Helena T. Helena T.
2391
BLOG

Sport, moda czy polityka, czyli bieganie po polsku

Helena T. Helena T. Bieganie Obserwuj temat Obserwuj notkę 141

Bieganie nagle, w ciągu kilku lat, stało się modne. Owszem, to lepiej, niż gdyby modne stało się palenie mocnych cygar. W Polsce jednak, jeśli coś staje się modne, szybko musi zostać umieszczone po którejś ze stron politycznych polskich podziałów. I bieganie, i cygara, spotkał ten właśnie los…

Co to właściwie jest moda? Moda to naśladowanie zachowań i przyzwyczajeń grupy, do której się aspiruje. Bycie modnym jest zatem rytuałem, który ma na celu polepszenie naszej pozycji społecznej i, co za tym idzie, zwiększenie naszych szans na odpowiednią ilość i jakość pożywienia oraz partnerów seksualnych. Czy myślimy o tym, wybierając kolor nowego iPhone’a i rezerwując karnet do filharmonii? Zwykle nie koncentrujemy się wówczas na tych aspektach, ale gdyby się głębiej zastanowić…

Wróćmy jednak do biegania. Kiedy kilka lat temu człowiek biegał wieczorem po parku, przestraszeni nieliczni przechodnie łapali się za portfele, zaś weseli panowie na ławeczce, zaopatrzeni w zapas napojów chłodzących, komentowali głośno. Jeśli zaś spotkało się inną biegającą osobę, w dobrym tonie było pomachać sobie, na znak przynależności do tej samej sekty. Dziś biegając po tym samym parku częściej spotyka się biegających niż spacerujących (w końcu kto by spacerował o 23:00), zaś panowie z ławeczek stali się nieznaczną mniejszością, prześladowaną w dodatku przez straż miejską, stąd zapewne ich zejście do podziemia. Biegacze przestali się natomiast pozdrawiać, bo ile w końcu można tak machać i machać, biegnąc.


 

Ilu jest w Polsce tych biegających? Mówi się o nawet 5 milionach osób. O miejsca w miejskich maratonach toczą się boje, bo liczba osób startujących w amatorskich biegach rośnie z roku na rok. Bieganie jest obecnie na pierwszym miejscu sportów, do których przyznają się dobrowolnie Polacy (ponad 1/3 aktywnych fizycznie Polaków wybiera bieganie). Biegaczy jest już więcej niż cyklistów, choć jeszcze kilka lat temu to rowerzyści prowadzili w rankingu najpopularniejszych sportów. To sporo, choć nie zapominajmy, że nadal około połowa Polaków nie uprawia w ogóle żadnego sportu, nawet dorywczo, wybierając w zamian intensywne polegiwanie przed telewizorem.                                                                                                                                                               Na bieganie Polacy wydają rocznie około 1,5 miliarda złotych, a rynek ten traktowany jest przez ekonomistów jako rosnący i wart docelowo nawet 3 miliardy złotych. Może to nieco dziwić, zważywszy że teoretycznie biegać każdy może w zwykłym dresie i podkoszulku, a jeśli biega się po naturalnych ścieżkach, nie są nawet potrzebne specjalne buty. Jednak moda zobowiązuje. Profesjonalne buty, oddychająca bielizna i strój, sportowy stanik, kompresyjne skarpety, pulsometr…. to kosztuje. Nic dziwnego, że biegaczami zainteresowali się już nie tylko handlowcy, ale też PR-owcy i twórcy reklam. W moim banku, przy zakładaniu w internecie krótkookresowych lokat, przez dłuższy czas witała mnie twarz biegnącego pana ze słuchawkami na uszach, który całym sobą emanował przekazem, że i on sam, i bieganie, i krótkookresowe lokaty są naprawdę cool.                                                                          

Nic dziwnego, że bieganie, jako duży rynek, powiązany do tego z lepiej uposażoną częścią społeczeństwa (przede wszystkim młodzi mężczyźni, wykształceni, pracujący), zainteresowało również polityków. Biegają Olejniczak, Tusk, Bielan, Kołodko. To, że biegają, mogłoby być ich osobistą sprawą, bieganie jednak stało się elementem politycznego PR-u: biegam, więc jestem nowoczesny i warto na mnie głosować. To „upolitycznienie” biegania wiąże się, być może, z faktem, że bieganie przez długie lata lansowała w Polsce Gazeta Wyborcza, i sam Piotr Pacewicz z uporem maniaka pisał o bieganiu, sam notorycznie biegał i swojego czasu bardzo trudno było nie natknąć się na zdjęcia biegającego Pacewicza. Kiedy jednak zaczął biegać też Tomasz Lis, co gorsza nagłaśniając ten fakt i również robiąc sobie zdjęcia, prawicowi dziennikarze ruszyli do kontrataku. Dominik Zdort nazwał sprawę po imieniu, i oświadczył jasno w swoim słynnym artykule w Rzepie „Biegactwo i inne religie”, że: „bieganie zawsze uważałem za rozrywkę dla ludzi (…) o, powiedzmy, niezbyt subtelnej umysłowości”. Nie wyjaśnił, niestety, czy subtelnej umysłowości musi koniecznie towarzyszyć konkretna tusza, pana Dominika oceniam na oko na znacznie ponad 100 kg. Tak czy owak, od czasu jego tekstu wszystko stało się jasne. Bieganie stało się sportem lemingów.

Teraz już, idąc wieczorem pobiegać wiem, że jest to z mojej strony prowokacja i manifest polityczny. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie fakt, że biegam w nieco już wysłużonym bawełnianym dresie, a buty mam owszem dobre, ale nie rzucające się w oczy.  Zdaję sobie jednak sprawę, że gdyby spotkał mnie w parku zwolennik prawicy mający wprawne oko, i tak mnie zdemaskuje. Po słuchawkach w uszach…


 

Helena T.
O mnie Helena T.

` ` .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport