Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
921
BLOG

Niepoważne osoby

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 55

       Gdybyś nie wiem jak szlifował brukowiec, brylantu z niego nie zrobisz. Zasada ta nie dotyczy jednak minerałów, bo to każdy wie, a głównie w Amsterdamie i Antwerpii. Za to odnosi się do ludzi, przypominając w chwilach nadziei połączonej niekiedy z chciejstwem, jak daleko od rzeczywistości bywamy planami, a czasem i ambicjami odnoszącymi się zarówno do siebie, jak i do innych osób.

         I tak to właśnie jest - żaba nie zamieni się w księcia, koślawa brzydula nie przepoczwarzy się w piękność, matoł nie wyrośnie na mędrca, urodzony przeciętniak nie nabierze cech znakomitości, Sikorski czy Schetyna nie przedzierzgną się w szefów dyplomacji, natomiast Kidawa-Błońska nigdy nie będzie z wyglądu Sophią Loren, choćby wszyscy upewniali ją w zadziwiającym podobieństwie do najwiekszej damy włoskiego kina. Po prostu nie i już, co najlepiej wyraził kiedyś Wyspiański, pisząc: Ptok ptakowi nie jednaki/ człek człekowi nie dorówna…

         Wspominam o tym, mając właśnie na uwadze nowego szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który na pewno wiele się nauczył i mnóstwo rzeczy potrafi. Ba, może nawet osiągnął perfekcję w wiązaniu krawatów, w jedzeniu nożem i widelcem albo w konsumowaniu bez w relacji talerzyk, łapa, pyszczydło. Cóż, ustalmy, iż pewne umiejętności są do nabycia nawet wsród przeciętniaków. Natomiast gdyby nie wiem jak się wytężał, do stanowiska szefa dyplomacji niegdy nie dorośnie. I nie trzeba go znać, wystarczy spojrzeć i posłuchać, żeby czuć i wiedzieć.

         Do ministrów spraw zagranicznych nasza III RP nie ma jakoś szczęścia. Wśród nich było aż pięciu współpracowników bezpieki i wywiadu wojskowego z czasów bolszewii, jeden profesor-megaloman z wykształceniem średnim i jeden alkoholik. Ostatnio, przez siedem lat ministerstwem szefował ze szkodą dla Polski nawet oksfordczyk, tyle że taki z umysłem wolnym od miary odpowiedzialności nałożonej na niego przez piastowane stanowisko i daleki od zrozumienia pojęcia polskiej racji stanuAż wreszcie obecnie sprawami zagranicznymi kieruje człowiek o kwalifikacjach bliższych bardziej regionalnemu działaczowi partyjnemu, niż rasowemu dyplomacie.

          Nieszczęśliwa wypowiedź Schetyny o Ukraińcach wyzwalających obóz w Oświęcimiu dowodzi, iż gościa nie można na chwilę pozostawić sam na sam z mediami, nie wspominając już nic o wpuszczeniu go na dyplomatyczne salony. A dlatego nie, że nie wiadomo jakiego bałaganu tam narobi. Jego mózg po prostu nie obejmuje tego, co wolno powiedzieć, a czego nie, lub jak się zachować. Podobnie jak jego poprzednikowi nic nie podszeptywało do ucha, że nie opowiada się rasistowskich dowcipów, zwłaszcza na temat głowy sojuszniczego mocarstwa, nie zdradza portalom internetowym informacji z tajnej dyplomatycznej kuchni, i że kurwa to kurwa, znaczy przekleństwo, a przecinek to przecinek, więc nie traktuje się ich wymiennie. I gdyby obaj nieudacznicy tylko sobie szkodzili, pal ich sześć. Ale jako oficjele szkodzą reprezentowanemu państwu, czyli szkodzą nam, Polakom. Nie ma przy tym znaczenia, jak bardzo nie lubimy Rosjan, bo na obrażaniu ich niezrozumieniem faktów historycznych, i to przez historyka z wykształcenia dokonującego nieuzasadnionej rewizji dziejów, odbieramy sobie argument w sporze dotyczącym prawdy o naszych wspólnych relacjach, które jak do tej pory Moskwa postrzegała i nagłaśniała dość niekonwencjonalnie.

         Ale czy tylko Grzegorz Schetyna popisał się głupotą? Otóż zupełnie niezauważona w mediach przeszła wypowiedź innego tuza polskiej polityki, Ryszarda Czarneckiego. Ten, wystepując w TVN 24, w trakcie duskusji o wypowiedzi Andrzeja Dudy na temat pomocy Ukraińcom zdecydowanie zaprzeczył, jakoby kandydat na prezydenta i cały PiS optowali za wysyłaniem polskich żołnierzy w rejon prowadzonych na wschodzie działań. Natomiast zastrzegł, że, tu cytuję: ,,Tam powinna być polska broń, bo polska broń to zwiększenie zatrudnienia w fabrykach polskiej zbrojeniówki, a chodzi o to, żeby walczyć z bezrobociem.”

         Czarnecki, podobnie jak Schetyna, urodził się w roku 1963 i ukończył ten sam Wydział Filozoficzno-Historyczny Uniwersytetu Wrocławskiego, co jego rówieśnik. Nie wiem więc, gdzie szukać przyczyny skretynienia obu politłuków - we Wrocławiu, w murach tamtejszej uczelni czy w pokoleniu początku lat 60-tych, które z przyczyn niewyjaśnionych stało się być może jakieś felerne, cholera wie? Faktem jest, że dawno nie byłem świadkiem podobnie nieszczęśliwej wypowiedzi, tym bardziej że Czarnecki jest europosłem i członkiem komitetu politycznego największej opozycyjnej partii, a zatem kimś, kto może mieć wpływ na losy kraju. I to, wziąwszy pod uwagę walory intelektualne pomienionego, nakazuje raz jeszcze głęboko zastanowić się nad wyborczymi preferencjami.

         A co otwartym kodem powiedział nasz drogi ,,brukselczyk”? Ano tyle, iż na tragedii sąsiadów można nieźle zarobić, co z kolei sugeruje, że im dłużej będzie trwać ta wojna, i im więcej ofiar pociągnie, tym lepiej dla nas, bo przecież w tym czasie będziemy spokojnie przeliczać obcą krew na złote polskie.

         Pewne opinie, szczególnie wynikające z pragmatyzmu politycznego czy ekonomicznego, są tak brutalnie oczywiste, że publicznie nie wypada o nich mówić. Tym bardziej że wypowiedzi polityków sa przecież śledzone przez służby dyplomatyczne obcych państw, których raporty wędrują do ich stolic i tam poddawane są analizie. Mam więc tylko nadzieję, iż Ukraińcy zbagatelizują całą sprawę choćby z uwagi na fakt, że Czarnecki to przecież gość, który wszedł do polityki, by zostać prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej lub zdobyć inna synekurę. No i zdobył. Ot, taka nie do końca poważna osoba.

Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka