Brockley Sid Brockley Sid
1582
BLOG

Norymberga – gorycz wielopłaszczyznowa.

Brockley Sid Brockley Sid Polityka Obserwuj notkę 5

 

Spektakl „Norymberga” Teatru Telewizji Polskiej. Poniedziałkowy wieczór.
 
Początkowo zastanawiałem się jakie środki ekspresji wyłuskać, po obejrzeniu poniedziałkowego spektaklu „Norymberga”. Wykonać miałem ukłon w stronę roli Gajosa, dialogów oraz treści, o którą zadbał reżyser. Zresztą w przypadku przedstawień teatralnych intrygujące jest to, że ich oddziaływanie jest zupełnie inne niż sztuk widzianych live. Zawsze bowiem można uciec przy nieinteresującym momencie, za pomocą pilota na inny kanał. Natomiast w przypadku słabej sztuki widzianej w teatrze, pozostaje jedynie czekać na przerwę lub koniec, aby uciec przed nudą. Oglądając telewizyjne przedstawienie „Norymberga”, nie ma oczywiście takiej potrzeby. Miałem napisać „Norymberga”, świetna, „Norymberga” pełna elektryczności, a przede wszystkim historycznie wyśmienita. Bogactwo związków ubocznych, śpieszące myśli – dobrze umotywowane i zrealizowane. Oczywiście wiadomo, że takie przedstawienie, które widziałem również w telewizyjnej jedynce, zaledwie przed rokiem, jest małym, ukrytym protestem, ostatnim słowem, dopowiedzeniem, przeciwko dożynaniu prawicy obecnej do niedawna w TVP. Brzmi ostateczny ton, niczym dzwon, tego prędko nie będzie. A dokładnie?
 
Bulver napisał, iż „miód ziemskiej mądrości zbieramy nie z kwiatów lecz z cierni”. I właśnie ów cierń historii, który umiejętnie wbija w widza twórca, stanowi o sile „Norymbergii”. Nie jest to jakaś patetyczna i pozorna siła, która za pomocą głupiego uśmiechu czy piosenki ma wciskać się w naszą pamięć. To tragizm dokonań człowieka, który odbierając innym życie, stara się spełnić oczekiwania ideologiczne państwa komunistycznego. Wykonuje służbę, cóż z tego że krwawą, ale zgodną z literą otrzymanego rozkazu.
 
Dlaczego nie zobaczymy prędko „Norymbergii”. Ponieważ ta sztuka mówi wprost, byli komuniści, ludzie systemu to zdrajcy, zasługujący na potępienie. To ludzie, którzy w wolnej Polsce mają się bardzo dobrze, po latach pracy dla reżymu. Mówi wreszcie niewygodną prawdę, iż żywa ikona wszelkiej walki, Polak i patriota od którego „należy się odpieprzyć” Wojciech Jaruzelski, jest odpowiedzialny za pacyfikację strajków robotniczych. Jest zapisany w systemie, w którym, fikcyjny lub nie, Stefan Kołodziej emerytowanym pułkownik kontrwywiadu wojskowego, jest kanalią, która pod koniec swojego życia żąda sądu dla siebie. Ale nie tylko, dla siebie, jest to właśnie wyrok dla wszystkich. Chociaż ostatecznie sądzony ma być pułkownik Kołodziej, to jest to sąd ostateczny, sąd moralny dla współtworzących tamten system. Tu nie ma miejsca na relatywizację występków, zbrodnia jest po prostu ludobójstwem. I żaden guzik generalski czy też inny nadredaktor wszechczasów, nie  chroni tarczą godności i wiary, przed „lżeniem”. Tutaj wewnętrzna wina, nieznośność grzechu, jest tak silna, że rozpaczliwe żąda własnej śmierci.
 
Dziennikarka rozmawia ze Stefanem Kołodziejem pułkownikiem kontrwywiadu wojskowego, który mówi o objawach bolszewizacji życia, jakże znajomych i aktualnych – jednym z jego symptomów jest banalny brak punktualności a kolejnym, radość z cudzych niepowodzeń. Nie jest to zestawienie zupełnie przypadkowe. Właśnie aureola pozoru i błahostki kryje w sobie prawdziwe piętno, uczynić tak aby bliźni miał jak najgorzej.
 
Myśmy byli za młodzi żeby umierać w lesie - mówi były ubek, ale za chwile oświeca nas również nową definicją tchórza – to bohater, któremu nie wyszło. Dominująca wieloznaczność i przerażająca prawda o historii i teraźniejszości Polski, przewijają się ciągle w trakcie trwania spektaklu. Pan jest podły – mówi dziennikarka. Wreszcie dochodzimy do porozumienia- odpowiada pułkownik. 
 
Powszechne darowanie winy – mówi Kołodziej – to obłęd. Osąd moralny i skazujący wyrok mogą być jedynie częścią konsekwencji, które powinni ponieść byli funkcjonariusze państwa komunistycznego, nie tylko za ludobójstwo, ale przede wszystkim za łamanie życiorysów.  Kanalia i morderca, sam przygotowuje materiał do swojego osądu. Konkretne osoby, prześladowani, którzy stracili życie w wyniku działania takich ludzi jak Kołodziej. Norymberga byłego ubeka, nie dochodzi do skutku, umiera tuż przed rozpoczęciem procesu, w niejasnych okolicznościach. Jednak świadomość wdowy po nim jest ciągle wypaczona:
 
 Mój mąż niestety zmarł. Nieszczęśliwy wypadek na polowaniu, emerytowany oficer wojsk powietrzno desantowych zabił go przypadkiem. Wspólnie zasadzali się na odyńca, tamten huknął i tyle. Ta śmierć wyszła mojemu mężowi jednak na dobre. Prokuratura wojskowa przysłała wezwanie. Norynbergi się komuś zachciało. Taki dobry oficer  – prawdziwy Polak. Wszystkie jego odznaczenia państwowe zawiozę do Australii wnukom, niech wiedzą, że dziadek był dobrym Polakiem.
 
Ale być może nie jest to jedynie świadomość wdowy, tylko części społeczeństwa?  
 
 Czy ktoś dostrzega ogromny dramatyzm tego obrazu, po wtorkowych wydarzeniach z Łodzi? Ja na pewno. Tutaj tkwi problemat, gest ludzki, postawa, która niesie konsekwencję na przyszłość. Jaką? Można spierać się o jej kształt ale nigdy o charakter. Okazuje się bowiem, iż prawda jest czymś tak emocjonującym jak krew, tylko trzeba więcej wyobraźni, aby ją ujrzeć. Rzeczywistość jest tak samo ostrą jak brzytwa. Rzeczywistość to system ran. Kto szuka na gwałt skrótów ekspresjonistycznych w postaci „to jest symetria zachowań, jednej i drugiej strony”, ten woli brzytwę, kto woli komplikację i jej przypisuje większą siłę emocjonalną, ten woli prawdę, ale nie jako jeden wyraz, jako zajście złożone, jako kompleks.
 
Żyjemy w innym kraju – wykrzykuje dziennikarka słysząc o sile wszechmocnych służb. Oczywiście – odpowiada ubek -  ale coś komuś pomóc, załatwić, zaszkodzić, jeszcze można. Lepszego zakończenia pewnie Szekspir by nawet nie wymyślił.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka