Potworniusz Potworniusz
656
BLOG

Blamaż generałów - 20.07.1944

Potworniusz Potworniusz Polityka Obserwuj notkę 6

Od rana mnie naszły rozmyślania o Europie i świecie lat 30. XX wieku i zdecydowałem się o tym napisać. Ale trochę było nie w formie pisac bez okazji. I oświeciło mnie: 20 lipca 1944 - Staffenberg! Toteż piszę, że nic lepiej nie obrazuje upadku armii niemieckiej jak próba zabójstwa wodza naczelnego za pomocą wysokiej rangi oficera. Toż szeregowy czy kapral byliby lepsi. Ale Treskow czy Stauffenberg nie znali takich szeregowców -  w końcu byli elitą. Toteż wykończyli do bólu ethos Wehrmachtu. Zasada prosta dopóki zwykły żołnierz wierzy, że oficer dowodzący go przewyższa o niebo, jest zdolny do rzeczy nadludzkich. Taki kapral, a nawet porucznik musi umieć wszystko. Generał to twór z nieco innego kosmosu, przynajmniej dla prostego żołnierza.

Ale do rzeczy. Dlaczego arystokraci w mundurah po Stalingradzie obrazili sie na Hitlera - to jeszcze rozumiem, ale dlaczego chcieli go tak spektakularnie zabić - mniej. A jeszcze mniej rozumiem dlaczego akurat Hitlera, a nie Bormanna, który faktycznie trzymał wszystkie nici. Dlaczego nie Speera, bez którego talentów trzeba by było ogłosić bankructwo gospodarki wojennej. Wtedy nawet najbliższe otoczenie kanclerza musiałoby rozwiązać problem.

Powiem wprost. Hitler nie został wyeliminowany tylko dlatego, że nie było poważnej grupy interesów w Niemczech zainteresowanej jego usunięciem. Wielkie koncerny zyskiwały na pracy niewolniczej, a zyski potrafiły lokować daleko od Niemiec. I to korzystnie. A jeśli ktoś czytał korespondencję pomiędzy IG Farben a komendanturą KL Auschwitz-Birkenau, to wie jak twarde były negocjacje o obniżenie opłat za eksploatacje "jednostki obozowej"...

Hitler był prostym gangsterem, który miał do dyspozycji najlepszy potencjał gospodarczy i intelektualny Europy - w istocie o tym nie wiedząc. I ten nader ograniczony człowiek potrafił podejmować z punktu widzenia interesów Niemiec niezwykle trafne decyzje. Remilitaryzacja Nadrenii to było mistrzowskie posunięcie. Tylko dzięki bierności Aliantów stało się niebywałym sukcesem. Rozpoczęło się prosperity z prawdziwego zdarzenia. I nawet wszechogarniająca korupcja partyjnych watażków (z synekurami dla ich rodzin), nie odegrała aż tak znaczącej roli jak np. w III RP. A kiedy zaczęły się prawdziwe problemy Hitler powołał Speera, który potrafił w przekształcić w jednolity organizm dwa odrębne mechanizmy, czyli system pracy niewolniczej i system pracy najemnej. Tylko za to pierwsze winien podzielić los Göringa czy Himmlera. Widać tylko rewolucje w dobie kapitalizmu wieszają "białe kołnierzyki"...

Ciekawe, że historiografia szeroko rozpisuje sie na temat sław, które opuściły Niemcy po dojściu NSDAP do władzy, a z rzadka zajmują sie tymi, którzy zostali. Ci byli o wiele ważniejsi. Owszem zabrakło wielu sław ze środowiska artystycznego, ale znalazły się nowe postacie bardziej sprzyjające władzom i ich linii politycznej (ciekawe, że w placet na funkcjonowanie w obiegu publicznym mają ci, którzy sprzyjają ugrupowaniom liberalnym - reszta wegetuje na peryferiach...). Jednak to nie artyści decydują o pozycji państwa, tylko jego elity intelektualne i gospodarcze. Niemcy świetnie mogły sobie poradzić bez Einsteina, mając elitę fizyków światowych, starczy wspomnieć Heisenberga i jego zespół.

O elicie gospodarczej też warto wspomnieć. Czy ktoś dzisiaj kojarzy, że AGFA albo BASF (kto nie kupował tych kaset magnetofonowych w latach 80. XX wieku?) - to w istocie IG Farben, które zasłynęło produkcją Cyklonu B? A przecież większość potentatów tamtych czasów nadal świetnie prosperuje i nie musiało zmieniać nazwy... Siemens (współproducent V! i V2, korzystał z pracy niewolniczej więźniów z Auschwitz i Gross Rosen), Krupp AG (za sponsoring NSDAP szef koncernu Alfred Krupp został gruppenführerem SS, jeden z największych donatariuszy pracy niewolniczej; wspomniany wyżej A. Krupp został skazany za zbrodnie wojenne na więzienie i przepadek mienia, po wypuszczeniu został ponownie prezesem konsorcjum), Thyssen (Fritz Thyssen w nie mniejszym stopniu niż Koncern Kruppa przyczynił się do sukcesu NSDAP; firma szeroko korzystała z pracy niewolniczej; sam Thyssen był współtwórcą Banku Korporacyjnego w Nowym Jorku, gdzie członkami zarządu byli niemieccy naziści, a także Prescott Bush - dziadek i pradziadek gospodarzy Białego Domu)... Dzisiaj ThyssenKrupp jest jednym z największych na świecie producentów stali....

Po co to wszystko piszę? Ponieważ gdyby nie ci ludzie Hitler nigdy by nie doszedł do władzy, a przede wszystkim by jej nie utrzymał. To elity finansowe Niemiec postawiły na NSDAP, to one pozbyły się konkurencji wewnętrznej prowadzonej przez niemieckich Żydów, i to one były beneficjentami nieludzkiej polityki ówczesnych Niemiec. I jeśli Thyssen we wspomnieniach pisze - "Kupiłem Hitlera", to nie wspomina, że jego środowisko miało środki by tegoż usunąć. Nie mieli po prostu interesu. I nawet późniejsze ciężkie doświadczenia F. Thyssena nie zmienią tego faktu. Koncernem kierował inny członek rodu, a Krupp miał niemal nieograniczoną władzę w gospodarce, a co za tym idzie niebotyczne środki finansowe.

Może to kogoś zdziwić, lecz gdyby nie Martin Bormann, Hitler byłby jednym z najbiedniejszych urzędników państwowych w kraju. A dla chłopaków z Siemensa, Krupa czy Thyssena zwyczajnym żebrakiem. I jak powiadam. Wbrew pozorom to oni mogliby wykończyć Hitlera.

Paradoksalnie armia, choć była bliżej i miała większy dostęp do broni i do samego Hitlera, nie miała mocy sprawczej. I się zupełnie pogubiła.  Byli w pułapce strachu - jeden nie wierzył drugiemu, gra ambicji i oderwanie od rzeczywistości społecznej. Rommel popełnia samobójstwo, choć dobrze wie, że Hitler nie może wytoczyć mu procesu. Jak łatwo zaszantażować Marszałka, legendy wojsk polowych...

Więc wracam do punktu wyjścia. 20 lipca był blamażem generałów. Za taką fuszerkę odesłali by prostego żołnierza na misję samobójczą (pewnie Front Wschodni...).  Co gorsza nie mieli planu politycznego na później. Władza i jej przejęcie to nie plan polityczny. Rommel był świetnym dowódcą, ale czy politykiem? A junty nie zdają egzaminu. W tamtych Niemczech po śmierci Hitlera trzeba byłoby postawić na Speera i Bormanna równocześnie. Speer był kimś kto może zapanować nad instrumentami państwa, zaś Bormann mógłby uniknąć chaosu w NSDAP i SS. Szkoda, że tych kwestii nie porusza się przy analizie tych zdarzeń lipcowych...


 

PS.

Ciekawe czy ktoś analizował jaki faktyczny cel przyświecał Niemcom w tej wojnie. Bo nie wystarczy wygrać – trzeba zagospodarować teren podbity. A to naprawdę przy tym potencjale jaki miały Niemcy nie wydaje się realne. Bez formalnej kapitulacji Francji byłby potężny problem. Ale to na inna debatę.

Zapraszam do dyskusji.

 

Potworniusz
O mnie Potworniusz

Potłuczony życiowo, ale jeszcze niedobity optymista. Nieco przerażony stanem debaty publicznej w Polsce. Lubię jak ludziom dobrze się wiedzie. Chciałbym by ludzie władzy widzieli społeczeństwo jako całość, organizm. Szukam ludzi podobnie myślących i ludzi, z którymi mogę się nie zgadzać, ale też szanować. Zajmuję się historią muzyki filmowej, a także genealogią Polski, zwłaszcza Grodzieńszczyzny. Bliskie są mi także sprawy społeczne, zwłaszcza problematyka wykluczenia społecznego. Jednym z ważniejszych priorytetów mojego życia jest upowszechnianie wiedzy o historii kultury, czego konsekwencją jest współpraca z Wikipedią, a wcześniej z Filmwebem czy Programem III Polskiego Radia. Mój egotyzm pozwala mi przypuszczać, że jestem ostatnim żywym wierzącym heretykim w moim kraju, a do tego mistykiem. Więcej pewnie wyjdzie na jaw poprzez moje niezborne pisanie. Kocham też Ziemię Grodzieńską i jej dzieje. http://forum.rodygrodzienskie.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka