Jarosław Flis Jarosław Flis
1435
BLOG

Komu nie leży euroordynacja?

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 13

Skąd się biorą pomysły zmiany ordynacji do europarlamentu? Choć najwięcej uwagi przyciągają tu relacje pomiędzy partiami - przynajmniej sądząc z publikacji - to jednak, wedle mej skromnej wiedzy, naciski wcale nie tam się rodzą. Obecna ordynacja uwiera, bo wprowadza absurdalną mieszkankę pewności i niepewności z perspektywy polityków drugiego szeregu - europosłów i liderów regionalnych.    
Najlepiej to widać na liczbach. Zrobiłem sobie symulację wyników wyborów do PE na podstawie głosowania sejmowego 2011. Już w zeszłej notce podawałem generalne wyniki:  PO - 22 mandaty, PiS - 16, RPl - 5 a PSL i SLD po 4. Jednak które konkretnie z 13 okręgów dostałyby te mandaty? Jak bardzo partia w danym okręgu musiałaby się starać, by dostać coś więcej? Jak bliskie jest zagrożenie, że dostanie jednak mniej?
Dla każdej z 4 stabilnych partii zrobiłem odpowiednie zestawienie (PRl pominąłem, bo nie jestem pewien, czy przeżyje te dwa lata, nie ma europosłów ani liczących się władz regionalnych a na dodatek nie mieścił się w tabelce ;) ).
Dla każdego z okręgów policzyłem, ile będzie miał mandatów przy takim wyniku. Przeliczyłem też dla takiego okręgu poparcie w procentach. Na koniec wreszcie policzyłem najważniejsze dla sprawy wielkości - jak bardzo musiałoby wzrosnąć poparcie w danym okręgu, by partia dostała tam jeden mandat więcej, oraz jak bardzo musiałoby spaść, by jeden mandat straciła. Wszystkie zyski i straty na rzecz innych okręgów, nie zaś na rzecz innych partii, bo to jest bardziej prawdopodobne w większości przypadków. Są tu pewne uproszczenia, lecz nie takie, by zaburzyć generalny obraz. Kolorowym tłem wyróżniłem najbardziej prawdopodobne zyski/straty.
Mamy tu kilka  przypadków, gdy niewielka zmiana może prowadzić do zysków lub strat. W PO Dolny Śląsk jest całkiem niedaleko od odebrania trzeciego mandatu Warszawie. Do wyobrażenia jest też zysk Krakowa a strata okręgu zachodniopomorsko-lubuskiego. Podobnie w PiS okręg małopolsko-świętokrzyski może być zagrożeniem dla stolicy. Z drugiej jednak strony są też okręgi, dla których inny niż dzisiaj wyliczony przydział mandatów to sprawa naprawdę dużej wyobraźni. PO w Lublinie czy Rzeszowie może liczyć na drugi mandat po przekroczeniu 55 proc. , co dziś się nie udaje nawet na Pomorzu. Lecz jeden jedyny mandat można tam stracić dopiero po zejściu do poziomu 15 proc. (przy poparciu w skali kraju w granicach 40). W Lublinie nieomal identyczne są widełki dla PiS. W okręgu 13 dodatkowy mandat dla PiS wymagałby podwojenia dzisiejszego poparcia, zagrożenie stratą pojawia się dopiero po zredukowaniu go o połowę.
Zatem teoretyczne przesunięcia mandatów są dla jednych nadzieją/zagrożeniem całkiem realnym, lecz dla innych kompletnie abstrakcyjnym. Tak, czy inaczej, zawsze walka w obrębie listy jest oczywiście ważniejsza. Natomiast dla niektórych - ważniejsza praktycznie nieskończenie. 
W małych partiach rzecz jest o tyle prostsza, że dostają one po jednym mandacie i to tylko w części okręgów. Dostanie drugiego jest w praktyce poza zasięgiem kogokolwiek. Natomiast ten jeden jedyny jest u wyjściowych szczęśliwców taki jakby niezbyt pewny. Zdobycie mandatu zależy jednak w pierwszej kolejności od wielkości okręgu, nie zaś od procentowego poparcia dla partii. Dlatego mandat dla PSL na Śląsku jest bardziej prawdopodobny niż w Kujawsko-Pomorskiem. SLD ma mandat w Krakowie, choć procentowe poparcie ma wyższe w 8 okręgach bez mandatu.
Nic zatem dziwnego, że system prowadzi do frustracji posłów i działaczy. Jedni się boją, bo zagrożenie przychodzi nie wiadomo skąd, inni uważają, że są skrzywdzeni, bo trafiło im się żyć w małym okręgu, jeszcze inni są całkowicie zdemotywowani do jakichś starań, itd..
Samo rozwiązanie przypomina mi zaś zasłyszaną refleksję:
Są zwolennicy umieszczania spisu treści na końcu książki. Są zwolennicy umieszczania go na początku. Nie jest dobrym kompromisem umieszczanie go w połowie.
CDN. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka