W koszu na śmieci (?) polskiego konsulatu we Lwowie wybuchł granat ręczny. Władze obu krajów odniosły się do incydentu z rutynową, lekceważącą obojętnością.
Ofiar w ludziach na szczęscie nie było, ale wykonawca zamachu chyba nie planował zadania strat. Jeżeli natomiast usiłował udowodnić, że tereny położone między Odrą a Donem stanowią obecnie rzecz niczyją, udało mu się to łatwo i małym kosztem.
W czasach przed narodzinami mikrobiologii i immunologii, kiedy nic nie broniło ludzi przed zagrożeniem ze strony zakaźnych chorób, ryzyko zmuszało do podejmowania drastycznych terapii. Jedną z nich była wariolizacja: celowe zakażanie organizmu wirusem czarnej ospy. Chodziło o to, by zarażony w wybranych, optymalnych warunkach, niewielką ilością osłabionego materiału zakaźnego człowiek przeżył atak choroby w łagodnej postaci, a ten sposób nabrał odporności na czas masowej epidemii, która - wiedziano na pewno - prędzej czy później nadejdzie.
Może lepiej dla nas, żeby na górskich przejściach granicznych pojawili się muzułmanie. Bo nic nie robi lepiej społecznej aktywności Polaków, jak samoorganizacja lokalnych społeczności, wywołana nagłym kryzysem. Bo muzułmanie przyjdą i tak, od strony Niemiec, uzbrojeni w paragrafy o ilości srodków pieniężnych i wyposażenia na głowę, które będziemy musieli z własnych kieszeni wyłożyć.
A czas na aktywność i samoorganizację jest w obecnej chwili bezcenny.
Res nullius cedit primo occupanti.