coryllus coryllus
7184
BLOG

Może to taki plan?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 124

 Nie wiem czy pamiętacie taką piosenkę Jacka Kelyffa (chyba), w której powtarzał się refren: to się nazywa, rozumiesz pan, amerykański plan. Chodziło o to, że jeden komuch drugiemu objaśnia na czym polega perfidia kadrowania obrazu w tak zwanym planie amerykańskim. Pokazują facetów do połowy, z kawałkiem nóg, żeby nie było widać, jakie mają nędzne buty. Chodzi w tym amerykańskim planie o to, żeby ukryć nędzę. Piosenka ma kilka zwrotek, a kończy się pointą następującą: ten opowiadający widzi, że nagle w ten sam sposób zaczynają pokazywać spikerów w telewizji polskiej. No i doznaje olśnienia i mówi – może to taki plan?

Tekst ten przypomniał mi się wczoraj, kiedy w salonie zaczęły pojawiać się informacje o agenturalności prof. Kieżuna. Ja nie miałem serca ani głowy do tego, by słuchać profesora Kieżuna i nawet się zdziwiłem, że on się tak nagle pojawił nie wiadomo skąd i został tym ekspertem od Powstania i właściwie wszystkiego. Nawet mi się nie chciało śledzić jego życiowych perypetii i kariery. Pomyślałem, że jest to kolejna postać która ma dodać nieco patyny i dostojności tej całej prawicowo-patriotycznej gówniarzerii z Zychowiczem na czele. No, ale chyba się myliłem. A przyszła mi owa myśl do głowy kiedy spojrzałem na cały ruch medialno-patriotyczny z pewnego oddalenia, kiedy zacząłem szukać jego początku, kiedy to myśli i serca rozbudziły się i zaczęły bić mocniej. Nie wiem czy dobrze myślę, ale wszystko ruszyło w momencie gdy nakręcony został film „Plusy dodatnie, plusy ujemne”. Dziś nawet Ziemkiewicz ma felieton telewizyjny pod takim tytułem. Film ten trafił od razu na półkę, ale był, o ile dobrze pamiętam emitowany w telewizji. No i potem się zaczęło. Uzyskaliśmy wreszcie potwierdzenie agenturalności Wałęsy i blogosfera zahuczała. Później Paweł Zyzak napisał swoją książkę, i było jeszcze lepiej, potem zaczęły się doniesienia o agenturalności Rajmunda Kaczyńskiego i przypominanie, że Lech Kaczyński coś tam napisał o Leninie w pracy doktorskiej. No, a dziś mamy tego Kieżuna. Starca na wózku, któremu jak najbardziej nasi, czyści i święci patriotyczni publicyści wyciągają jakieś brudy. O ile wymienione wcześniej publikacje i widowiska miały, w mojej ocenie swoją pozytywną funkcję, chodziło wszak o demaskację kreacji poważnej, samego Lecha Wałęsy, o tyle w tym przypadku ma jedynie owo pytanie: może to taki plan? Jak myślicie? Może mamy po prostu do czynienia z drugą częścią planu? Dzisiaj wy, juto my?

Profesor Kieżun jest medialną kreacją stosunkowo świeżej daty, nawet jeśli istniał gdzieś wcześniej w jakichś przekaziorach, to prawdziwym guru został niedawno. Zastanowić się więc wypada, czy nie mamy do czynienia z jakąś hodowlą autorytetów przeznaczonych na rzeź. Bo czymś się przecież ten patriotycznie krokodyle z płytkiego bajora karmić muszą, prawda? Żadna głębsza treść nie może tam być opublikowana, bo przeszkadzają albo wątki żydowskie, albo jakieś inne. O Kościele za dużo być też nie może, a żyć i jeść trzeba. Idziemy więc w demaskatorską komerchę i najpierw tuczymy jakiegoś biedaka, pokazujmy go w mediach, publikujemy jego analizy i wspomnienia, a następnie najspokojniej w świecie wyciągamy mu kwity, które gdzieś tam kiedyś podpisał w roku pańskim 1971 kiedy jechał za granicę. Super. Ktoś powie, że zwariowałem, bo agentów trzeba demaskować, już Józef Piłsudski powiedział – w czasach kryzysu strzeżcie się agentów. Ja się z tym zgadzam, agentów trzeba demaskować, ale nikt nigdzie nie napisał, że muszą to czynić inni agenci. Mam więc taki postulat, najlepiej byłoby gdyby składy patriotycznych redakcji, zaczęły drukować od przyszłego tygodnia biogramy swoich rodziców i dziadków, wraz ze znajdującymi się w IPN kwitami na ich temat. Proponuję, by zacząć od GP, bo wszak to redaktor Tomasz Sakiewicz pierwszy zdemaskował donosiciela w purpurze Stanisława Wielgusa. Myślę, że takie posunięcie korzystnie wpłynie na sprzedaż. Bo ileż w końcu osób wie, kto to jest Kieżun? A Sakiewicza, Lisickiego, Ziemkiewicza, Zychowicza i Cenckiewicza znają wszyscy. No więc nie ma się czego wstydzić, chodzi wszak o rzecz nie tylko szlachetną ale także praktyczną. Publikacje takie przyczynią się do oczyszczenia atmosfery w środowisku, bo o to przecież chodzi, o czystość, a także poprawią wyniki finansowe upadających pism. Zróbcie tak panowie jak najszybciej, a blogosfera będzie Wam wdzięczna.

Profesor Kieżun powiedział wczoraj, że kiedy mu te kwity przynieśli chciał się zastrzelić. Ja sobie, przyznam, nie wyobrażam takiej sytuacji, że człowiek, którego pokazują prawicowe media wszystkie jak jedno, jest nagle odwiedzany w domu, przez jakiegoś dziennikarza, który z uśmiechem na ustach przynosi mu jakieś papiery. I ten staruszek jeszcze chce się zastrzelić? Ja bym tę kurwę przebił pogrzebaczem i martwą wrzucił do szamba. Nikt by się nie pokapował. A nawet jakby to ileż bym miał reklamy na stare lata, ho, ho, tak, tak, jak mawiał dziadek Britty i Anny w powieści „Dzieci z Bullerbyn”.

Ja już kilkakrotnie pisałem, że demaskacja, poprzez sposób w jaki się ją wykonuje i atmosferę jaka jej towarzyszy, jest całkowicie bez znaczenia. Jest unieważniona z zasady. Teraz zaś sytuacja zmieniła się na tyle, że nowe demaskacje zaczynają unieważniać te dawniejsze. Jeszcze dwa takie występy jak ten z Kieżunem i Grzegorz Braun będzie mógł rozpocząć reżyserowanie serii filmów o zdrowym żywieniu, ale jak powiadam to może być plan. Nie przejmujmy się więc tym za mocno, bo cóż nas to może obchodzić.

Ponoć w Telewizji Republika występował sam redaktor Zychowicz i chwalił książki Sławomira Kopra, że dobre i sensacyjne. Uważam to za znak czasów. Wkrótce „nasi” będą zmuszeni do przekazania patriotyczno-prawicowych targetów ludziom Solorza i Waltera, bo okazuje się, jak to już nie raz pisaliśmy, że jeśli gdzieś jeszcze są prawdziwe emocje i apetyty na prawdziwe, nie plastikowe treści, to właśnie tu. No i oni się w tym już połapali. Teraz wszyscy nasi zostaną, starym dobrym zwyczajem, doproszeni do wspólnego stołu, by wziąć udział w uczcie zwycięstwa i pojednania, a potem się ich wytruje, albo zadźga pogrzebaczami. Ich emocjonalne, bo nie intelektualne przecież, aktywa przejmą Kuźniary i ich następcy, a jak ktoś z naszych będzie bardzo grzeczny i ocaleje, to zrobią go prowadzącym reaktywowanego teleranka. Może, któryś dostanie szanse i będzie mógł występować w przebraniu Indianina o imieniu Sath-Okh, kto wie, kto wie.....W każdym razie przewiduję niespodzianki.

 

Skończyłem wczoraj książkę czeską. Tom pierwszy rzecz jasna. Teraz tylko naniesiemy poprawki, zrobimy indeks i do drukarni. Niebawem będzie dostępna, jeszcze tylko parę tygodni. Napisałem trzydzieści rozdziałów, ale było bardzo ciężko. Trwał remont, coś mi się stało w bark i muszę iść na rehabilitację, rozchorowałem się jeszcze na koniec, no i w trakcie pisania robiliśmy przecież ten komiks, który jest już na ukończeniu. Wygląda na to, że z Bożą pomocą dobrnęliśmy do finału. Trzeba się teraz brać za dalsze prace.

 

Rozpoczęliśmy już sprzedaż wydanego przez IPN komiksu pod tytułem „Wrzesień pułkownika Maczka”. Komiks ten jest pierwszym albumem zawierającym płytę z muzyką autora rysunków Tomasza Bereźnickiego. Uważam, że wobec tej budżetowej nędzy jako mamy to właśnie jest dobra droga. Dystrybucja tego komiksu jest z mojej strony czymś w rodzaju rozpoznania walką. Za miesiąc bowiem debiutujemy z własnym wydawnictwem komiksowym. Na targach w Krakowie sprzedawać będziemy album „Święte królestwo”, który opowiada o upadku Węgier w XVI wieku, o Jakubie Fuggerze, królu Ludwiku II z dynastii Jagiellońskiej, o braciach Hohenzollern i innych znanych Wam motywach z II tomu Baśni jak niedźwiedź. Zrobiliśmy ten komiks ponieważ nie mamy budżetu na film o tych czasach. Komorowski nie da nam za to medalu, bo on nic nie zrozumie z tego komiksu, podobnie jak ci wszyscy „nasi” i nie nasi, poruszający się na poziomie Hansa Klossa i komiksów o Wojewódzkim. I to jest uważam szalenie ważne, żeby nie konkurować z nimi w tych obszarach, które oni uznają za najłatwiejsze i najbardziej zyskowne. Jestem głęboko przekonany, że przyszłość polskiego komiksu to ciężkie, wysokiej jakości albumy, w miarę możliwości z muzyką, pełne autorskich pomysłów, odchodzące od standardowej narracji z dymkami i podziałem na kadry. W tym kierunku będziemy dążyć. Mam nadzieję, że na początku października Tomek Bereźnicki pokaże trailer tego albumu i że ten trailer wyrwie wszystkich z butów.

Na razie Maczek, nowy numer Szkoły nawigatorów gdzie znajduje się fantastyczny tekst Joli Gancarz pod tytułem „Jak powstał Paradis Iudaeorum”, oraz książka Tomasza Antoniego Żaka pod tytułem „Dom za żelazną kurtyną”. Książka, która została nominowana do nagrody im. Józefa Mackiewicza. Autor jest reżyserem teatralnym, menedżerem i dyrektorem teatru „Nie teraz”. W nowym numerze Szkoły zamieściliśmy obszerny wywiad z nim na temat kondycji współczesnego teatru. Człowiek ten w pełni rozumie i realizuje postulaty, które my tutaj podnosimy codziennie. Wystawia sztuki o żołnierzach wyklętych, o księżach ratujących Żydów podczas wojny i o Wołyniu. Zrobił nawet antyfeministyczne przedstawienie na podstawie tekstów Sylwii Plath. „Dom za żelazną kurtyną” to rzecz o Kresach, w Szkole Nawigatorów, prócz wywiadu z autorem znajduje się także fragment książki. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. No, a teraz jeszcze trailer komiksu o Stanisławie Maczku. 


 

https://www.youtube.com/watch?v=n7VWomFZaz8

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka