Z biletem, na gapę - sadowimy się w dacie, której nikt nie ogłasza.
Punktualność poranków i zmierzchów - bezwzględna wobec chwili odjazdu - zostawia nas na peronie zamysłu, niedowiedzeń, pełzającej ciszy.
Obcy pasażer staje się bliskim.
Bliscy stają się obcą twarzą vi a vis.
Anna Karenina nie rozpoznaje tańczącego z wilkami, a on w przedziale z narracją "Her" rozpala ogień w monitorze.
Perony pocałunków, poczekalnie z wilgocią łez.
I tylko tory codzienności zapominają, która strona świata za chwilę się skończy...