego pomocników”. Trzeba przyznać, że zachodni świat, którego dzisiejsze Niemcy są coraz ważniejszym ogniwem, przyjął bezkrytycznie ten punkt widzenia. Stąd też niesławne pseudonaukowe pojęcia w rodzaju „nazistowskich obozów koncentracyjnych w Polsce”, czy wręcz „polskich obozów zagłady".Już dziś, przy obecnym poziomie politycznie poprawnego skretynienia, można się obawiać, że dla niejednego obywatela Republiki Federalnej „naziści” to nic innego, jak całkiem niedawno odkryte i opisane, dzikie i zapewne słowiańskie, plemię.
     Mam dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że w perspektywie lat ideologia poprawności straci na znaczeniu, uzyskując w końcu należny jej status przejściowej mody. Poza oczywistymi pożądanymi następstwami, będzie to skutkowało także ostatecznym zrzuceniem przez Niemcy krępującego je gorsetu historycznej odpowiedzialności. Wreszcie będzie można otwarcie i z podniesionym czołem obwieścić światu, że wystawione rachunki za holokaust już dawno zapłacone, że inni też nie byli bez winy, a w ogóle, jak długo można posypywać głowę popiołem. Przeciwnicy umierania za Gdańsk przez chwilę będą w szoku, ale konsekwentnie, zgodnie z niechlubną tradycją, uznają, że nie ma problemu, względnie, że problem rozwiąże za nich ktoś inny. A my? No cóż, a my śpieszmy się kochać Niemców, bo nie wiadomo, jak długo jeszcze to będzie możliwe.

znany z tego, że jest nieznany

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura