Prószyński i S-ka Prószyński i S-ka
747
BLOG

Anna Politkowska - 5. rocznica śmierci

Prószyński i S-ka Prószyński i S-ka Polityka Obserwuj notkę 9

"W Rosji Kreml wzywa po prostu tych, którzy bez cienia wątpliwości są „swoi”, którzy salutują we właściwym momencie i którzy zapisali się do partii Jedna Rosja, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dziennikarz, który nie jest „swój”, jest dziś wyrzutkiem".

Fragment książki "Tylko prawda":

CZYM ZATEM ZAWINIŁAM?

[Artykuł został znaleziony w komputerze Anny Politkowskiej po jej śmierci i jest adresowany do czytelników zagranicznych].
    
   Kowierny to rosyjski klaun, którego zadaniem w dawnych czasach było rozbawianie widzów, gdy zmieniał się wystrój areny cyrkowej między kolejnymi numerami. Jeśli nie udało mu się ich rozśmieszyć, widzowie gwizdali, a właściciel go wyrzucał.
   Niemal całe obecne pokolenie rosyjskich dziennikarzy i tych resztek mass mediów, które przetrwały do dziś, to swego rodzaju kowierni, cyrkowi klauni, których zadaniem jest zabawianie publiczności, a jeśli rzeczywiście muszą pisać o czymś poważnym, wówczas zadanie ich polega jedynie na opowiedzeniu wszystkim, jak wspaniała jest Piramida Władzy we wszystkich swoich przejawach. Piramida Władzy to coś, co prezydent Putin pracowicie budował przez ostatnie pięć lat. W tej piramidzie każdy urzędnik – od samego szczytu do najniższych stanowisk, cała biurokratyczna hierarchia – wyznaczany jest albo przez Putina osobiście, albo przez wskazanych przez niego oficjeli. Jest to takie urządzenie państwa, które zapewnia, że każdy, kto myślałby niezależnie wobec swoich bezpośrednich przełożonych, jest szybko usuwany ze stanowiska. W Rosji ludzie wyznaczeni w ten sposób nazywani są przez administrację prezydencką Putina, która skutecznie rządzi krajem, „swoimi”. Każdy, kto nie jest swoim, jest wrogiem. Olbrzymia większość pracowników mediów popiera ten podział. Szczegółowo pokazują, jak dobrzy są swoi, i ubolewają nad podłym charakterem wrogów. Do tych ostatnich zaliczają się liberalnie nastawieni politycy, obrońcy praw człowieka i „wrodzy” demokraci, o których na ogół mówi się, że zaprzedali się Zachodowi. Przykładem „swojego” demokraty jest oczywiście sam prezydent Putin. Gazety i telewizja w pierwszej kolejności „demaskują” skwapliwie dotacje, które „wrogowie” uzyskali z Zachodu w zamian za swoje działania.
   Dziennikarze i prezenterzy telewizyjni entuzjastycznie przyjęli swoją nową cyrkową rolę. Walka o prawo do przekazywania bezstronnych informacji, a nie odgrywania roli sług administracji prezydenckiej, to już przeszłość. Atmosfera stagnacji intelektualnej i moralnej panuje w zawodzie, który również i ja uprawiam, a trzeba powiedzieć, że większość moich kolegów dziennikarzy nie jest zbytnio zakłopotana tym regresem od dziennikarstwa do propagandy na rzecz tych, którzy sprawują władzę. Otwarcie przyznają, że informacji o wrogach dostarcza im administracja prezydencka i że mówi się im, o czym mają pisać, a od czego trzymać się z daleka.
   Co stało się z dziennikarzami, którzy nie chcą występować w cyrku? Stali się pariasami. Nie przesadzam.
   Po raz ostatni zostałam wysłana na Kaukaz Północny, żeby pisać depesze z Czeczenii, Inguszetii i Dagestanu, w sierpniu 2006 roku. Chciałam zrobić wywiad z wyższym czeczeńskim urzędnikiem o sukcesie lub niepowodzeniu amnestii dla bojowników, którą ogłosił dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
   Nabazgrałam adres w Groznym – a chodziło o zrujnowany prywatny dom ze zwalonym płotem na skraju miasta – i podsunęłam mu bez dalszych wyjaśnień. Rozmawialiśmy kiedyś w Moskwie o tym, że chciałabym przyjechać i zrobić z nim wywiad. Dzień później przysłał tam kogoś, kto zgodnie z ustalonym szyfrem przekazał: „Kazano mi odpowiedzieć, że wszystko jest w porządku”. Znaczyło to, że urzędnik spotka się ze mną, a dokładniej – że przyjdzie pieszo, z siatką na zakupy, wyglądając tak, jakby wyszedł jedynie kupić bochenek chleba.
   Jego informacje były nieocenione i całkowicie podważały oficjalną prezentację przebiegu amnestii. Opowiadał mi to w pokoju liczącym dwa metry kwadratowe, o maleńkich oknach, w których szczelnie zaciągnięto zasłony. Przed wojną była to szopa, ale kiedy właściwy dom został zbombardowany, właściciele używali jej jako kuchni, sypialni i łazienki zarazem. Pozwolili mi skorzystać z tego pomieszczenia, choć z poważnymi obawami, ale byli to starzy przyjaciele, o których nieszczęściach pisałam kilka lat wcześniej, gdy ich syn został uprowadzony.
   Dlaczego urzędnik i ja uciekliśmy się do takich metod? Czy byliśmy szaleni albo próbowaliśmy wprowadzić trochę podniecenia do naszego życia? Byliśmy od tego jak najdalsi. Otwarte fraternizowanie się gromadzącego informacje dziennikarza o opozycyjnych skłonnościach – takiego jak ja i inni moi koledzy z „Nowej Gaziety” – i „swojego” urzędnika ściągnęłoby na obie strony katastrofę.
   Ten sam wyższy urzędnik przyprowadził później do dawnej szopy bojowników, którzy złożyliby broń, ale nie chcieli brać udziału w oficjalnym cyrkowym przedstawieniu. Przekazali mi wiele interesujących informacji o tym, dlaczego bojownicy nie chcą poddać się reżimowi: byli przekonani, że rząd interesuje tylko PR i że nie można mu ufać.
   „Nikt nie chce się poddać!”. Ekspertom trudno byłoby w to uwierzyć. Od tygodni telewizja rosyjska pokazywała podejrzanie wyglądających osobników, którzy oświadczali, że chcą przyjąć warunki amnestii, że „ufają Ramzanowi”. Ramzan Kadyrow jest czeczeńskim faworytem prezydenta Putina, który wyznaczył go na premiera, beztrosko ignorując fakt, że człowiek ten jest kompletnym idiotą, bez żadnego wykształcenia, pozbawionym rozumu i zauważalnych talentów – poza umiejętnością okaleczania i rabowania.
   W tym niechlubnym celu zgromadzono oddziały dziennikarzy klaunów (ja nie zostałam zaproszona). Zapisali wszystko starannie w swoich notatnikach, porobili fotografie, poskładali swoje depesze i tak powstał całkowicie zniekształcony obraz rzeczywistości. Jest to jednak obraz miły dla tych, którzy ogłosili amnestię.
   Nie musisz do tego przywyknąć, ale naucz się z tym żyć. Właśnie w taki sposób pracowałam wcześniej przez całą drugą wojnę na Kaukazie Północnym. Począwszy od tego, że ukrywałam się przed federalnymi oddziałami rosyjskimi – choć zawsze byłam w stanie skontaktować się potajemnie z pojedynczymi żołnierzami przez zaufanych pośredników, tak żeby nie zdemaskować moich informatorów przed dowódcami. Kiedy powiódł się Putinowski plan czeczenizacji (czyli napuszczania „dobrych” Czeczenów, lojalnych wobec Kremla, żeby zabijali „złych” Czeczenów, którzy stawiali mu opór), zastosowano ten sam podstęp, mówiąc o „dobrych” czeczeńskich urzędnikach. Taka sama sytuacja jest w Moskwie, Kabardyno-Bałkarii czy Inguszetii. Wirus rozprzestrzenił się bardzo szeroko.
   Cyrkowe przedstawienie przynajmniej nie trwało długo, a korzystanie przez reżim z usług dziennikarzy klaunów jest równie trwałe jak pleśń. Oczyszczanie mediów doprowadziło do produkcji kłującego w oczy kłamstwa, reżyserowanego przez urzędników chcących promować „prawdziwy obraz Rosji pod rządami Putina”. Nawet teraz rodzi ono tragedie, z którymi reżim nie potrafi sobie poradzić i które mogą zatopić ten potężny statek. Małe miasteczko Kondopoga w Karelii, przy granicy z Finlandią, było sceną podlanych wódką antykaukaskich zamieszek rasowych, które spowodowały wiele ofiar. Nacjonalistyczne wystąpienia i ataki o podłożu rasowym, autorstwa „patriotów”, są bezpośrednią konsekwencją patologicznych kłamstw reżimu i braku prawdziwego dialogu między władzami państwowymi i Rosjanami. Państwo przymyka oczy na fakt, że większość naszych obywateli żyje w całkowitej nędzy, a realny standard życia poza Moskwą jest o wiele niższy, niż się utrzymuje. Korupcja wewnątrz putinowskiej Piramidy Władzy przekracza szczyty, których sięgała wcześniej, a młodsze pokolenie jest źle wykształcone i bojowo nastawione z powodu swojego ubóstwa.
   Nienawidzę obecnej ideologii, która dzieli ludzi na „swoich”, „nieswoich” i tych „po złej stronie”. Jeśli dziennikarz jest „swój”, spłyną na niego nagrody i zaszczyty, a być może zostanie nawet zaproszony do Dumy. Zaproszony – nie wybrany. Nie mamy już wyborów parlamentarnych w tradycyjnym sensie tego słowa: z kampanią, publikacją programów, debatami. W Rosji Kreml wzywa po prostu tych, którzy bez cienia wątpliwości są „swoi”, którzy salutują we właściwym momencie i którzy zapisali się do partii Jedna Rosja, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
   Dziennikarz, który nie jest „swój”, jest dziś wyrzutkiem. Nigdy nie dążyłam do swojego obecnego statusu pariasa, co sprawia, że czuję się jak delfin wyrzucony przez morze na brzeg. Nie jestem polityczną bojowniczką.
   Nie będę się wdawać w inne „przyjemności”, jakie spotkały mnie na drodze, którą wybrałam: w próby otrucia, aresztowania, nękanie listami i mejlami, telefony z groźbami śmierci. Najważniejsze to dalej wykonywać swoją pracę, opisywać życie, które widzę wokół siebie, przyjmować codziennie gości w redakcji naszej gazety – ludzi, którzy nie mają gdzie pójść ze swoimi problemami, ponieważ Kreml uznaje ich historie za nienadające się do publikacji. Jedynym miejscem, w którym mogą się wypowiedzieć, jest nasza gazeta, „Nowaja Gazieta”.
   Czym zatem zawiniłam? Po prostu zdawałam sprawę z tego, czego byłam świadkiem – pisałam tylko prawdę.
  
   Opublikowane w specjalnym numerze „Sojuza Żurnalistow” 26 października 2006 roku.

 

 

Kolejny fragment zostanie opublikowany w poniedziałek 10.10.2011.

Informacje o książce:

http://www.proszynski.pl/Tylko_prawda__Artykuly_i_reportaze-p-30866-.html

 

Prószyński i S-ka to marka jednego z największych wydawnictw książkowych w Polsce. Firma istnieje od 1990 roku. W 2008 roku wydawanie książek sygnowanych logo Prószyński i S-ka przejęła spółka Prószyński Media. Profil wydawnictwa obejmuje literaturę polską i światową, zarówno klasykę, jak i prozę współczesną, literaturę faktu i biografie, książki popularnonaukowe (m.in. seria „Na ścieżkach nauki”). Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazały się m.in. dzieła zebrane Pawła Jasienicy i Melchiora Wańkowicza (ostatnio wznowiona została słynna „Karafka La Fontaine`a”, nazywana biblią dziennikarstwa), książki Jadwigi Staniszkis, Grzegorza W. Kołodki, Laurence’a Reesa, Guy Sormana, wywiady-rzeki m.in. ze Zbigniewem Religą (autorstwa Jana Osieckiego), książki Andrzeja Paczkowskiego „Trzy twarze Józefa Światły” i „Wojna polsko-jaruzelska”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka