Roman Kowalczyk Roman Kowalczyk
5425
BLOG

Mateusz Morawiecki jest przede wszystkim polskim państwowcem

Roman Kowalczyk Roman Kowalczyk Polityka Obserwuj notkę 155

Perspektywa objęcia ministerialnego stanowiska w rządzie Beaty Szydło przez Mateusza Morawieckiego, prezesa Banku Zachodniego WBK, wzbudza kontrowersje na prawicy. Kaliber zarzutów, formułowanych pod jego adresem przez niektórych publicystów na łamach tak poważnych, jak portal wpolityce.pl, jest zdumiewający. Tym bardziej, że wiele tych zarzutów robi wrażenie wydumanych. Duża ich część jest nie tylko nieścisła, ale stanowi krzywdzące konfabulacje. Nieprzychylne wypowiedzi pomijają też fakty naprawdę bardzo dużego znaczenia, których pomijać nie wolno, jeśli zachować się chce elementarną uczciwość.

Zacząć trzeba od tego, że wrzucanie Mateusza Morawieckiego do jednego worka z członkami establishmentu III RP dowodzi nieznajomości jego biografii. Jego kariera jest bowiem dokładnym zaprzeczeniem niemal wszystkich karier, jakie na szczytach gospodarki mogliśmy oglądać w ostatnich dziesięcioleciach.

Nie wiem, czy komuś z jego rówieśników lata szkolne biegły w porównywalny sposób. Miał trzynaście lat, kiedy jego ojciec Kornel Morawiecki, twórca „Solidarności Walczącej”, stawał się najzacieklej ściganym człowiekiem w Polsce. Nieustanna inwigilacja, mieszkanie permanentnie przewracane przez esbecję do góry nogami, areszty, przesłuchania, groźby, porwania, wywożenie do lasu… takie było życie tego wówczas nastolatka. Żeby zdać maturę musiał się ukryć w szpitalu i stamtąd przemykać opłotkami na egzaminy. Bo znów po niego przychodzili. Tym razem by uniemożliwić uzyskanie świadectwa dojrzałości. Studia wybrał historyczne, bo spodziewał się, że komunistyczny reżim trwać jeszcze może dziesięciolecia. A kompromisów z nim nie chciał zawierać żadnych, więc planował zawód nauczyciela historii. W czasie studiów w drugiej połowie lat 80-tych angażował się w działalność konspiracyjną, organizował strajki studenckie na Uniwersytecie Wrocławskim. Nawet rok 1989 akurat dla niego nie był specjalnym przełomem. Jego nazwisko kojarzyło się z tym, kto najdobitniej i najgłośniej sprzeciwiał się ugodzie zawartej z komunistami. I to naprawdę zamykało przed nim wiele drzwi. W latach, które dla niegdysiejszych opozycjonistów były trampolinami do pieniędzy i stanowisk, przed takimi, jak Mateusz Morawiecki wyrastały nowego rodzaju przeszkody. Kończąc studia historyczne tworzył swoją firmę i wydawał gazetę. Ich los był jednak krótki. Pojawiła się wtedy jednak możliwość studiowania na Zachodzie - w Niemczech, a potem w Szwajcarii. I nie zostało mu to załatwione na takiej zasadzie, na jakiej dzisiejsi liderzy postkomunistycznej lewicy, zostawali kiedyś, za pieniądze z budżetu Ministerstwa Nauki, absolwentami Sorbony, Oxfordu czy Harwardu. M. Morawiecki zarabiał w Niemczech pracując fizycznie, a konkursy stypendialne Uniwersytetu w Bazylei wygrywał, bo był naprawdę najlepszy. Większość lat dziewięćdziesiątych upłynęła mu właśnie na zagranicznych studiach, potem pracy w zachodnich bankach i na zachodnich uczelniach. Do Polski wrócił jako fachowiec o niespotykanych wówczas w naszym kraju kompetencjach. Bankowość - była wtedy opanowana przez nomenklaturę, ale wraz z przejmowaniem jej przez obcy kapitał nowi właściciele brali pod uwagę rzeczywiste kwalifikacje, a nie staż w służbach PRL-u. Stąd konkurs na prezesa Banku Zachodniego WBK, w którym ¾ udziałów mieli Irlandczycy, wygrał najlepszy. Bo Irlandczycy - po prostu chcieli najlepszego.

Jeśli rzetelnie przyjrzeć się temu, jak zachowywał się M. Morawiecki jako prezes banku, rzuci nam się cały szereg faktów, które bardzo go wyróżniają. Faktów niepowtarzalnych. Krótko po tym, jak został prezesem, zaczął się kryzys zagrażający całemu sektorowi finansowemu. Wszystkie banki masowo zwalniały ludzi. Morawiecki, jako jedyny prezes banku w Polsce, oszczędności zaczął od siebie. Jako jedyny sam radykalnie zmniejszył własne wynagrodzenie. I tak pozostało do dzisiaj, bo jako prezes trzeciego największego banku w Polsce ma pensję prawdopodobnie jedną z trzech, „na jego półce”, najmniejszych. W sprawie utrzymania miejsc pracy - doszedł do nadzwyczajnego porozumienia z pracownikami. W skrócie umowa była taka: przez rok nikt nie dostanie podwyżki ani premii, a każdy zostaje zobowiązany do wzięcia ośmiu dni bezpłatnego urlopu. W zamian za to - nikt nie zostanie zwolniony. Umowę dotrzymały obydwie strony. Najtrudniejszy czas załoga Banku Zachodniego WBK przetrwała w całości. Czegoś podobnego nie zrobił wtedy nikt.

Stosunek M. Morawieckiego do obcego kapitału w Polce poznać można było z wielu jego wypowiedzi. Wielokrotnie np. stwierdzał, że po 25 latach od początku gospodarczej transformacji na pewno nie powinien on już należeć do pierwszoplanowych czynników rozwojowych, że „na tym paliwie dalej Polska jechać nie może”. Wiadomo też, że współpracował z ś. p. Aleksandrą Natalii - Świat. W prowadzonym przez nią think tanku wygłaszał wykłady, uczestniczył w dyskusjach. Wiadomo, że celem tej nieodżałowanej pamięci posłanki PiS, poległej w katastrofie pod Smoleńskiem, była repolonizacja polskiego sektora bankowego. Wiadomo, że w 2007 roku plan odkupienia pierwszego z banków w dużej mierze był już gotowy. Wiadomo o tym mało, ale tego, kto mógł być partnerem wrocławskiej posłanki w realizacji tego planu można się chyba domyślać. Wtedy jednak PiS stracił władzę. Dziś - ją odzyskał…

Mateusz Morawiecki to nie jest ktoś obrażający się na rzeczywistość. On należy do tych, którzy mają żelazną wolę, by rzeczywistość zmieniać. A tym, na co ma wpływ a co na zmiany nie jest podatne, zawsze kieruje w sposób taki, by w jak największym stopniu służyło to jego ojczyźnie. Bo Morawiecki to jednoznaczny polski patriota i jednoznaczny polski państwowiec. Interes Polski, rozwój polskiej gospodarki, siła polskiego państwa - to dla niego cele absolutnie nadrzędne. Kieruje bankiem, w którym większość ma kapitał obcy, ale nawet jeśli ten bank jest polski tylko w mniejszej części - choćby w tej części stanowi on jednak fragment polskiej gospodarki, nadal jest miejscem zarobkowania i osobistego rozwoju kilkunastu tysięcy Polaków. I polskiej gospodarce służy usługami, których celem jest generowanie rozwoju. Rozwoju nie tylko większościowych właścicieli i ich kraju, ale też właścicieli mniejszościowych i kraju, w którym ten bank działa. To nie M. Morawiecki sprawił, że ten bank jest akurat hiszpański, ale nie ma wątpliwości, że dokonując tak dynamicznego rozwoju, jaki ten bank pod jego zarządem przeżywa, jednoznacznie przyświeca mu jeden cel - interes Polski. I nie M. Morawiecki jest przecież przyczyną tego, że w tym wypadku interes Polski jest współbieżny z interesem hiszpańskich właścicieli. Nie on oddał ten bank w ich ręce. Jeden z krytyków dzisiejszego prezesa Banku Zachodniego WBK napisał o rebrandingu – zamianie nazwy polskiej na hiszpańską. Tylko gdzie tu jest związek z faktami? Hiszpanie większościowy pakiet mają już piąty rok a nazwa przecież ciągle jest taka sama: Bank Zachodni WBK. Jest to zresztą jedyny taki przypadek wśród wszystkich banków, w których większościowy udział ma Santander.

O tym, jaki stosunek do własnej ojczyzny ma człowiek, kierujący bankiem polskim dziś w mniejszej tylko części, są niezliczone patriotyczne mecenaty. Filmy, książki, pomniki, wystawy, rekonstrukcje historyczne, fundacje, które bez zasilenia pieniędzmi z banku zarządzanego przez Mateusza Morawieckiego w ogóle by nie powstały. Stawiam skrzynkę dobrego polskiego piwa temu, kto pokaże mi działającą w Polsce firmę, która tak hojnie wsparła równie wielka ilość patriotycznych polskich inicjatyw. Włącznie z tymi firmami, które mają wyłącznie polski kapitał.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka