trescharchi trescharchi
2798
BLOG

O Romach/Cyganach u sąsiadów. I u Nas.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 23

W zeszłym tygodniu miałem okazję zawodowo wybrać się na wschodnią Słowację. Region piękny, widoki - dech zapierające, drogi - całkiem równe, a przynajmniej puste i tylko od czasu do czasu kilkunastoletnia Skoda zakwitnie gdzieś na poboczu. Bliskość dumnie piętrzących się Tatr, urokliwe zalesione pagórki wyrastające jeden po drugim, piękne Słowaczki, słowem - raj na ziemi. Gdym dojechał na miejsce przeznaczenia, coś jednak zmąciło idyllę. Ot, czy przez własną nieuwagę, czy przez rajzefiber zapomniałem o coraz bardziej nabrzmiewającym problemie romskim w najbliższej okolicy. O tym jednak za moment, bo pozwolę sobie na "miodkowy" wtręt.

Polityczna poprawność to piękna rzecz (zwłaszcza pod kątem poszukiwania natchnienia dla satyryków), nierzadko - zwłaszcza w międzypaństwowym festiwalu hipokryzji, roboczo nazywanym Unią Europejską - dryfująca swobodnie i nieokiełznanie w stronę najczystszego absurdu. Cyganów od zawsze nazywano Cyganami - nieco obraźliwie, przyznajmy, ale skoro Nasi antenaci wywiedli od tego słowo "cyganić", to z pewnością musieli mieć nieciekawe doświadczenia. Obecnie funkcjonuje - przynajmniej w Polsce - neutralne światopoglądowo słowo "Rom" i biada temu, kto zechce nazywać Cyganów Cyganami. Niekiedy dochodzimy w tej manierze poprawności do granic zdrowego rozsądku; jako żywo mam w pamięci historię zatroskanej "studentki" (tak bodajże się podpisała), która przyuważyła na jakimś supermarkecie reklamę "kiełbasy cygańśkiej", obfotografowała ją i wysłała zdjęcie do (a jakże!) lokalnego oddziału "Wyborczej" w towarzystwie nader oburzonego "deptaniem praw romskich" listu. Wykaraskać się z tego można udając Anglika : u nich Rom od zawsze był i będzie "Gypsy", a w ogóle to u Was jest rasizm i to od Was wyjeżdża się w trumnach.

Wracajmy na Słowację. Macie często uczucie, że ktoś wbija w Was skupiony, badawczy wzrok? Nie jest to nic przyjemnego, zdecydowanie. Właśnie takiego dyskomfortu doznałem wyciągając z bagażnika akurat potrzebny aparat - przez długi obiektyw stwarzał wrażenie drogiego i wypasionego. Romów (przyjmijmy tą poetykę) było bardzo wielu. Bardzo, bardzo, bardzo wielu. Obsiedli - dosłownie i w przenośni - cały tamtejszy ryneczek i spoglądali na nowych gości, a już zwłaszcza na - jakkolwiek to zabrzmi - mój dorodny sprzęt. Nie piszę tego w kategoriach złośliwości czy broń Boże rasizmu, bo i w Polsce są miejsca, gdzie lepiej dobytkiem się nie chwalić. W każdym razie - co wychodziłem do auta, albo spacerowałem po okolicy - siedzieli tam nadal, nieruchomi jak krasnale ogrodowe. Miałem nawet wrażenie, że ich przybywało. Młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni. Mimo - bo ja wiem, 10-tej rano? - mnóstwo było dzieci w wieku szkolnym. No i niestety było stereotypowo : wzrok dziki, suknia plugawa, co druga kobieta w stanie błogosławionym.

Przemili gospodarze (Słowacy to ludzie do rany przyłóż) sami z siebie rozpoczęli ten temat. Przekonywali mnie, jak bardzo bolą ich oskarżenia Zachodu o rasizm i tworzenie swoistych gett romskich - co śmieszniejsze, oskarżenia wysuwane przez tych, którzy szczęśliwie większych grup tej narodowości u siebie nie mają. Złorzeczyli też na hipokryzję Unii Europejskiej - kiedy Sarkozy "rozprawiał się" w imię hasła "Rumuni do Rumunii", nie spotkał go nawet promil tej krytyki, który spotyka ich i Węgrów. Za każdym razem, gdy przyjeżdża na Słowację jakaś zatroskana szycha z Brukseli scenariusz się powtarza : to do Słowaków kierowane są pretensje, że Romowie żyją w swoich hermetycznych grupach, tworząc własne dzielnice ; romskie dzieci nie chodzą do szkoły, tylko cały dzień spędzają na podwórkach czy przy dużych supermarketach ; i tak dalej, i tak dalej. Podobno ręce i języki już opadają, od tłumaczenia, jak jest naprawdę. Nie mam powodu im nie wierzyć - bo tak przecież jest, żadna to prawda zakazana : Romowie nie lubią asymilować się z innymi ani posyłać swoich dzieci do szkół, między tych innych.

Słowacy wyjaśnili mi, że w zasadzie machnęliby na to ręką (brakuje im już pomysłów na współpracę z Romami, a zresztą, do tanga trzeba dwojga) gdyby nie rodzące się widmo poważnego problemu. Na razie to problem dopiero raczkujący, ale rodzący pytania i o jakość, i o sens demokracji. Romów w okolicy tegoż miasteczka jest już tak dużo, że w zasadzie bez żadnego wysiłku ich kandydaci mogliby zdobyć mandaty w lokalnych wyborach. Oczywiście pod warunkiem, że większość tamtejszych Romów posiada prawa wyborcze, meldunek i nie jest karana. Biorąc pod uwagę strukturę klanową, Słowacy modlą się do wszystkich Bogów, by nie pojawił się rzutki i obrotny Rom, gotów skonsolidować wszystkie środowiska i przejąć większość, dajmy na to, w radzie miejskiej. Jest to jak najbardziej możliwe, co więcej - jako obywatele Słowaccy Romowie mają pełne prawo korzystać z owoców demokracji. Podczas sondowania tematu i przeglądnięcia programów unijnych, odnoszących się do Romów, moim słowackim gospodarzom po raz kolejny opadły ręce. Dla bywałych już w polityce przedstawicieli romskich najważniejszym jest pielęgnowanie ich kultury, organizowanie festiwali z muzyką cyg...muzyką romską, prezentowanie folkloru i tak dalej i tak dalej. O remontach kanalizacji, dróg, budynków w dzielnicach zamieszkiwanych przez Romów nie ma ani słowa, a dalibóg - sam widziałem - to pierwszy pomysł, jaki nasuwa się człowiekowi przejeżdżającemu tamtędy. Nie ma też żadnego pomysłu ze strony Romskiej na jasne, klarowne postawienie na edukację dzieci - na programy stypendialne, obiady w szkołach, respektowanie obowiązku szkolnego - można odnieść wrażenie, że to akurat zupełnie ich nie interesuje.

Słowacy mają więc problem, który z czasem nie przygaśnie, a wręcz przeciwnie - będzie nabrzmiewał. Ponieważ Unia i lewicowa ("społecznie zaangażowana") prasa zachodnia patrzą im na ręce, żadne twarde działania w stylu wspomnianego Sarkozy'ego nie wchodzą w rachubę. Dojść do porozumienia z Romami też się nie da, bo próbowali bezskutecznie wiele, wiele razy. Romów przybywa i przybywa, aż wreszcie zdołają się policzyć, zebrać w grupę i dojść do władzy. A wtedy - mówili mi o tym na poważnie, bez patosu - będzie to początek końca Słowacji, jaką wszyscy znamy. I doprawdy, nie odnalazłem w nich ani cienia rasizmu czy nienawiści. Owszem, nie lubią Romów, ale nie z powodu koloru skóry - z powodu odmiennych, zamkniętych na innych obyczajów, z powodu siedlisk przestępczości i patologii w ichniejszych dzielnicach, z powodu zbywania wszystkich argumentów Słowaków na zasadzie "nie, bo nie". A te wyjątki, które są - Romowie chcący się asymilować, uczący się, czujący się obywatelami Słowacji - to kropla w morzu, w dodatku kropla znienawidzona przez Romów i nie mająca powrotu do ich środowiska.

Bogu dziękować, w Polsce te problemy nie są aż takie palące. Jasne, w każdym większym mieście można napotkać ulice zamieszkane przez Romów, dzieci grające na akordeonach w tramwajach, osobników o śniadej cerze przechadzających się przy większych sklepach. Mamy też problem Limanowej, gdzie współżycie Polsko-romskie nie przebiega tak idyllicznie i kwieciście, jak chciałaby tego zatroskana o prawa mniejszości "Gazeta Wyborcza", czyniąc Romów z Limanowej bohaterami swoich ckliwych artykułów. Mamy jednak festiwale muzyki romskiej (dawniej nazywane - żeby było weselej, nawet przez Romów - festiwalami cygańskimi), na których dobrze bawią się i Polacy i Romowie, a wszystko transmituje telewizja. Mamy w sobie - wbrew temu co twierdzi Sol Campbell - wiele życzliwości dla przybyszów, jeśli tylko respektują oni prawa gospodarzy. Dajemy przybyszom szansę kształcenia się na Naszych uniwersytetach - dajemy szansę zatrudnienia, jesteśmy otwarci na nowe kultury, mamy masę takiej czystej, słowiańskiej życzliwości dla innych.

Tyle tylko, że jak wspominałem, do tanga trzeba dwojga. Uczmy się na błędach Słowaków i stawiajmy Romom twarde wymagania zawczasu - szanujcie Nasz porządek prawny, posyłajcie dzieci do Naszych szkół, bądźcie takimi samymi Polakami jak my. Dajcie coś z siebie, zamiast krzyczeć potem do wszystkich świętych, jaka to krzywda dzieje się Wam ze strony Państwa Polskiego. Tak wypadałoby to wszystko załatwić - na spokojnie, bez zbędnej nerwowości, bez dawania Zachodowi choćby cienia pretekstu do ukazania po raz kolejny rzekomego "nienawistnego" oblicza Polski. Bo choć Słowacy i Węgrzy to zacne towarzystwo, to jednak My w Polsce jesteśmy już historycznie przeczuleni na punkcie budowania murów między ludźmi żyjącymi na tej samej ziemi.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka